Narcyz na arenie
Niegdyś dobro i zło było widoczne na twarzy. Teraz twarz jest nakładana na maskę, więc kompletnie nie wiadomo już, która warstwa jest prawdziwa. Dużo jest słów o współczuciu, współodczuwaniu, niewiele z nich jest prawdziwych.
Ach, ta niby-chęć narcyza do niesienia pomocy innym, niby-wrażliwość na ludzką niedolę, niby-zdolność do poświęcenia, nijak się ma prawdziwego współczucia, które większość z nas nabywa w procesie wychowania.
Facebook (a coraz częściej Twitter) jest podium, areną, sceną, gdzie każdy może wyeksponować siebie przed ogromną publicznością. Zadziwiająca koncentracja uczestników pseudo prawdziwego życia w Internecie ma miejsce w obszarze potrzeb i emocji.
Egocentryzm, a może raczej egotyzm stał się wizytówką, herbem a nawet numerem telefonu. Gdy relacje międzyludzkie umarły - a prawdziwe według tylko zdarzały w prehistorycznych czasach, współczesny narcyz krzyczy: „Zobaczcie jaki jestem fantastyczny – jak wyglądam! Jak się poruszam! Jak wydaję pieniądze – na siebie, na innych! Jak pomagam!
Uwaga: narcyz dotrzymuje tylko wtedy słowa, gdy służy to jego własnemu interesowi! Inaczej – trzęsie portkami i robi w tył zwrot.
Jak to przepięknie ktoś powiedział: prawdziwa rodzina jest największą szkołą współczucia. Są też tajemnice dusz poranionych i uzdrowionych przez dobroć. Irytować mogą przejawy dobra pozornego, kiedy darczyńca publicznie musi wykrzyczeć komu, w jakiej ilości, gdzie i kiedy, kosztem jakich wyrzeczeń, po co i dlaczego tak wielkodusznie niesie pomoc stawiając swoją ofiarę w sytuacji, że jest ona bezradna, gorsza, napiętnowana.
To tak jak z tymi, którzy pomagają samotnym matkom, nie mając pojęcia o piekle, które przeszły i obrażają je zarazem bezlitośnie. To już zupełna dystrofia uczuć.
Źródło: prawy.pl