Banderowska Ukraina nigdy nie będzie polskim sojusznikiem

0
0
0
/

Przekonanie obozu PiS, że Ukraina jako sojusznik przyjdzie nam z pomocą jest taką samą "mniematologią stosowaną", jaką dla obozu sanacyjnego w 1939 roku było przekonanie, że sojusznicze Francja i Anglia uderzą na Niemców z drugiej strony – skomentował deklaracje wygłoszone w Kijowie przez ministra Antoniego Macierewicza ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. W rzeczy samej trwające zaklinanie rzeczywistości przez rząd odnośnie do Ukrainy może budzić poważny niepokój, podobnie zresztą jak i przyzwolenie, aby Ukraina nękała polskie oczy czerwono-czarnymi barwami. - Polska stoi po stronie Ukrainy, gdyż broni ona Europy; bez Ukrainy Europa nie będzie pełnowartościowa – oświadczył minister Antoni Macierewicz podczas obchodów Dnia Niepodległości Ukrainy, podczas których Wojsko Polskie defilowało obok ukraińskiego, niosącego sztandary UPA czyli dokładnie tej organizacji ukraińskich nacjonalistów, która sprzymierzona z hitlerowskimi Niemcami wyrywała Polsce jej terytoria pod nacjonalistyczne państwo ukraińskie i równie dobrze co z Niemcami dogadywała się z sowietami, wszystko rzecz jasna kosztem Polaków. Należy zatem zastanowić się, jaką „wartość” wniesie do Europy zbanderyzowana Ukraina, czcząca ludobójców niczym największych bohaterów, agresywna i nieprzewidywalna. Czy naprawdę można być tak naiwnym, żeby wierzyć, iż zbanderyzowani Ukraińcy w krytycznej sytuacji przyjdą nam z pomocą? Fakt, iż Stany Zjednoczone rozgrywają Ukrainę i przymykają oczy na odradzający się w postępie geometrycznym banderyzm nie powinien polskim władzom przesłaniać pola widzenia. To nie Stany Zjednoczone, ale Polska znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie państwa, w którym odradza się totalitaryzm i to Polsce, a nie USA, przyjdzie się zmierzyć z realnym zagrożeniem ze strony coraz bardziej agresywnego sąsiada. Wygląda na to, że doświadczenia II wojny światowej niewiele Polaków nauczyły. Podobnie jak miało to miejsce w Dwudziestoleciu Międzywojennym opieramy swoje bezpieczeństwo o system sojuszy, rozwojowi totalitaryzmu nie starając się nawet zapobiec. Z odradzającym się obecnie na Ukrainie totalitaryzmem wcześniej czy później przyjdzie się Polakom zmierzyć. Od władz w Warszawie zależy, czy hydrze ukręcą łeb, wszczynając alarm na arenie międzynarodowej, czy też – jak było dotychczas – będą legitymizować banderowską Ukrainę na światowych salonach. Kiedy 11 lipca b.r. minister obrony narodowej Antoni Macierewicz wygłaszał na Skwerze Wołyńskim pamiętne przemówienie, w którym znalazły się słowa: „Ludobójstwo, które się dokonało miało swój straszliwy kształt, którego wciąż nie do końca jesteśmy świadomi, którego potworność i okrucieństwo sprawia, że wciąż się cofamy, by dzisiaj, po tylu dziesiątkach lat zobaczyć to, co oni w tych straszliwych chwilach przeżywali”, można było odnieść wrażenie, że w polityce rządu polskiego względem ukraińskiego banderyzmu coś się zmieniło, że nastąpił przełom. Przyjmowanie przez ministra Antoniego Macierewicza defilady ukraińskich żołnierzy z barwami zbrodniczej UPA stanowiło przysłowiowy kubeł zimnej wody na głowę. PiS w obszarze Ukrainy ewidentnie realizuje amerykańskie cele kosztem dobrze pojętej polskiej racji stanu. I mogę się założyć, że jak przyjdzie nam w przyszłości zmierzyć się z banderowskim zagrożeniem, zostaniemy w nim sami, jeżeli nie sprzedani, jak w Jałcie i Teheranie. Pamiętajmy, że tam też mieliśmy swoich „sojuszników”.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną