Bezbronność to nie naiwność, ale prawdziwa wolność relacji!

0
0
0
/

Medytacje ewangeliczne z dnia 13 lipca 2017, Czwartek - (Mt 10,7-15). Jezus powiedział do swoich apostołów: Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski! Wart jest bowiem robotnik swej strawy. A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. Wchodząc do domu, przywitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli zaś nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was! Gdyby was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych! Zaprawdę, powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu. Co to znaczy, że wychodzimy do drugiego człowieka tzw. otwartym sercem? Brzmi patetycznie? Ale to jest bardzo konkretna sytuacja, która bardzo często zdarza się Tobie i mi. Otóż otwieramy się na drugiego człowieka swoją… bezbronnością. Bo Miłość we wszystkich jej odmianach: w znajomości, przyjaźni, małżeństwie, braterstwie, rodzicielstwie… właśnie taka jest bezbronna! Gdyby miała się bronić, nie byłaby już Miłością! To nie jest naiwność! Logicznie już widząc, musimy stwierdzić, że dawanie jest zawsze bezbronnością w swej istocie. Bezbronność, czyli szczere otwarcie się na drugiego człowieka, jest właśnie taką drogą bez zabezpieczenia, bez owych dwóch sukien, sandałów, bez żadnej laski do wspierania się, czy do bronienia się. Miłość jest właśnie taka: bosa, obdarta z sukien, prosta i bezbronna! Nic nigdy nie zdobywa, a wszystko rozdaje. A zatem, my tacy bezbronni, prości i słabi, spotykamy kogoś i… bywa różnie. Jedni ze spotkanych wychodzą do nas dokładnie z taką samą bezbronnością, wtedy powstają niesamowite przyjaźnie, których smak jest już tu na ziemi nadprzyrodzony! To nie jest naiwny obraz! To jest pełna świadomość prób i błędów, ale gdy dwie osoby stają wobec wzajemnej bezbronności, wzajemne wybaczanie przychodzi łatwo! Takie przyjaźnie są i to wcale nierzadkie! Jeśli jednak ktoś żyje uzbrojony w owe suknie, to znaczy w pancerze chroniące go przed zranieniami, do tego obuty, aby ewentualnie łatwiej przejść nad kimś, kto być może upadł akurat na jego drodze, do tego ma laskę, którą zawsze może się obronić przed relacją, to najprawdopodobniej jest to ogromnie nieszczęśliwy człowiek. Wtedy, gdy my odważymy się na bezbronność, gdy wychodzimy ku drugiej osobie, ale ten drugi ktoś ma zapas swoich absolutnie nienaruszalnych schematów, czyli ów pancerz z dwóch sukien, ma torbę to znaczy cały zapas osobistych wyjść ewakuacyjnych, które wydają mu się bardziej atrakcyjne niż sam człowiek, ma też laskę do obrony, która tak naprawdę jest złudnym i latami wytresowanym uczuciem tzw. niezależności, to nie pozostaje nam niekiedy nic innego, jak strzepnąć popiół z nóg i iść dalej. Naszym problemem nie jest bowiem to, że poczuliśmy się zranieni. Nie! Zranienia są niezmienną stałą relacji międzyludzkich! Nasz problem jest w tym, aby doświadczenia lekceważenia nas, nie przerobić w sobie w egocentryczną samoobronę wobec kolejnych napotkanych ludzi! W kochaniu osób, nasza bezbronność, która nie jest żadną naiwnością, ale właśnie jest pełną świadomości relacją, oznacza naszą prawdziwą wolność jak i szacunek dla wolności tego, z którymi nawiązujemy relacje! Gdy przychodzi czas, że Bóg pokazuje nam, iż jednak mamy otrzepać kurz z nóg, to i tak pokój nasz wraca do nas. Każdy ma swój czas na zrozumienie tej prawdziwej wolności relacji osobowych, która polega na bezbronnym wychodzeniu do drugiego człowieka. Tu nic nie dzieje się na siłę, nie można kogokolwiek zmuszać, aby był z nami w relacji, ani nas nikt nie może do tego zmuszać. I teraz najważniejsze: W spotkaniach międzyludzkich dzieją się sprawy Boże, a my nie jesteśmy bogami i każdy tu ma swój czas na odkrywanie ich piękna. Jak to się mawia: Konia można na siłę zaciągnąć do wodopoju, ale nie można go zmusić do picia. Pozwalajmy ludziom być takimi jakimi są, zauważajmy też tych wszystkich bezbronnych wobec nas, którzy szanują naszą wolność w relacji, uczmy się bezbronności jedni względem drugich, to jest ciekawe! I oby nikt, kto przychodzi w Imię Boga, z naszego powodu nie musiał otrzepywać z kurzu swoich stóp! A jeśli my sami rozeznajemy w Bogu, że przychodzi czas, gdy musimy otrzepać kurz z naszych nieobutych stóp i odejść, to Bóg zawsze przywraca nam nasz szczęśliwie bezbronny pokój. Chodzi przecież nie o to, aby asekuracyjnie unikać zranień, ale aby samemu nie ranić! Tylko tyle… i aż tyle.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną