W 222 rocznicę III rozbioru Polski

0
0
0
/

24 października 2017 roku przypada 222 rocznica ostatecznego uzgodnienia przez monarchów Rosji, Austrii i Prus III rozbioru Polski. Owo wydarzenie przypieczętowało zawiązaną kilkadziesiąt lat wcześniej owocną współpracę, jaką podjęli nasi sąsiedzi w celu paraliżu i likwidacji suwerennej państwowości polskiej. Myślę, że każdy, kto choćby pobieżnie angażuje się w życie społeczno-polityczne ojczyzny, powinien rozważyć ową tragedię i wyciągnąć z niej wnioski, abyśmy już nigdy więcej nie utracili niepodległości.   W dzień taki jak dziś reprezentujący naród politycy mogliby się powstrzymywać od wygłaszania codziennych frazesów, za pomocą których starają się poszerzyć grono swoich wyborców. To szczególnie oni powinni dziś ze poświęcić trochę czasu na rozpatrzenie przyczyn upadku I Rzeczypospolitej. Przedrozbiorowa Polska była państwem dużym, ludnym i bogatym, jak zatem doszło do tego, że została ona rozparcelowana przez swoich sąsiadów?   Powszechnie przyjmuje się, że przyczyną upadku I Rzeczypospolitej była degeneracja ustrojowa. Rozpasana ponad wszelkie rozsądne granice złota wolność i liberum veto doprowadziły Polskę do stanu anarchii. Poziom naszych ówczesnych elit politycznych świadczył o daleko posuniętym zaniku realizmu politycznego i myślenia w kategoriach państwowych. Osiemnastowiecznych polskich statystów – „magnatołki” – jak określił ich Karol Zbyszewski w swoim niepowtarzalnym ze względu na dynamizm i zadziorność stylu „Niemcewiczu od przodu i tyłu”, cechowała katastrofalna ignorancja polityczna. Znaczna część ówczesnych panów braci nie tylko nie brzydziła się przyjmować pieniędzy z rąk reprezentantów obcych mocarstw, często przechodząc na całkowite utrzymanie dworu kapryśnej imperatorowej lub jej wspólników w rozbiorczym interesie, ale też z upodobaniem pisywała przepełnione wiernopoddańczymi komplementami listy adresowane do Petersburga, Wiednia czy Berlina. W ich wielkopańskich oczach takie zachowanie nie było przejawem zdrady, a zwyczajną polityczną praktyką.   Swoją drogą ciekawe jak współcześnie powinniśmy zakwalifikować przyjmowanie przez naszych polityków, naukowców, intelektualistów czy artystów rozmaitych dofinansowań, grantów i stypendiów przyznawanych im przez zagraniczne fundacje często hojnie dotowane przez rządy i agendy ościennych państw (np. Fundacja Konrada Adenauera) lub nieprzychylnie nastawionych do idei państw narodowych spekulantów finansowych? Czyż łapczywe chwytanie się przez nadwiślańskie elity polityczno-społeczne każdego eurosa czy dolara nie przypomina nam osiemnastowiecznego jurgieltnictwa? Kierując się zasadą, że kto płaci, ten ma prawo wymagać, moglibyśmy zapytać się wielu spośród uchodzących w III Rzeczpospolitej za arbitrów elegancji lub polityczne wyrocznie „ludzi honoru” o źródła wielu wydarzeń politycznych, które mogliśmy obserwować po roku 1989. Podejrzewam, że gdyby zechcieli oni podzielić się z szerszą publiką swoją zakulisową wiedzą, to wiele zagadkowych tajemnic post-PRL-u zostałoby wreszcie wyjaśnionych. Ach cóż to byłby za dzień…   Wracając do wiernopoddańczych listów pisanych do władców Rosji, Austrii czy Prus, w których wspominane magnatołki wyrażały troskę o stan demokracji szlacheckiej w osiemnastowiecznej Polsce, trzeba zauważyć, że podobne praktyki występują także i dziś. Pamiętamy te wszystkie lamenty podnoszone w obronie zagrożonej demokracji, których adresatem były unijne agendy realizujące polityczne wskazania większego brata zza Odry. Czyż owa taktyka mająca na celu powrót do władzy, która sprowadza się do wykorzystywania ościennych sił przeciwko własnemu państwu, nie jest kopiowaniem niechlubnych osiemnastowiecznych wzorców? Wszak konfederaci targowiccy z Franciszkiem Ksawerym Branickim i Stanisławem Szczęsnym Potockim na czele także obawiali się o to, że wskutek reform demokracja zostanie ograniczona.   Wspomniana wyżej plaga jurgieltnictwa w I Rzeczypospolitej wynikała przede wszystkim z zaniku myślenia w kategoriach państwowych. Osiemnastowieczna magnateria i szlachta zamiast kierować się interesem matki ojczyzny, zwykła działać w oparciu o najgorzej rozumiany interes prywatny. W praktyce wyglądało to tak, że każdy utożsamiał interes państwa z tym, aby to on, jego familia i członkowie stronnictwa pełnili najwyższe urzędy. Wszystkie rody magnackie chciały mieć za wszelką cenę, nawet zniżając się do płaszczenia się przed ambasadorem imperatorowej, co miało zapewnić jej poparcie, pierwszeństwo w coraz bardziej groteskowym życiu politycznym osiemnastowiecznej Polski. Niestety podobne myślenie dominuje i dziś. Nasi statyści zwykli utożsamiać interes narodu z interesem własnej partii i posługiwać się aparatem państwowym w pierwszej kolejności w celu ugruntowania swojej władzy, a dopiero potem, jeśli starczy sił i środków, realizacji interesów narodowych. Znakomitym przykładem takiego działania może być „dobra zmiana”. Rząd Prawa i Sprawiedliwości na początku swego urzędowania przystąpił do realizacji programu 500+, który miał stworzyć wyborców przywiązanych do partii Jarosław Kaczyńskiego za pomocą owych dotacji. Natomiast wszelkie konieczne z punktu widzenia interesu narodowego działania, jak odwlekająca się reforma sądownictwa, zostały przesunięte na termin późniejszy.   Daniel Patrejko  

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną