Trudne proste pytania

0
0
0
/

Kto by pomyślał, że w miarę wzrostu poziomu wykształcenia, ludziom coraz trudniej będzie przychodziło udzielenie odpowiedzi na proste pytania? Poziom wykształcenia niewątpliwie rośnie, zwłaszcza w Europie, gdzie już nie można splunąć, żeby nie trafić w jakiegoś absolwenta Wyższej Szkoły Gotowania Na Gazie, czy Akademii Pierwszomajowej, którzy nie tylko są magistrami, ale doktoryzują się i habilitują, jak nie z centralizmu demokratycznego – co było modne za pierwszej komuny – to znowu – z genderactwa, które w metodologicznych założeniach, podobnie zresztą jak i we wnioskach, jest bardzo podobne do rewelacji Trofima Łysenki, naukowca bardzo popularnego w Związku Radzieckim w czasach Stalina. Był on, podobnie jak Stachanow, czy Miczurin – przedstawicielem tak zwanej „nauki przodującej”. Otóż Trofim Łysenko potrafił przemieniać zboża jare w ozime „pod wpływem warunków środowiska”, ale to jeszcze nic, bo później odrzucił nawet prawa dziedziczenia i ogłosił, że gatunki przekształcają się jedne w drugie pod wpływem zmian środowiskowych. Na przykład perz, jak tylko środowisko, to znaczy – kołchozowy kolektyw odpowiednio nań podziała – z dnia na dzień przemienia się w pszenicę. Stalinowi teorie Trofima Łysenki bardzo przypadły do przekonania, więc jak ktoś nie wierzył w Łysenkę, to miał przechlapane do końca życia, które zresztą długo wtedy nie trwało. W tej sytuacji prawie wszyscy udawali, że w Łysenkę wierzą, a niektórzy wierzyli naprawdę, nawet jak już nie musieli. Do takich wierzących należał m.in. profesor Kazimierz Petrusewicz z Polskiej Akademii Nauk, który przestał wierzyć w Łysenkę dopiero w roku 1964, a i to nie jest do końca pewne. Stąd nauka jest dla żuka, by nie wierzyć we wszystko, co wyplatają rozmaici utytułowani filuci. Popierając się nawzajem, kontrolują rozmaite parki jurajskie, dla zmylenia nazywane „uniwersytetami”, czy instytutami naukowymi”, za pośrednictwem których nie tylko doją Rzeczpospolitą, ale w dodatku pogrążają w coraz głębszej ciemnocie całe pokolenia młodzieży, która myśli, że na przykład opowieści pani Agnieszki Graff, co to „bada związki między homofobią i antysemityzmem”, to prawdziwe perły wiedzy. Ale prędzej, czy później to blagierstwo objawia się w postaci skutków, a jednym z nich jest niemożność udzielenia odpowiedzi na proste pytania. Inna sprawa, że niekiedy udzielenie odpowiedzi na proste pytanie bywa trudne. Niemiecki inżynier Henryk Olbers postawił kiedyś proste pytanie, dlaczego właściwie w nocy jest ciemno? Jeśli Wszechświat – powiadał – jest nieskończenie wielki, to w każdym punkcie nocnego nieba powinna znajdować się gwiazda, bo jak nie bliżej, to dalej, musi ich być nieskończenie wiele. Zatem nocne niebo powinno jarzyć się jaskrawym światłem miliardów gwiazd, a tymczasem jest odwrotnie; w nocy jest ciemno.  Najwyraźniej Wszechświat nie jest wcale nieskończenie wielki, jak mogłoby się wydawać – ale wyjaśnienie w postaci teorii Wielkiego Wybuchu przyszło dopiero z ponad stuletnim opóźnieniem. Ale o ile takie proste pytania bywają inspiracją do wielkich odkryć, to inne proste pytania doprowadzają do kompromitacji niektórych nadętych pychą instytucji. Oto całkiem niedawno Sąd Najwyższy, przed którym gromady folksdojczów, konfidentów i rozmaitych idiotów odprawowały liturgie ze świecami w ramach nakazanej przez niemiecką BND „walki o praworządność”, nie potrafił udzielić odpowiedzi na proste przecież pytanie, czy pani Julia Przyłębska jest, czy może jednak nie jest prezesem Trybunału Konstytucyjnego. Wydawałoby się, że nic prostszego, zwłaszcza dla wybitnych prawników, jacy podobnież zasiadają w Sądzie Najwyższym, któremu prezyduje sama pani Małgorzata Gersdorf. Tymczasem okazało się, że nic podobnego – że udzielenie odpowiedzi na to proste pytanie przekracza możliwości umysłu ludzkiego,a w każdym razie – możliwości tęgich jurysprudensów, którzy, według powszechnej opinii zasiadają swoimi zadami w Sądzie Najwyższym. Skoro tak, to pojawia się inne pytanie – w jaki w takim razie sposób ci sędziowie wyrokują? Mamy co najmniej dwie możliwości; pierwsza – że niezawisły Sąd Najwyższy rzuca monetę i jeśli wypadnie orzeł, to sprawę wygrywa jedna strona, jeśli reszka – to strona przeciwna, a jeśli moneta stanie pionowo – to sprawa kierowana jest do ponownego rozpoznania. Druga możliwość jest gorsza, bo uzależniałaby wygraną tej lub innej strony od różnicy w wysokości łapówki; wygrywa strona która wręczyła wyższą łapówkę. O ile tedy pierwsza możliwość zasadniczo nie kolidowałaby z sędziowską niezawisłością, o której tyle ostatnio słyszeliśmy, to ta druga możliwość, chociaż w zasadzie też by nie kolidowała, ale nasuwała podejrzenie, że można ją kształtować przy pomocy pokus pieniężnych. Zasadniczo by jednak z niezawisłością nie kolidowała, bo przecież sędziowie mogą przyznać rację wręczającemu wyższą łapówkę zupełnie niezależnie, a poza tym przyjęcie zasady, że im większa Liczba (np. pieniędzy) tym słuszniejsza Racja, stanowi esencję demokracji, o którą walczymy z taka samą determinacją, jak o praworządność. Niekiedy niemożność udzielenia odpowiedzi na proste pytanie może skłaniać do przetasowań kadrowych. Przypominam sobie audycję telewizyjną, w której pani profesor Maria Szyszkowska, specjalizująca się w filozofii, powiedziała, że zdefiniowanie pornografii przekracza możliwości umysłu ludzkiego. Taka opinia, zwłaszcza w ustach filozofa, trochę mnie zdziwiła, bo właśnie filozofowie zajmują się między innymi definiowaniem rozmaitych pojęć, ale skoro tak powiedziała, to kto wie – może tak jest rzeczywiście? Jednak już następnego dnia ta opinia została podważona i to w sposób wykluczający jakąkolwiek wątpliwość. Oto na Bazarze Różyckiego sierżant policji schwytał osobnika usiłującego sprzedawać kasety pornograficzne. Wystarczyło, że rzucił na nie okiem i od razu wiedział, że to pornografia. Nie wiem, czy potrafiłby to swoje przeświadczenie ubrać w postać naukowej definicji, no ale nie był on przecież utytułowanym filozofem – ale nie o to przecież chodzi, tylko o opinię, jakoby zdefiniowanie pornografii przekraczało możliwości umysłu ludzkiego. Okazuje się, że w przypadku naszego sierżanta tak nie było – więc być może to on powinien studentom Uniwersytetu Warszawskiego objaśniać różne kwestie? No a teraz właśnie upłynął termin, jaki rząd Królestwa Hiszpanii wyznaczył premierowi autonomicznego rządu Katalonii, do udzielenia odpowiedzi, czy Katalonia ogłosiła niepodległość, czy nie. Premier Katalonii Karol Puigdemont, z którego inicjatywy odbyło się w Katalonii referendum w tej sprawie, najwyraźniej nie potrafi udzielić na to proste pytanie odpowiedzi i prosi rząd w Madrycie „o rozmowy”. Najwyraźniej, niczym jakiś hebes wywołany nagle do tablicy, oczekuje, ze rząd w Madrycie mu podpowie, co właściwie zrobił. Tak samo zachowują się u nas mikrocefale tworzący środowisko „Gazety Wyborczej”. Ponieważ sami tego nie wiedzą, to pan redaktor Michnik codziennie musi ich informować, co myślą. Aż strach pomyśleć, co to będzie, jak kiedyś się przeziębi. Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną