Gen. Polko: Wojskowa strefa Schengen to krok w dobrym kierunku

0
0
0
/

Z gen. Romanem Polko rozmawia Anna Wiejak. Jak Pan ocenia przedłożony w piątek w Tallinie pomysł ministra obrony Litwy, aby w UE stworzyć „wojskową strefę Schengen”? Czy rzeczywiście wzmocniłoby to bezpieczeństwo państw członkowskich, czy też może wręcz przeciwnie? - Ja jestem zdecydowanie za. Szczerze powiedziawszy doświadczyłem już kłopotów podczas przejazdu na ćwiczenia, czy na misje do Kosowa, dotyczących przemieszczenia się. Gdybym nie dopilnował wszystkich procedur, chociażby podczas przejazdu przez Węgry, gdzie parlament decyduje o tym, czy można broń i amunicję przewozić, to właściwie nic by nie można było robić i w dużej części rzeczywiście jesteśmy sparaliżowani. Nawet przerzut brygady ciężkiej do Polski przez Niemcy pokazywał, że niby działamy wspólnie, kolektywnie i to nie tylko w ramach NATO, ale i Unii Europejskiej, ale jednocześnie często są tworzone blokady, które nie powinny mieć miejsca. Stworzenie „wojskowej strefy Schengen” to dobry kierunek. Czyli nie dostrzega Pan żadnych zagrożeń? - Nie dostrzegam. Jeżeli mówimy cały czas o tym, że jesteśmy wspólnotą, że powinniśmy kolektywnie się bronić, to jest to właśnie pójście w kierunku budowania większej spójności, sojuszu i solidarności europejskiej, taki kierunek realny, o którym myślę, że Polska też o niego zabiega. A czy to przypadkiem nie jest wstęp do stworzenia wspólnej europejskiej armii? - Śp. Lech Kaczyński zabiegał o to, żeby Europa budowała swoje zdolności obronne, co było tak naprawdę odpowiedzią, i on to doskonale widział, na to, że podczas gdy Rosja od 2008 r. bardzo mocno się zbroiła, nawet i wcześniej też, i przejawiała tendencje agresywne, to Unia Europejska i większość krajów się cały czas rozbrajała i traciliśmy właściwie zdolności, o których mówi art. 3 Traktatu. Oczywiście jestem jak najbardziej za, z podkreśleniem, że nie w kontrze do NATO, ale w ramach tego, o co też zabiega Donald Trump, czyli po to, żeby Europa wywiązywała się ze swoich obowiązków wobec sojuszu NATO, a nie polegała tylko na Stanach Zjednoczonych jako gwarancie pokoju również w Europie. Czy taka wspólna armia, mająca swoją kwaterę główną, jak się domyślam w Brukseli (więc centralne dowodzenie byłoby pewnie z Brukseli), byłaby w stanie obronić Polskę w sytuacji zagrożenia ze strony Rosji? - Jeszcze nie wiadomo, gdzie ta centrala miałaby być zlokalizowana, czy w Brukseli, czy też w innym kraju, poza tym nie kończy się zwykle na jednym stanowisku dowodzenia, ale bardziej chociażby ze względu na konieczność zapewnienia ciągłości dowodzenia zawsze się tworzy zapasowe stanowiska. Krótko mówiąc – zdecydowanie tak. Myślę, że po pierwsze to również unifikowałoby kwestię sprzętu, uzbrojenia, bo Europa dysponuje dużym kapitałem gospodarczym, militarnie też ją w praktyce na wiele stać, ale największym problemem jest to, że jest brak decyzyjności jeżeli chodzi o użycie, czyli trwa to w sposób długi i te decyzje są ciężkie. Generacja sił, które miałyby być użyte, trwa miesiącami, a nie jak w przypadku Putina - właściwie od ręki. To jest kwestia spójności dowodzenia, rozumienia się ludzi w strukturach dowódczych i szczerze mówiąc to jest dobry kierunek, który warto popierać, a nie, jak to robi minister Macierewicz, że wycofał nas właściwie z Eurokorpusu, gdzie mieliśmy już swoich oficerów i powinniśmy mocno naciskać na to, żeby ta struktura nie była papierową, tylko prezentowała realną zdolność, bo przy dużym szacunku do tego, co robią Stany Zjednoczone chociażby teraz w Polsce, to jednak bez Francji, bez Niemiec trudno mówić, aby Europa posiadała jakieś swoje zdolności obronne i mogła skutecznie reagować na te zagrożenia, które mają miejsce na wschodniej flance. Czy stworzenie wspólnej, europejskiej armii byłoby równoznaczne z wycofania się z posiadania armii narodowej? - Po pierwsze delegowanie ludzi do takich struktur to jest dowodzenie narodowe i dowodzenie operacyjne. Zawsze dowodzenie narodowe ma prymat nad tym operacyjnym, czyli zgadzamy się na wydzielenie naszych sił, ale na naszych warunkach i oczywiście to powinno być wcześniej, podczas budowy takich struktur, wyraźnie pokazane. To jest wydzielanie sił do tego elementu, który już kiedyś funkcjonował i który rozwiązano, bo uznano, że Putin z gałązką oliwną pokoju wejdzie do Europy. 18 Batalion Powietrzno-Desantowy, którym dowodziłem w 1999 roku należał do sił natychmiastowego reagowania, głównie w Unii Europejskiej, chociaż to były siły NATO. Myśmy wspólnie ćwiczyli i koordynowali się, zgrywaliśmy się we Włoszech, doskonale żeśmy się rozumieli i wówczas zakładano, że te siły osiągną liczbę z tych 5 tys. do kilkudziesięciu tysięcy. Być może w innej formie, być może pod inną nazwą, ale to jest powrót do tej idei, że będzie taka struktura europejska, która będzie razem ćwiczyła, szkoliła się itd., co nie będzie oczywiście przeszkadzało, żeby były elementy narodowe, które do tych struktur armii europejskiej nie będą włączone i to z pewnością nie będzie oznaczało, że wydzielimy tam swoich żołnierzy a nie będziemy mieć wpływu na proces decyzyjny. I tu znów błąd ministra Macierewicza, który robiąc bezzasadne czystki w armii doprowadził do takiej sytuacji, że w strukturach NATO i w tych strukturach Eurokorpusu tworzonych, to nawet gdybyśmy chcieli kogoś wydzielić, to nie mamy kogo, ponieważ ludzie, którzy mają odpowiednie doświadczenie zostali, nie wiedząc dlaczego, usunięci z armii. Niedawno rozmawiałem z wiceministrem Tomaszem Szatkowskim i on mówił, że bardzo cenił minister Macierewicz gen. Gocuła i gen. Tomaszewskiego. To jestem ciekaw, dlaczego pozbyto się ich tak łatwo, nie szukając możności ulokowania tego ludzkiego kapitału po to, aby budować nasze większe bezpieczeństwo w strefie międzynarodowej? Dziękuję za rozmowę.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną