Poseł Siarkowska wyśmiała kłamstwa pismaka z Wyborczej szkalującego Wojska Obrony Terytorialnej

0
0
0
/

Jak informuje Biuro Prasowe Republikanów „poseł Anny Marii Siarkowskiej – przewodnicząca koła poselskiego "Republikanie" skomentowała wypowiedź dziennikarza "Gazety Wyborczej" Bartosza Józefiaka, który w programie stacji TVN24 "Czarno na białym" opisał szkolenie jakie przeszedł chcąc zostać żołnierzem Wojsk Obrony Terytorialnej.   Poseł Siarkowska stwierdziła, że „niestety, jak się okazało z redaktora "Gazety Wyborczej" nie będzie dobrego żołnierza, ponieważ... pomylił on jednostki i zamiast na kurs w ramach szkolenia Wojsk Obrony Terytorialnej trafił do jednej z organizacji proobronnych. Byłoby to nawet zabawne gdyby nie to, że w reportażu, którego został głównym bohaterem, nie przedstawił idei Wojsk Obrony Terytorialnej w jak najgorszym świetle - z racji tego, że wprowadził widzów w błąd i nie był nawet na właściwym szkoleniu. Jest to przykład haniebnego kłamstwa, czy też może kompletnego braku przygotowania do wykonywania zawodu dziennikarza. Poseł Siarkowska postanowiła przy okazji tego "reportażu" sprostować wiele niejasności i wręcz kłamstw krążących na temat Wojsk Obrony Terytorialnej. Jak mówiła na konferencji: "Jedyne co udowodnił materiał zarówno w "Gazecie Wyborczej", jak i wyemitowany w TVN24 to to, że dziennikarz "Wyborczej" na dobrego żołnierza się nie nadaje - zwyczajnie pomylił szkolenia. Nie zgłosił się bowiem do macierzystej jednostki, tylko wstąpił do jednej z organizacji proobronnych i w ramach tej organizacji przeszedł część szkolenia. Jednak różnica pomiędzy organizacjami proobronnymi, a Wojskami Obrony Terytorialnej jest diametralna. Dlatego chciałam wykorzystać tę sytuację do wskazania podstawowych różnic. różnicę, którą możemy zaobserwować już na pierwszym etapie jest weryfikacja. Otóż kandydaci do obrony terytorialnej muszą przejść badania psychologiczne, zostać zbadani przez komisję lekarską i mieć ukończony 18 roku życia. Ochotnicy do organizacji proobronnych nie muszą takich badań przechodzić, a nawet być pełnoletnimi. Drugim elementem jest to, że Wojska Obrony Terytorialnej są częścią Sił Zbrojnych i są włączone w cały system kierowania i dowodzenia. Natomiast organizacje proobronne są częścią tego co nazywamy organizacjami pozarządowymi - to część systemu niemilitarnego. Dlatego tych dwóch rzeczy nie wolno łączyć. Trzecim elementem, który warto zasygnalizować jest ten, że głównym zadaniem Wojsk Obrony Terytorialnej jest prowadzenie obrony terytorium, ochrona granic, stanie na straży konstytucji , czyli te zadania to misja, która jest postawiona przed Siłami Zbrojnymi. Natomiast podstawowym zadaniem, które stawia się organizacjom proobronnym są zadania wychowawcze. Kolejny element to instruktorzy. Jeśli chodzi o organizacje proobronne to instruktorami są fascynaci. Ich przygotowanie do szkolenia jest różne. Natomiast w ramach Wojsk Obrony Terytorialnej instruktorzy to zawodowcy, świetnie wyszkoleni i przygotowani, wywodzący się z wojsk specjalnych, z rozpoznania. Ich wyszkolenia i profesjonalizmu w żaden sposób nie da się podważyć. Kolejny element to kwestie związane ze strukturą i stopniami. W ramach Wojsk Obrony Terytorialnej ten system jest ściśle zmodyfikowany i zgodny z wymogami ustawowymi. Natomiast w przypadku organizacji proobronnych jest dość dowolny. Zatem jak widać różnica jest zasadnicza. Chciałabym zasygnalizować, że sam program szkolenia jest inny. W Wojskach Obrony Terytorialnej szkolenia są prowadzone w taki sposób, aby uczyć żołnierzy działania zgodnie z wymogami chociażby Konwencji Genewskiej dotyczącej użycia ognia, a w przypadku organizacji proobronnych takich zasad stosować nie trzeba. Inne jest też wyposażenie i uzbrojenie. Wojska Obrony Terytorialnej dysponują nowoczesnym sprzętem i umundurowaniem, a organizacje proobronne muszą sobie z tym radzić na miarę swoich skromnych możliwości. Na zakończenie chciałabym zasygnalizować jedną, bardzo podstawową rzecz, a mianowicie Wojska Obrony Terytorialnej składają się ze świetnych instruktorów, którzy mają duże zaufanie do swoich żołnierzy - już drugiego dnia dostają oni broń i ostrą amunicję i w przeciwieństwie do członków organizacji proobronnych nie muszą wykrzykiwać tego używanego przez pana redaktora "Gazety Wyborczej" okrzyku "Jeb, jeb, jeb!" tylko idą na strzelnicę czy też ćwiczą na poligonie." Jan Bodakowski

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną