Weto prezydenta Andrzeja Dudy może być elementem planu Jarosława Kaczyńskiego

0
0
0
/

Wielu polskich patriotów na wieść o zawetowaniu przez prezydenta Dudę ustaw PiS reformujących wymiar sądownictwa zareagowało zbyt emocjonalnie i histerycznie. Uznali oni, że prezydent ich zdradził, a renegaci nie mogli powstrzymać satysfakcji. Moim zdanie ta złość lub ta radość może być przedwczesna. Absolutnie nie wiemy, jakie ustawy zgłosi prezydent, bo to, że sam wystąpi z inicjatywą ustawodawczą w kwestii reformy sądownictwa jest pewne. Jedną z klasycznych scen w filmach kryminalnych jest scena przesłuchania metodą „dobrego i złego policjanta". Polega ona na tym, że policjanci dogadują się, i jeden z nich jest „zły" i zastrasza przesłuchiwanego, a drugi jest „dobry" i zdobywa sympatie zastraszonego. Rozgrywka z ustawami w sprawie sądów przypomina mi ten schemat. Tym bardziej, że panuje opinia, że Jarosław Kaczyński to mistrz strategi. Przez lata tę opinię ignorowałem, ale w ostaniach latach, kiedy wszystko układa się po myśli prezesa PiS, zaczynam się zastanawiać czy to nie jest prawda. Przypomnijmy. Prezydent zawetował ustawy PiS reformujące sądownictwo, bo dawały one władzę ministrowi sprawiedliwości. Ministrem sprawiedliwości jest Zbigniew Ziobro, niebędący formalnie członkiem PiS, syn marnotrawny, który swego czasu odszedł z PiS i starał się zbudować partię patriotyczną pod swoim szyldem. Jak przegrał konkurencję z PiS, to jako syn marnotrawny do PiS powrócił, ale czy ojciec Jarosław Kaczyński mu na pewno wybaczył i zapomniał jego zdradę, tego nie możemy być pewni. Natomiast Andrzej Duda członkiem PiS przestał być formalnie z racji wykonywania urzędu prezydenta. Nie zdradził nigdy Jarosława Kaczyńskiego, nie porzucił PiS, i nic nie kręcił na boku. Jednym z postulatów PiS jest wzmocnienie władzy prezydenta. Władze prezydenta wzmacnia się nie poprzez przekazywanie kompetencji w ręce ministra sprawiedliwości, tylko w ręce prezydenta. Moim zdaniem możemy się zatem spodziewać, że cała ta awantura z wetem prezydenta to ustawka. A w końcu, tak jak zamierzano na początku, kompetencje, które w zawetowanym projekcie miał dostać minister sprawiedliwości dostanie prezydent. Byłoby to bardziej zgodne z dążeniem PiS do demokratyzacji ustroju w Polsce – ustrój sądów jest niedemokratyczny, bo sędziowie nie pochodzą z woli ludu. Demokratyczny mandat prezydenta jest o wiele większy niż mandat ministra. Ministra wybiera sejm wybrany przez lud, natomiast prezydent od razu pochodzi z woli ludu. Dodatkowo ustrój prezydencki jest o wiele bardziej funkcjonalny niż obecny ustrój z dominującą rolą rządu. Prezydent ma stabilną władzę, a rząd musi zabiegać o poparcie sejmu. Stabilna większość PiS to ewenement, zazwyczaj rząd pochodzi z porozumienia kilku partii, co powoduje, że nie może być pewny stabilnej większości. Pozostaje pytanie czy PiS zyskuje na protestach opozycji czy traci. Zacznijmy od pieniędzy. Protesty kosztują, więc ich przedłużanie osłabia opozycję. PiS gra tak, by opozycja się spłukała, zmęczyła i skompromitowała. Jest to gra bez ryzyka, wiadomo, że opozycja będzie non stop zwalczać PiS, ale dla PiS jest bardziej korzystne, by opozycje walka z PiS kosztowała więcej niż mniej. Po drugie dla PiS bardzo wygodne jest to, że opozycja wypala się w tematach nieinteresujących dla społeczeństwa takich jak ustrój sądownictwa – to, że nie są tematy popularne widać po tym, że protesty groteskowej opozycji przyciągają egzaltowanych emerytów, a protesty nowego formatu dobrze sytuowanych młodych lewicowców, którzy dla rewolucji nie zrezygnują z kawioru. Jan Bodakowski

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną