Państwo powinno wspierać rodzinę a nie w nią ingerować

0
0
0
/

Taki wniosek płynął z piątkowej Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Prawne i Społeczne Uwarunkowania Polityki Rodzinnej”, zorganizowanej przez Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Nadmierna kontrola państwa, nawet jeżeli intencją jest udzielenie pomocy, jest – co do tego paneliści nie mieli żadnych wątpliwości – niezmiernie destruktywna i szkodliwa. Wprawdzie obecna ekipa rządząca Polską uczyniła dla rodziny dużo więcej niż poprzednie, to i tak w ogólnym rozrachunku ta polityka nie idzie w pożądanym kierunku. Po pierwsze – wynikało to jasno z wypowiedzi prelegentów – nadal utrzymywany jest kierunek pomnażania liczby żłobków, aby to w nich, pod kontrolą państwa, a nie w rodzinnych domach wychowywały się dzieci. Tendencja ta wydaje się tym bardziej niepokojąca, że Unia Europejska kładzie nacisk na to, aby przedszkola były genderowe – chłopcy mają się w nich bawić lalkami, a dziewczynki – samochodami. Nie mówiąc już o tym, że UE usiłuje wymóc na kobietach, aby zamiast realizować się w macierzyństwie, realizowały się zawodowo, wcale nie pytając ich o zdanie. I co ciekawe, zamiast wprowadzać elastyczny czas pracy, aby matka mogła podzielić swój czas między pracę, a rodzinę, naciska się, aby wychowanie dzieci pozostawiła państwu, a sama pracowała zarobkowo. Takie działania – paneliści nie mieli co do tego żadnych wątpliwości – nie stanowią pomocy dla rodziny, ale wręcz przeciwnie – działają na jej rozbicie. Dr Tymoteusz Zych, zwracając uwagę, iż obecnie ze strony państwa pieniądze płyną jedynie na finansowanie żłobków i przedszkoli, a liczba pieniędzy na to przeznaczanych stale rośnie, przytoczył dane, z których wynika, że utrzymanie dziecka w żłobku jest finansowo większym obciążeniem niż pozostawienie go w domu np. pod opieką niani. W 2016 roku koszt żłobka wynosił 1407,22 zł, podczas gdy minimalne wynagrodzenie równało się sumie 1355 złotych. Z danych tych jasno wynika, że koszt zatrudnienia niani byłby zatem niższy niż koszt pobytu dziecka w żłobku. Dr Zych podkreślał przy tym, iż rodziny wolą subsydiarną politykę państwa, ponieważ wówczas same mogą zdecydować, czy opiekować się dzieckiem we własnym zakresie, czy oddać je do żłobka czy przedszkola. - Dlaczego obecny rząd w nową strategię rozwoju gospodarczego wpisał dalszy rozwój żłobków? - pytała dr Małgorzata Pawlus z Instytutu Politologii UKSW. Przypomniała, że „do 2030 roku ma zostać osiągnięte 33 proc. użłobkowienia”. Kwestią budzącą coraz więcej emocji i zupełnie uzasadnionego niepokoju jest fakt, iż – jak zauważyła Karolina Pawłowska z Instytutu Ordo Iuris – opieka nad dziećmi spełnia wszystkie przesłanki pracy, a mimo tego nie jest wliczana do PKB. Takie traktowanie rodzin jest co najmniej niezrozumiałe, ponieważ wychowanie dzieci to bardzo wymagająca praca, tyle że wynagrodzenie za nią jest przesunięte w czasie. Wydaje się, że główny problem stanowi tu pewna ideologizacja, która zaburza postrzeganie stanu rzeczywistego i zamiast promować rodzinę, działa na jej zniszczenie. W zasadzie nie sposób nie odnieść wrażenia, że zdecydowana większość problemów systemowych, jeżeli nie wszystkie, bierze się z konkretnej ideologii, przy czym nikt nie pyta rodzin o zdanie, czy się na to zgadzają. Jak wielkie spustoszenie jest w stanie uczynić ideologia widać chociażby po społeczeństwie brytyjskim, gdzie wskutek forsowania neomarksistowskiego feminizmu doszło do poważnych zaburzeń funkcji poszczególnych członków społeczeństwa również na poziomie podstawowej komórki społecznej, jaką jest rodzina. W sposób niezwykle przejrzysty wyłożyła ten problem jedna z panelistek konferencji, Belinda Brown z University College London (wywiad z nią ukaże się w listopadowym numerze „Mojej Rodziny”). Wskazywała ona na to, w jak daleki sposób feminizm w jego neomarksistowskim, ponieważ antagonizującym kobiety i mężczyzn, wydaniu wynaturzył rolę społeczną kobiety i mężczyzny, powodując, iż zamiast się wzajemnie uzupełniać, zaczęli ze sobą konkurować. Wszystko w ramach wprowadzania tzw. równości genderowej. - To że jesteśmy różni, nie oznacza, że jesteśmy nierówni – przytomnie zauważyła Belinda Brown. W rozmowie z portalem Prawy.pl przyznała ona, że gendermainstreaming to nic innego, jak globalny i niezwykle destrukcyjny eksperyment społeczny, którego konsekwencje będą katastrofalne. - Gendermainstreaming w polityce rodzinnej jest koniem trojańskim, ponieważ celem jest wykorzenienie tradycyjnej rodziny – wtórowała jej dr Małgorzata Pawlus. Zwróciła przy tym uwagę na niepokojące, najnowsze propozycje UE dotyczące modernizacji norm prawnych: zwiększenie dostępu mężczyzn do opieki nad dziećmi, zalecanie eliminowania ekonomicznych zachęt, aby kobiety mogły iść do pracy (skracanie urlopów macierzyńskich na rzecz tzw. kwot ojcowskich). - Polityka powinna wspierać rodzinę, a nie być narzędziem wprowadzania zmian kulturowych - skonstatowała. Dziecko w pierwszych latach swojego życia potrzebuje rodziców. Taka jest naturalna kolej rzeczy. W szczególny sposób starał się to uzmysłowić dr László Márki z Europejskiej Konfederacji Dużych Rodzin. Podkreślał on, iż wspólnie wykonywane prace, wspólnie spożywane posiłki, czy wspólne spędzanie wolnego czasu prowadzą do zacieśnienia więzi rodzinnych i stwarzają dobre warunki dla wychowania młodego pokolenia. Paneliści podkreślali zgodnie, że zasadniczym elementem wsparcia udzielanego przez państwo rodzinie powinna być promująca rodzinę polityka podatkowa. W różnych krajach UE wygląda to różnie, niemniej wcale nie różowo. W szczególności w Wielkiej Brytanii, gdzie ewidentnie zamiast prorodzinnej prowadzona jest w tym zakresie polityka antyrodzinna. Zwrócili również uwagę na to, iż nie należy mylić pomocy rodzinie z pomocą społeczną, ponieważ ich utożsamianie zawsze jest ze szkodą dla rodziny. Fot. Stojgniew Paluszewski

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną