Wałęsa bił już rekordy obciachu, podając wzajemnie wykluczające się wersje na temat swojej agenturalnej przeszłości. Mówił, że podpisywał i nie podpisywał, a jak podpisywał, to z litości… bo ubek prosił, przekonując, że w przeciwnym razie straci pracę… Teraz przeszedł sam siebie.
Zanim o tym, warto przypomnieć, że „Lechu” zapewniał wcześniej, że nagłe zastrzyki gotówki spowodowane były wygranymi w „totka”, a nie gratyfikacjami od UB, a co do „Bolka” tłumaczył, że wszystko to pomyłka, bo to nie on, tylko nazwa specjalistycznej maszyny do podsłuchiwania legendy „Solidarności”, czyli jego samego. Innym razem, były prezydent przekonywał, że owszem, coś tam podpisywał, bo prowadził grę z ubecją i on ich wszystkich wykiwał. A jak nie wykiwał, to zlitował się nad jednym oficerem, który żalił się, że jak mu byle czego nie podpisze to tenże pracę straci, a Wałęsa empatyczny jest to i podpisał, ale żeby tam zaraz współpracował? Nie! Pomógł tylko człowiekowi w potrzebie…
Teraz jednak okazuje się, że za „Bolkiem” stoi oczywiście nie kto inny, ale Kaczyński (zresztą jeden i drugi). I to jest wersja, której zdaje się człowiek z Matką Boska w klapie będzie się trzymał do końca rządów PiS.
- Cała sprawa TW Bolka wykonana z Kaczyńskimi. Sięgnęli nawet po Kiszczaka i Kiszczakową. Zatrudnili w IPN A. Gwiazdę, K. Wyszkowskiego i innych moich wrogów, by wyszukali i dopasowali dokumentację. Z teczek podrobionych SB i agentów ze stoczni zmontowali teczkę Bolka i podłożyli to P. Kiszczakowej za obiecaną emeryturę. Kanalie to za mało – napisał w na profilu społecznościowym Wałęsa, łamiąc przekonanie o tym, że głupszej wersji na temat swojej współpracy z „bezpieką” nie da się już wymyślić.
Robert Wyrostkiewicz