Do czego prowadzi logika ukrainofilów

0
0
0
/

W dniach 19-21 października we Wrocławiu odbyła się konferencja „Polska polityka wschodnia 2017”, którą corocznie organizuje Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Honorowy patronat na owym wydarzeniem rozciągnął Minister Spraw Zagranicznych III Rzeczpospolitej – Witold Waszczykowski. Ostatniego dnia konferencji, podczas panelu poświęconego migracji Ukraińców do Polski, jeden z prelegentów – Paweł Purski – sformułował dość ekstrawagancki pomysł. Postulował on nadanie Ukraińcom płacącym podatki w Polsce prawa głosu w wyborach samorządowych. Zastanówmy się, czym może się skończyć realizacja koncepcji pana Purskiego. Polityczne elity III Rzeczpospolitej zwykły w swojej ignorancji przechodzić do porządku dziennego nad postępującą banderyzacją pomajdanowej Ukrainy. Warszawa leży plackiem przed czerwono-czarnym Kijowem. Nadwiślańscy statyści nie zabiegają o realizację polskich interesów nad Dnieprem. Nie wspierają, jak robią to Węgry czy Rumunia, swojej mniejszości narodowej, której przedstawiciele są zmuszani do wyrzeczenia się tożsamości narodowej. Nie przeciwstawiają się gloryfikowaniu oprawców Polaków z OUN/UPA czy poniżaniu polskiej godności narodowej, czego wyrazem jest powieszenie tablicy poświęconej współodpowiedzialnemu za ludobójstwo wołyńskie Romanowi Szuchewyczowi na polskiej szkole we Lwowie. Pomimo nazywania Polaków przez oficjalne kijowskie agendy okupantami i katami uciemiężonego narodu ukraińskiego, władze warszawskie deklarują chęć zacieśniania więzów przyjaźni. Od wejścia Polski do Unii Europejskiej z powodu złych warunków gospodarczych nasz kraj opuściło kilka milionów młodych Polaków, którzy pracują teraz na dobrobyt Zachodniej Europy. Nadwiślańscy politycy i podlizujące się im media od lat patrzą na ów największy exodus Polaków w historii przez palce. W żaden sposób nie próbowali temu przeciwdziałać. W swej zaiste demokratycznej krótkowzroczności radowali się, że wraz z emigracją Polaków spada bezrobocie oraz odsuwa się widmo zmiany pokoleniowej w polityce. Nagle, po kilkunastu latach dostrzegli, że wobec katastrofalnych prognoz demograficznych, dla ratowania podupadającej gospodarki, należy sprowadzić do Polski kilka milionów pracowników. Rychło w czas, ale lepiej późno niż wcale. Niestety zamiast skłonić rodaków do powrotu, nasi politycy zaczęli propagować ściągnięcie nad Wisłę ukraińskich imigrantów. O wiele łatwiej jest sprowadzić przybyszów zadowalających się marnymi zarobkami niż zapewnić dobre warunki Polakom. Wymagałoby to reformy, jakiej nadwiślańskie elity polityczne nie chcą przeprowadzić – uwolnienia gospodarki z paraliżującego uścisku biurokracji, w której pracują ich rodziny, przyjaciele, znajomi czy przypadkowi pochlebcy. Obecnie cała Europa boryka się z problemami demograficznymi. Doskonale wiedzą o tym także nie w ciemię bici mieszkańcy UPAdłej Krainy. Wobec lepszych perspektyw zarobkowych w Niemczech czy Francji mogą oni nie zechcieć zbyt długo pracować w Polsce i zdecydować się na dalszą podróż na zachód. Aby temu przeciwdziałać, krótkowzroczni warszawscy statyści oraz ich zaplecza intelektualne i medialne próbują nieśmiało, ze względu na niepopularność społeczną tych idei, nadanie Ukraińcom specjalnych uprawnień. Zbiega się to z poprawnością polityczną, której nieubłagane reguły nakazują uprzywilejowanie wszelakich mniejszości. Efektem owych czynników jest nieszczęsny pomysł pana Purskiego. Szacuje się, że w Polsce pracuje obecnie od miliona do dwóch milionów Ukraińców. Zwolennicy ich imigracji lubią nas pouczać, że przybysze znad Dniepru są nam kulturowo bliżsi niż tzw. uchodźcy z Afryki czy Bliskiego Wschodu. To oczywiście prawda, jednak ukrainofile powinni pamiętać, że braterskie więzi nie przeszkodziły biblijnemu Kainowi w zabiciu Abla. Niestety wśród  przybywających do Polski Ukraińców szerzy się kult morderców z OUN/UPA, co rodzi podejrzenie, że gdy nadarzy się odpowiednia okazja, jak miało to miejsce podczas II wojny światowej, to historia z Wołynia i Małopolski Wschodniej może się powtórzyć. Ukraińcy tradycyjnie są przychylnie nastawieni do Niemców. Nasi zachodni sąsiedzi udowodnili w przeszłości, że potrafią dotować Ukraińców i wykorzystywać ich działalność przeciwko Polsce. Obecnie „dobra zmiana” toczy spór z Niemcami, którzy starają się za pomocą Unii Europejskiej narzucić innym państwom Europy przyjmowanie tzw. uchodźców. Odpowiednio dofinansowana, należycie zorganizowana politycznie i wyposażona kilkumilionowa mniejszość ukraińska mogłaby skutecznie odgrywać nad Wisłą rolę niemieckiej piątej kolumny. Taka destabilizacja wewnętrzna Polski oddałaby ogromne usługi Berlinowi, pogarszając pozycję negocjacyjną Warszawy, a być może nawet prowokując zewnętrzną interwencję w Polsce, która odbyłaby się w zgodzie z nadal obowiązującą ustawą 1066. Jednak poczciwi i miłujący pokój Teutoni nie muszą wcielać w życie agresywnego scenariusza. Wszak mogą wpierw skorzystać z arsenału środków pokojowych. Nie od dziś wiadomo, że Niemcy z nostalgią wzdychają za swoimi ziemiami utraconymi. Wspierają wszelkie inicjatywy mające na celu upamiętnienie germańskiego dziedzictwa w Zachodniej Polsce. Jako realiści polityczni musieli zwrócić uwagę na migrację Ukraińców do Polski. Podejrzewam, że tak znaczna obecność przybyszów znad Dniepru we Wrocławiu nie jest przypadkowa. Przyznanie Ukraińcom prawa głosu w wyborach samorządowych może skutkować wejściem wrocławskiego ratusza na drogę ścisłej współpracy z Republiką Federalną Niemiec. Kto wie, czy w piątą lub dziesiątą rocznicę nawiązania tak owocnej współpracy nie odbędzie się w Berlinie wielka tęczowa parada z okazji powrotu Festung Breslau do Wielkich Niemiec. Oczywiście najlepszym wyjściem z demograficznej pułapki byłby powrót Polaków z emigracji. Niewykluczone, że wobec wzrostu islamskiego terroru na zachodzie nasi rodacy zdecydują się w końcu na powrót do ojczyzny. Niestety ze względu na krótkowzroczność naszych polityków, którzy nie zachęcają ich do podjęcia tej decyzji, jest to melodia przyszłości. Tymczasem musimy tolerować ukraińską migrację. Aby myśleć realnie o nadaniu przybyszom znad Dniepru praw politycznych lub polskiego obywatelstwa, trzeba uprzednio sprawdzić ich lojalność względem Polski. Jeśli chcą stać się polskimi obywatelami, powinni wpierw rozliczyć się z niechlubną historią przodków, nauczyć języka polskiego i wychować swoje dzieci w kulturze polskiej, miłości do tej kultury i tradycji Rzeczypospolitej. Dopiero po spełnieniu tych kryteriów będzie można pomyśleć o nadawaniu im praw politycznych. Niestety, biorąc pod uwagę fasadowość III Rzeczpospolitej, owe państwo istniejące tylko teoretycznie, o którym mówił minister Bartłomiej Sienkiewicz, wyegzekwowanie tego wydaje się bardzo trudne.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną