O tym proteście katolików, jaki miał miejsce w Zielonej Górze 30 maja 1960 roku było cicho zarówno w PRL jak i podczas „ustrojowej transformacji”. Prawda była dla władz tak niewygodna, że starannie ją wygumkowano, by nie poznało jej społeczeństwo nie tylko całej Polski, ale nawet mieszkańcy regionu.
Spuszczenie zasłony milczenia przyczyniło się do tego, że była to jeszcze jedna z białych plam w najnowszej historii Polski. A przecież Wydarzenia Zielonogórskie były jednym z największych społecznych protestów miedzy czerwcem 1956, a „rozstrzelanym grudniem” 1970 roku na Wybrzeżu.
Dlatego trzeba o nich przypominać nie tylko z okazji majowych rocznic, by wiedza o niezłomnej postawie katolików z Zielonej Góry, walczących z komunistyczną władzą o Dom Katolicki była silniej obecna w pamięci nie tylko lokalnej, ale ogólnopolskiej, a zwłaszcza młodego pokolenia, które tamtych czasów pamiętać nie może. Opozycjoniści związani z KOR i Solidarnością latami umiejętnie pielęgnują swoje zaangażowanie, zasługi i legendę. Środowisko katolików było dość długo w tej sprawie niemrawe, a już na pewno nie umiało należycie się upomnieć o pamięć o wydarzeniach, w których miało swoje zasługi w konfrontacji ideologicznej i światopoglądowej miedzy władzą komunistyczna, a Kościołem katolickim, który zamierzał bronić swoich praw przysługujących mu na mocy konstytucji PRL.
Przypomnijmy, o co wówczas chodziło. Konflikt miedzy proboszczem parafii p.w. św. Jadwigi, księdzem kanonikiem Kazimierzem Michalskim, a lokalnymi strukturami partyjnymi dotyczył Domu Katolickiego, który komuniści zlikwidowali, przeznaczając budynek na inne cele. Lokalnych kacyków, którzy swoją nadgorliwością chcieli przypodobać się Warszawie, zbyt kłuł w oczy jako oaza religijności w świeckim państwie bez Boga, jakie chcieli budować. Tak naprawdę szło o pozbawienie Kościoła jakiegokolwiek wpływu ma życie ludności, a w konsekwencji stopniowe eliminowanie wiary ze świadomości społecznej.
Dom Katolicki służył wiernym w Zielonej Górze od 1945 roku, kiedy to wojewoda poznański przeznaczył budynek do dyspozycji miejscowych katolików. Był siedzibą regionalnej redakcji dziennika „Słowo Powszechne”, oddziału Caritasu, PCK, odbywały się tam również lekcje religii. Zapewne to właśnie katecheza była solą w oku komunistycznych władz i przyczyną decyzji o likwidacji tej katolickiej placówki, której budynek postanowiły przekazać wyłącznie na potrzeby grającej tam również orkiestry.
Gdy proboszcz zawiadomił parafian o planowaniu zakończenia zajęć w Domu Katolickim i mającej się odbyć eksmisji instytucji katolickich, ludzie z parafii „postawili kosy na sztorc”, podejmując decyzje o zablokowaniu tych działań, Najpierw w poniedziałek rano 30 maja 1960 roku doszło do przepychanek i szarpaniny z funkcjonariuszami Milicji Obywatelskiej, którzy przybyli realizować „linię partii”, ale po kilku godzinach „ruchawki” objęły już centrum miasta, przekształcając się w zamieszki, w których wzięło udział pięć tysięcy ludzi.
Władze nie spodziewały się takiego oporu i były skalą konfliktu zaskoczone. Rozgorzała regularna bitwa, milicjanci tłukli pałami i używali gazu, ludność wyrywała z ulic bruk i spaliła dwa milicyjne wozy. Poszkodowanych było dużo. Siły milicji zatrzymały 333 osoby, część aresztowano w późniejszy czasie na podstawie fotografii wykonanych przez funkcjonariuszy SB. Przed sądem stanęło 196 osób, wyrokami objęto – 48, skazując je na grzywny zasądzone przez kolegia orzekające i kary wiezienia od ponad dwu miesięcy do nawet pięciu lat.
Represjami objęto uczestników wydarzeń na uczelniach i w miejscach pracy. Nękano ich bezlitośnie. Niektórzy otrzymali „wilczy bilet”, pozostając długi czas bez zatrudnienia i środków do życia. Część uczestników tego „ruchu oporu” została zmuszona do opuszczenia Zielonej Góry na zawsze wraz z rodzinami. Decydenci partyjni jak ognia bali się przyznać, że Wydarzenia Zielonogórskie miały charakter spontaniczny. Wywołał je generalnie opór przeciwko kształtowi życia społecznego, jaki narzucono Polakom, rezygnując z „odwilży”, jaką rządy Władysława Gomułki obiecały po Poznańskim Czerwcu 56.
Jest ironią losu, że w tak zwanej „wolnej Polsce” o Wydarzeniach Zielonogórskich przypomniano sobie tak naprawdę dopiero w 2000 roku, w czterdziestą rocznicę. Jednej z ulic nadano wtedy nazwę tych wydarzeń. W 50. rocznicę – w 2010 roku - odsłonięto pomnik.
Najciekawsze jest może to, że w Wydarzeniach Zielonogórskich brali udział Polacy przesiedleni z Kresów Wschodnich Rzeczpospolitej, których w tym mieście osiedlono. „Wysadzeni z siodła” ,wciąż jeszcze wylęknieni o dalszy los „Ziem Odzyskanych”, które uważali za niepewne w polskich rękach, mimo braku zakorzenienia, umieli się jednak zjednoczyć w imię obrony wiary, która była najsilniejszym spoiwem tej kresowej mozaiki po wojennej zawierusze. Wydarzenia określiły na tym terenie ich tożsamość i posłużyły do budowania wspólnoty.
Alicja Dołowska