Członkostwo w UE niesie za sobą także zagrożenia

0
0
0
/

Pierwszomajowe obchody dziesięciolecia wejścia Polski do Unii Europejskiej budzą przykre skojarzenia historyczne. Podobnie jak dawniej z okazji święta pracy zarządzeniem partii i rządu proklamowano odgórny entuzjazm, któremu podporządkowano cały przekaz medialny. Główny nurt tego dnia stał się jeszcze bardziej jednolity niż zwykle, wypychając zwolenników rzeczowej dyskusji nad plusami i minusami Unii jako niegodnych debaty z oświeconymi Europejczykami.

 

Bardzo nad tym ubolewam, ponieważ miniona dekada wydaje mi się okresem wartym rzeczowego przeanalizowania. 10 lat to odpowiedni okres, by przestać patrzeć na Unię Europejską jako raj, poza którym nie ma życia, a zacząć rzetelnie bilansować zyski oraz straty. Co więcej, należy zwrócić uwagę również na korzyści osiągnięte przez państwa starej Wspólnoty związane z akcesją Polski oraz innych państw naszego regionu. W pierwszomajowym festiwalu propagandowym oczywiście tego zabrakło, ograniczając całość przesłania do lansowanego od wielu lat podejścia Bartoszewskiego, w myśl którego jesteśmy „brzydką panną bez posagu”. Według tej koncepcji nie pozostaje nam zatem nic innego jak tylko ładnie się uśmiechać, skoro Berlin wraz z Brukselą podobno bezinteresownie pompują w nas miliardy euro nie oczekując „nic” w zamian.

 

By zachować trzeźwy ogląd rzeczywistości warto do tej beczki pełnej miodu dołożyć sporą łyżkę dziegciu, przytaczając kilka ujemnych stron członkostwa w UE. Po pierwsze, należy rozwiać największy z mitów jakim jest rzekoma hojność Unii w bezinteresownym przyznawaniu nam dotacji. Z Unii Europejskiej w ramach polityki spójności Polsce na lata 2014-2020 przeznaczono około 400 mld zł. Nasza składka członkowska wynosi około 18 mld zł rocznie, czyli około 130 mld na wspomniane lata 2014-2020. Już na tym etapie realnie otrzymaliśmy zatem 270 mld zł, nie zaś 400 mld zł. Gdy uwzględni się jednocześnie koszty biurokratycznej obsługi tych funduszy, które można oszacować na 70 mld euro, zostanie nam 200 mld zł na 7 lat, czyli 28 mld zł rocznie. Tymczasem sam koszt obsługi polskiego długu publicznego wynosi około 50 mld zł na rok. Warto także zwrócić uwagę, iż 28 mld zł to dokładnie tyle, ile rząd Donalda Tuska dał w ubiegłym roku zarobić niemieckim firmom na zamówieniach publicznych. Dopiero po takim bilansie da się dobrze zrozumieć słowa niemieckiego komisarza Johannesa Hahna, który wskazał iż „z 1 euro wydanego przez Niemcy w Polsce w ramach polityki strukturalnej 89 eurocentów wróci do Niemiec w postaci zamówień dla niemieckich firm.”

 

Po drugie, powinniśmy również trzeźwiej spojrzeć na kwestię rzekomego skoku poziomu życia dzięki członkostwu w Unii. Zgodnie z krążącymi po Internecie danymi GUS, w 2013 r. za średnią pensję wynoszącą około 3740 zł mogliśmy kupić o 187 litrów mleka mniej niż w 2003 r., kiedy to przeciętne wynagrodzenie wynosiło około 2201 zł. Podobnie jest m. in. w przypadku chleba, wołowiny czy oleju napędowego (więcej pod linkiem: http://skroc.pl/37f47). Z tych statystyk wynika, że mimo iż pozostajemy w Unii to ostatecznie i tak biedniejemy, co może mieć częściowy związek z niektórymi regulacjami brukselskimi, takimi jak limitowanie produkcji mleka czy cukru.

 

Wreszcie po trzecie, musimy pamiętać że członkostwo w Unii Europejskiej niesie za sobą także duży bagaż zagrożeń, które z roku na rok wzrastają. Na skutek prawa unijnego polskie władze mają bardzo ograniczone możliwości wspierania rodzimej przedsiębiorczości, wypieranej przez zagraniczną (głównie niemiecką) dzięki swobodzie przepływu towarów. Unia Europejska niszczy bądź zniszczyła całe gałęzie polskiego przemysłu, które ledwo ostały się po „terapii szokowej” Balcerowicza, takie jak m. in. górniczy (pakiet klimatyczny), cukrowniczy czy stoczniowy. Łączy się to z negatywnymi tendencjami federalistycznymi, które wypłukują kompetencje z państw narodowych do Brukseli (czyli w dużej mierze de facto do Berlina). Polska bierna wobec tych zjawisk może skończyć jako gospodarka peryferyjna oraz prowincja w niemieckim państwie unijnym.

 

Przypominając niektóre fakty związane z członkostwem Polski w Unii Europejskiej pragnę wyłącznie przypomnieć, że wbrew temu co wmawia nam salon ma ono także swoje negatywne strony. By się im przeciwstawić potrzebujemy silnego rządu, który będzie w stanie stworzyć koalicję na rzecz Europy suwerennych państw narodowych, przeciw koncepcji Stanów Zjednoczonych Europy. Położenie geopolityczne skazuje Polskę na Unię, co nie oznacza, że mamy popaść w ślepy zachwyt nad Brukselą, pozwalając na spełnienie się najgorszych z czarnych scenariuszy członkostwa.


Sergiusz Muszyński

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną