Za karesy trzeba płacić

0
0
0
/

Nieszczęsny! Będziesz miał to, czegoś chciał” - napisał Platon, a podobną myśl przekazał również Sam Pan Jezus, objawiając się świętej siostrze Faustynie Kowalskiej. Podczas jednego z takich objawień opowiadał jej, jak postępuje z zatwardziałymi grzesznikami. - Upominam ich – powiada Pan Jezus – głosem sumienia, głosem Kościoła, zsyłam na nich przygody, które mogą człowieka przywieść do opamiętania – a jak nic nie pomaga, to spełniam wszystkie ich pragnienia.   Obecnie mamy do czynienia z rewolucją komunistyczną, która prowadzona jest według innej strategii, niż ta, którą poznaliśmy – bo poznaliśmy strategię bolszewicką. Składała się ona z trzech elementów: gwałtownej zmiany stosunków własnościowych, masowego terroru i masowego duraczenia. Przyniosła przerażające rezultaty, ale na dłuższą metę okazała się nieefektywna. Toteż już od końca lat 60-tych ubiegłego wieku komuniści zaczęli odchodzić od strategii bolszewickiej w stronę strategii zaproponowanej jeszcze w latach 20-tych XX wieku przez Antoniego Gramsciego. Gramsci uważał, ze głównym polem bitwy rewolucyjnej powinna być szeroko pojęta „kultura burżuazyjna”, która jego zdaniem stanowiła główny czynnik alienujący, czyli zniewalający człowieka. Zatem w tej strategii na pierwszy plan wysuwa się masowe duraczenie, które realizowane jest przy pomocy piekielnej triady: państwowego monopolu edukacyjnego, mediów i przemysłu rozrywkowego. Narzędzia terroru są stworzone, ale nie są stosowane na masowa skalę po pierwsze dlatego, że duraczenie przynosi znakomite rezultaty, a po drugie – by niepotrzebnie nie płoszyć potencjalnych ofiar. Pierwszym zadaniem komunistów w tej strategii jest uchwycenie panowania nad językiem mówionym – co właśnie dzieje się na naszych oczach, między innymi z wykorzystaniem narzędzia terroru w postaci penalizacji tak zwanej „mowy nienawiści” - a więc sformułowań i opinii, które nie podobają się rewolucjonistom. Niestety nie wszyscy rozumieją o co tu naprawdę chodzi i dają się nabierać na pozory, że nienawiść powinna być znienawidzona – oczywiście razem z nienawistnikami, którzy są jej nosicielami i których na dobry porządek trzeba by wysłać do gazu, by nic już nie zakłóciło ogólnoludzkiego braterstwa. Przewidział to poeta pisząc w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak”, że „by człowiek był człowieka bratem, trzeba go wpierw przećwiczyć batem”.   Ale nie tylko z językiem rewolucjoniści maja problem. Jeszcze większy problem mają z proletariatem. Rewolucjonista musi mieć proletariat, bez proletariatu nie może żyć, bo nie miałby kogo wyzwalać. Tymczasem tradycyjny proletariat, czyli pracownicy najemni, całkiem stracili smak do komunistycznej rewolucji, a zresztą nigdy nie byli szczerymi sojusznikami rewolucjonistów. O czym bowiem marzył tradycyjny proletariusz? Ano, żeby jak najszybciej przestać być proletariuszem. I kiedy mu się to udało, kiedy się dorobił, stawał się drobnomieszczaninem i nieprzejednanym wrogiem komunistycznej rewolucji, nie bez powodu podejrzewając rewolucjonistów, że chcą mu odebrać wszystko, czego z takim trudem się dorobił. I rewolucjoniści szóstym zmysłem to wyczuwali, ziejąc na drobnomieszczan nienawiścią, Wybaczali różne słabostki plutokratom, ale drobnomieszczanom – nigdy i niczego. Toteż kiedy tradycyjny proletariat stracił smak do rewolucji, rewolucjoniści musieli rozejrzeć się za proletariatem zastępczym i ich argusowe oko padło na kobiety. Kobieta bowiem, wszystko jedno – biedna, czy bogata – kobietą być nie przestanie, więc wystarczy, by uwierzyła, że jest oprymowana przez „męskie szowinistyczne świnie”, rodzaj knurów, od których opresji mogą kobietę wyzwolić dopiero rewolucjoniści. Toteż po udanym przetestowaniu na duchowieństwie katolickim oskarżeń o molestowanie, rozpętana została ogólnoświatowa kampania pod tytułem „me too”, - że niby ja też była moletowana. Hasło dały amerykańskie celebrytki, które na poddawaniu się rozmaitym molestacjom porobiły kariery, no a teraz sobie o swoim męczeństwie po 30 czy nawet 40 latach przypominają – a przecież na wspomnieniach się nie skończy, bo ostatnie słowo będą miały niezawisłe sądy, które knurów wyszlamują z pieniędzy aż miło. Nawet jeśli po 40 latach na pośladku celebrytki nie widać żadnych śladów świętokradczej ręki, knur będzie bulił do końca swoich dni, albo do momentu, gdy już niczego wycisnąć zeń się nie da. Skoro hasło rzuciły hollywoodzkie celebrytki, to nic dziwnego, że celebrytki prowincjonalne natychmiast się do nich dostroiły – żeby pokazać, że też są na poziomie – i jedna przez drugą zaczynają sob ie przypominać, jak to były molestowane. Problem polega na tym, ze nikt dobrze nie wie, co to „molestowanie” oznacza, więc jak tak dalej pójdzie, to tylko patrzeć, jak mężczyźni na wszelki wypadek zaczną unikać towarzystwa kobiet, bo w takim towarzystwie żaden nie będzie znał dnia ani godziny. W rezultacie kobiety zostaną skazane na własne towarzystwo, a zwłaszcza na dłuższą metę nie ma nic gorszego, jak takie towarzystwo. I w środowiskach najbardziej porażonych nieubłaganym postępem najwyraźniej te niedogodności dały o sobie znać, bo oto żydowska gazeta dla Polaków, która swoim mikrocefalom podpowiada, co aktualnie myślą, doniosła, że w Warszawie uruchomiona została pierwsza kawiarnia, w której samotne panie będą mogły poprzytulać się do specjalnie zatrudnionych tam w tym celu mężczyzn. Gazeta nie wyjaśnia, jakie części kobiecego ciała będą tam przytulane, jak śmiałe będą mogły być zamówione karesy i co będzie, gdy sytuacja wymknie się spod kontroli – ale to nieważne, bo ważniejsze jest przecież to, że postępowe kobiety będą odtąd musiały płacić za coś, co do tej pory miały za darmo i w wielkiej obfitości – bo zawodowi przytulacze za darmo nie kiwną nawet palcem. Najwyraźniej Pan Jezus już zaczął spełniać pragnienia zastępczych proletariuszek, co oznacza, ze nadal się nimi interesuje. Jakże się z tego nie cieszyć?   Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną