Katolicki filozof został zwolniony z uczelni za słowa „Amoris Laetitia to tykająca bomba”

0
0
0
/

Znany katolicki filozof dr Josef Seifert powiedział, że „bezpośrednie zobowiązanie” służenia papieżowi i Kościołowi wymaga od niego, aby opublikował krytykę papieskiej adhortacji dotyczącej małżeństwa i rodziny, co spowodowało jego zwolnienie z katolickiego uniwersytetu przez lokalnego arcybiskupa. Seifert w wywiadzie udzielonym „OnePeterFive” powiedział, że kiedy jego przyjaciel i współpracownik Rocco Buttiglione nakreślił mu, jak papieska adhortacja „Amoris Laetitia” może zostać wykorzystana do wywrócenia do góry nogami katolickiego nauczania o złu tkwiącym we współżyciu z użyciem środków antykoncepcyjnych, dogłębnie nim to wstrząsnęło. W artykule opublikowanym w zeszłym miesiącu, Seifert nazwał papieską adhortację z 2016 roku tykającą „teologiczną bombą atomową”, która ma zdolność zniszczenia całego katolickiego nauczania o moralności. W artykule tym filozof przekonywał, że jeżeli papież Franciszek wierzy, że cudzołóstwo – cytując adhortację - „jest tym, o co prosi sam Bóg” pary w „nieuregulowanych” sytuacjach, wówczas nic nie powstrzymuje żadnych innych z gruntu złych aktów, jak antykoncepcja czy homoseksualizm, od usprawiedliwienia. Podkreślał, iż Kościół katolicki naucza, że użycie antykoncepcji (włącznie z pigułką, kondomem, stosunkiem przerywanym i innymi metodami) jest „z natury rzeczy złe”, co oznacza, że niezależnie od sytuacji stoi to w poważnej sprzeczności z moralnością. Zwrócił uwagę, iż całe nauczanie Kościoła katolickiego w tej sprawie zostało ujęte przez papieża Pawła VI w Encyklice Humanae Vitae, natomiast papież Jan Paweł II wyjaśniał powody tego stanowiska podczas środowych audiencji, które zostały zebrane w książkę „Teologia ciała”. Seifert stwierdził w wywiadzie, że jeżeli papież Franciszek ma rację i Bóg czasami prosi ludzi o to, aby dokonywali złych czynów, to nie ma żadnych złych czynów, ponieważ każdy da się wytłumaczyć jako część „woli Boga”. - Jeżeli jacyś zatwardziali cudzołożnicy mogą zostać dopuszczeni do sakramentów, a skoro ich cudzołóstwo może nawet „być tym, czego chce od nich Bóg w złożoności ich sytuacji”, to jak można wykluczyć – idąc tym samym torem myślowym – że niektóre pary, które stosują antykoncepcję, powinny zostać dopuszczone do sakramentów? - pytał. - A może, że nawet Bóg, w złożoności ich konkretnej sytuacji, chce, aby stosowali antykoncepcję i sterylizację, zamiast czasowej abstynencji od współżycia, ponieważ ta abstynencja może prowadzić męża czy żonę do popełnienia gorszych grzechów? - dodał. - Jestem przekonany, że czysta logika dyktuje to, że jeżeli papież Franciszek nie cofnie nauczania, które analizuję w moim ostatnim artykule, i nie odpowie na dubia kardynałom, którzy je zgłosili, aby nie było wątpliwości, że to są złe akty, i że te akty nie są usprawiedliwione w żadnej sytuacji, „Humane Vitae” będzie interpretowana jako ideał, którego nie będzie można wymagać od wszystkich, i że, po rozeznaniu, ci, którzy stosują antykoncepcję (z czy bez efektu wczesnoporonnego), mogą przystępować do sakramentów i że sam Bóg, w trudnych sytuacjach, chce, żeby tą antykoncepcję stosowali – wyjaśnił. Seifert nie ukrywał, że oświadczenie papieża, że Bóg czasem chce zła, wstrząsnęło nim dogłębnie, ponieważ wydawało się udowadniać, że zmiany w nauczaniu Kościoła odnośnie do moralności w „Amoris Laetitia” potencjalnie poszły zdecydowanie dalej niż ktokolwiek we współczesnej debacie (włącznie z papieżem i nim samym) mógłby kiedykolwiek przypuszczać. - Myśl, że wszystkie te zgodne z prawdą doktryny [dotyczącej seksualnej moralności] mogą zostać odwołane, relatywizowane, czy podkopywane poprzez zwyczajne stawianie pytajnika w postaci „Amoris Laetitia” mocno mnie zakłopotała – tłumaczył. - Czułem się zobligowany do napisania tego, aby uniknąć moralnie i teologicznie destrukcyjnej bomby atomowej, która mogłaby skruszyć całe nauczanie Kościoła katolickiego w kwestiach moralności. Tym sposobem moją intencją, kiedy stawiałem to pytania z największą możliwą jasnością, było aby stanowić pomoc dla Magisterium papieża Franciszka w celu uniknięcia takiej szkody – wyjaśniał filozof. Poglądu Seiferta nie podzielił arcybiskup miejsca Javier Martínez Fernández, który 31 sierpnia wydał oświadczenie o usunięciu Seiferta z katedry, co tłumaczył krytykującym „Amoris Laetitia” artykułem. Stwierdził, iż artykuł ten „narusza jedność Kościoła, sieje zamęt wśród wiernych i powoduje nieufność w stosunku do następcy św. Piotra, który w końcu nie służy prawdzie wiary, ale interesom świata [sic!!!]”. Tymczasem Seifert zapytany, czy dostrzega już jakieś destrukcyjne konsekwencje w Kościele ze względu na zamęt spowodowany „Amoris Laetitia” odpowiedział, iż obawia się, że adhortacja może nawet skutkować potępieniem niektórych dusz. Tłumaczył, że pary w związkach „nieuregulowanych”, które przystępują do sakramentów, popełniają bardzo poważny grzech świętokradztwa, co ma swoje bezpośrednie duchowe konsekwencje i może zaprowadzić dusze prosto do piekła. - Co więcej, wielką krzywdę wyrządza się duszom, jeżeli teraz niektórzy seminarzyści nie chcą zostać księżmi, ponieważ widzą się zmuszanymi, wbrew własnemu sumieniu, do udzielania sakramentów osobom w nowych, cywilnych związkach, których poprzednie małżeństwo nie zostało uznane przez Kościół za nieważne. Mówi się im, że drzwi do seminarium stoją otworem. Jeżeli nie chcą tego zaakceptować, to powinni odejść. Tym sposobem wielu najlepszych przyszłych księży odchodzi i nie pracuje dla zbawienia dusz – dodał. Źródło: LifeSiteNews

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną