Jak donosi niemiecki dziennik "Die Welt" - Po niemieckim oficerze Bundeswehry, który planował zamachy, teraz syryjskimi uchodźcami okazała się ukraińska rodzina.
We wrześniu 2014 r. do Niemiec przybyła cała rodzina z Ukrainy, która... złożyła podanie o azyl. BAMF w 2015 r. przyznał im azyl oraz status uchodźców. Pisemnie. Urzędnicy z rodziną nigdy się nie spotkali osobiście. Prawo pobytu zostało udzielone ot tak, na fali tzw. polityki otwartych drzwi i narzuconej odgórnie kultury powitania. Kontroli tożsamości nie było. Rodzina otrzymała lokum w obozie dla uchodźców w okręgu Borken w rejencji Münster oraz zasiłek. I zapewne doczekałaby się w końcu własnego mieszkania, gdyby nie chwaliła się swoim oszustwem. Ukraińcy mówili innym mieszkańcom obozu, by także podawali się za Syryjczyków, bo „niemieckich urzędników łatwo oszukać”. Śmiali się, że „głupi Niemcy” nawet nie zauważyli, że żaden z nich nie mówi po arabsku.Ktoś doniósł i BAMF cofnął im decyzję o przyznaniu rodzinie azylu. Tymczasem Ukraińcy zaskarżyli decyzję BAMF do sądu. Ponieważ nie można tak sobie cofnąć decyzji administracyjnej, bo to godzi w zasadę „bezpieczeństwa prawa”, która chroni obywateli przed samowolą urzędników. Niestety ze względu na to, że Ukraińcy otrzymali azyl na podstawie fałszywych przesłanek sprawę przed sądem pewnie przegrają,