Polowanie na księży

0
0
0
/

Kościół katolicki od zarania Polski Ludowej stał się  największym wrogiem dla komunistów. Był jedyną instytucją niepodległą strukturom totalitarnego państwa. Głosił niebezpieczne hasła o wolności, zwycięstwie dobra nad złem, traktowaniu swoich przeciwników nie jako wrogów, ale podchodzeniu do nich z miłością. To było dla mocodawców z Moskwy i ich polskich pachołków nie do zniesienia. Toteż zawsze w powojennej Polsce Kościół był prześladowany. Szczególnie walka ta nasiliła się po wybuchu Solidarności i po wprowadzeniu stanu wojennego.  Prześladowaniem księży w MSW zajmował się Departament IV, a w nim powołana do życia Samodzielna grupa „D” tzw. komando śmierci. Była doskonale zakamuflowana, a jej mocodawcy to  „góra” w KC. Tam rozkazy wydawane były ustnie, aby nie można było w przyszłości znaleźć dowodów na zabójstwa księży. Kler był inwigilowany we wszystkich możliwych aspektach: podsłuchiwany, szantażowany, szpiegowany, kompromitowany, zastraszany, a w końcu zabijany. Ginęli najodważniejsi księża, którzy w swojej działalności najbardziej narazili się komunistycznej władzy. Metody działania IV Departamentu dawały całkowitą bezkarność swoim pracownikom. Trzeba było jedynie tak działać, aby nie pozostawić po sobie żadnych śladów. Tak też było, gdy w 1982 roku, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia został skrytobójczo pobity i zamordowany ks. Leon Błaszczak w Cielętnikach, a rok później koło Mogilna „ktoś” spowodował wypadek samochodowy, w którym zginął o. dominikanin Honoriusz Kowalczyk. Sprawcy pozostali nieznani. Jedyna zbrodni która została nagłośniona, a jej bezpośredni sprawcy osądzeni, to zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki w październiku 1984 roku. Ksiądz Jerzy od początku podpadł esbekom. Mieli go na celowniku od chwili, gdy 31 sierpnia 1980 roku odprawił Mszę świętą dla strajkujących robotników w Hucie Warszawa, a potem stał się ich duszpasterzem. Brał czynny udział we wszystkich ważnych wydarzeniach  Solidarności. A już największym zagrożeniem dla esbecji były Msze święte za Ojczyznę, odprawiane w żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki. Co miesiąc dzięki charyzmie ks. Jerzego, gromadziły niezliczone tłumy i były jednym z najważniejszych ośrodków oporu społecznego. Ks. Popiełuszko był wyjątkowo dla nich niebezpieczny z głoszeniem haseł o prawdziwej wolności, która jest możliwa nawet w czasach terroru. Toteż postanowiono go uciszyć, stosując wszelkie dostępne środki: podsłuchy, wysyłanie listów z groźbą śmierci, ciągłe szpiegowanie. Pewnego razu w nocy wrzucili na plebanię cegłę z materiałem wybuchowym, innym razem odkręcili śruby koła od samochodu, aby spowodować wypadek. Wzywano na przesłuchania do Pałacu Mostowskich. Podczas jednego z nich przeprowadzono rewizję w mieszkaniu księdza na ulicy Chłodnej. Znaleziono  podrzucone wcześniej granaty łzawiące, naboje do pistoletu maszynowego materiały wybuchowe i farbę drukarską. 12 września 1984 roku w „Izwiestii” ukazał się artykuł o zagrożeniu, jakie stwarza ksiądz Popiełuszko. Był to sygnał dla naszych władz, że z niepokornym księdzem trzeba zrobić radykalny porządek.  I tak się stało. 13 października ludzie Piotrowskiego rzucili kamieniem w szybę samochodu, którym jechał ksiądz. Gdy spowodowanie wypadku nie udało się, za kilka dni porwano księdza w drodze z Bydgoszczy do Warszawy. Trzech oprawców z samodzielnej grupy „D”: Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski i Leszek Pękala związali księdza, pobili i wrzucili do bagażnika. Kierowcy księdza Waldemarowi Chrostowskiemu  rzekomo udało się uciec z pędzącego samochodu i powiadomić o porwaniu władze kościelne. Po latach ta cudowna ucieczka budziła wątpliwości, zwłaszcza, gdy wyszły na jaw informacje o współpracy Chrostowskiego z SB (TW „Desperat). Sprawy nie udało się już ukryć, jednak życia księdzu nie uratowano. Komando śmierci wrzuciło go do Wisły na tamie pod Włocławkiem. Wyłowione 30 października zwłoki ks. Jerzego były tak zmasakrowane, że podczas identyfikacji ciała, brat zamordowanego  rozpoznał go tylko po znamieniu na piersi.  Trzech oprawców zatrzymano i osądzono, razem z ich bezpośrednim przełożonym . Nigdy jednak nie natrafiono na prawdziwych mocodawców tej okrutnej zbrodni. Kilka lat po księdzu Jerzym, w 1989 roku zamordowanych zostało trzech księży: Stefan Niedzielak, Stanisław Suchowolec i Sylwester Zych. Byli znani ze swej bezkompromisowej działalności i głoszenia odważnych kazań. Ks. Niedzielak to bardzo znana postać. Jeszcze podczas wojny przewiózł do bp. Adama Sapiehy  dokumenty świadczące o udziale Rosjan w zbrodni katyńskiej.  Ta problematyka pozostała mu bliska w późniejszych latach, w okresie sprawowania probostwa w kościele św. Karola Boromeusza w Warszawie. Upamiętniał poległych na wschodzie. Dzięki niemu w 1984 roku powstało sanktuarium Poległych i Pomordowanych na Wschodzie. Ks. Niedzielak był związany z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela. W 1988 roku założył wspólnotę Rodzina Katyńska. Za swoją działalność był prześladowany i pobity przez SB.  Zamordowany został 21 stycznia 1989 roku rzekomo podczas napadu rabunkowego. Ks. Stanisław Suchowolec był przyjacielem ks. Jerzego i aktywnie wspierał białostocką Solidarność i KPN. Po śmierci ks. Popiełuszki, bardzo aktywnie  kultywował pamięć zamordowanego przyjaciela w swej parafii w Suchowoli. SB wielokrotnie groziła mu śmiercią. Został pobity, a w jego samochodzie wykryto kilka razy usterki, które mogły spowodować awarię. Zginął 30 stycznia 1989 roku. Oficjalnie stwierdzono zatrucie dwutlenkiem węgla podczas pożaru spowodowanego  przez piecyk elektryczny. Prowadzone pospiesznie i niechlujnie śledztwo zostało bardzo szybko umorzone. Ks. Sylwester Zych wiedział, że będzie następną ofiarą.  Esbecja nie mogła mu darować opieki nad grupą licealistów po wprowadzeniu stanu wojennego. Ks. Zych udostępnił im plebanię na spotkania. Młodzi przyjęli nazwę Siły Zbrojne Polski Podziemnej.  W lutym 1982 roku podczas próby rozbrajania milicjanta Zdzisława Karosa doszło do nieszczęśliwego wypadku. Postrzelony milicjant zmarł. Ks. Zycha skazano na sześć lat więzienia.  W więzieniu był bity i szykanowany. Na wolność wyszedł w wyniku amnestii w 1985 roku. Na wolności nie zaprzestał działalności opozycyjnej.  Jego ciało znaleziono w pobliżu dworca PKS w Krynicy 11 lipca 1989 roku. Oficjalnie stwierdzono zatrucie alkoholem. To absurdalne, bo ks. Zych był abstynentem. Z ust Czesława Kiszczaka padł jeszcze jeden wyssany z palca zarzut – narkomania. Nawet po śmierci nie zaprzestano szkalowania jego dobrego imienia. Pierwszą próbę zbadania tych zbrodni podjęła sejmowa komisja Rokity powołana w sierpniu 1989 roku. Końcowy raport był miażdżący zarówno dla Prokuratury z Białegostoku jak i Prokuratury Generalnej. Ale niestety bezpośrednich dowodów morderstw nie było. Zostały trwale zatarte lub zniszczone. Dlatego jedno z najważniejszych śledztw, dotyczące zabójstw  księży w latach 1956-1989, jakie prowadzi  IPN napotyka ciągle na mur braku bezpośrednich dowodów. Esbecy, wiedząc o zbliżającym się końcu ich epoki, potrafili skutecznie zatrzeć ślady swojej zbrodniczej działalności. Iwona Galińska

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną