Farmy wiatrowe pogrążą polskie stocznie

0
0
0
/

Szansą dla polskiego przemysłu stoczniowego może być wykorzystanie niszy, jaką stwarza produkcja statków do stawiania farm wiatrowych – uważa Ministerstwo Skarbu Państwa. Również właściciele resztek majątku stoczniowego starają się tworzyć programy biznesowe właśnie w oparciu o ten klucz, tymczasem wiele wskazuje na to, że wspomniana gałąź gospodarki wkrótce przestanie przynosić zyski, ponieważ energetyka wiatrowa nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań i kraje zachodnie powoli się z niej wycofują.

 

 

 

To może być jedna z przyczyn, dla której ARP nie zdecydowała się włączyć w ratowanie Stoczni Gdańsk w charakterze inwestora na prawach rynkowych. Wprawdzie agencja odmawia podania szczegółowych przyczyn decyzji - wiadomo jedynie, że zaprezentowany jej biznesplan był konsultowany w dwóch największych specjalistycznych kancelariach i obydwie rekomendacje okazały się negatywne, niemniej jednak nie to powinno najbardziej martwić i stronę społeczną, inwestorów, i stronę rządową.
 

Podczas posiedzenia sejmowej Komisji Skarbu Państwa, ze słów przedstawiciela resortu skarbu państwa, podobnie zresztą, jak i prezesa Stoczni Gdańsk można było wywnioskować, że stocznie w Polsce – nie tylko ta gdańska, ale i pozostałe – nie tylko, że są w świetnej kondycji, lecz tworzą nowe miejsca pracy. Panowie w drogich garniturach mówili o licznych kontraktach i świetlanej przyszłości, co spotkało się z ostrym protestem związkowców.
 

- Jak jest tak dobrze, jak pan przedstawia, to dlaczego jest tak źle? – zwrócił się do prezesa zakładu Waldemar Wilanowski, przewodniczący Związku Zawodowego Robotników w Stoczni Gdańsk. - 330 ludzi jest na postojach w Stoczni Gdańskiej. Jak ja słyszę o kontraktach, to mi się ciśnie na usta: „gdzie one są”? Od marca do grudnia 2013 r. były w stoczni zwolnienia grupowe. W styczniu 2014 r. nastąpiła kolejna tura zwolnień. Na dzień dzisiejszy w stoczni pracują 964 osoby czyli o 1000 mniej niż w zeszłym roku – mówił nie bez emocji.
 

Rzeczywiście podejście władz oraz właścicieli do przemysłu stoczniowego w Polsce jest naprawdę zastanawiające. „Polskie stocznie, jeżeli chcą mieć zamówienia, powinny dostosować się do wysokich wymagań kontrahentów pod względem ceny i jakości”, „kondycja stoczni zależy od zarządzających nimi, czy potrafią zarządzać, czy nie, czy potrafią pozyskać zlecenia, czy nie, w końcu zaś – czy potrafią dokonywać analizy rynku i całego otoczenia rynkowego” - te słowa padły w Sejmie podczas czwartkowego posiedzenia komisji, zatem trudno dziwić się rozgoryczeniu pracowników. Stocznia Gdańsk spełniała bowiem wszystkie wyżej wymienione warunki, a mimo to doprowadzono do jej upadku, a majątek rozkradziono. Wszystko tylko dlatego, że stanowiła konkurencję na rynku branżowym. Formułowanie zatem takich „mądrości” urąga nie tylko zdrowemu rozsądkowi, lecz również zwykłej przyzwoitości.
 

- Dzisiaj problemem jest znalezienie wysoko wykwalifikowanej kadry. Produkcja stoczniowa to nie jest produkcja małych stateczków – stwierdził prezes ARP Wojciech Dąbrowski, który winnych jak zwykle szuka nie na własnym podwórku. Tymczasem stoczniowcy, w szczególności ci, którzy ukończyli 50 lat, przymierają głodem i nie ma ani człowieka (może poza związkowcami), ani instytucji, która by się za nimi ujęła.
 

Anna Wiejak

 


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną