Berlin tupnął brukselskim butem

0
0
0
/

Obserwując debatę w Parlamencie Europejskim poświęconą stanowi praworządności i demokracji w Polsce, widać było jak na dłoni, że nie chodzi tu ani o praworządność, ani o demokrację, ale o zwyczajną supremację kierowanej z Berlina Brukseli nad Polską i wynarodowienie Polaków. Solą w oku eurokratów okazuje się być zatem nie tylko rząd Prawa i Sprawiedliwości, który podnosi Polskę z kolan, na które została powalona przez hołd berliński Radosława Sikorskiego i rozkładające państwo rządy frakcji pruskiej, ale również – a może nawet przede wszystkim – odradzający się, coraz bardziej widoczny w przestrzeni publicznej polski patriotyzm, stanowiący główną przeszkodę dla realizacji lewackiego multi-kulti, społeczeństwa ogólnoeuropejskiego, bez podziałów na nacje, wielokulturowego i pozbawionego korzeni. Stąd w zasadzie w większości wypowiedzi liberalnych i lewicowych eurodeputowanych padały słowa potępienia dla Marszu Niepodległości. Europosłom tym nie przeszkadzają, o dziwo, wyczyny maszerującej skrajnej lewicy, która niszczy i demoluje wszystko, co napotka na swojej drodze, jak miało to miejsce chociażby w Hamburgu, ale zupełnie pokojowa manifestacja przywiązania do wartości, Boga i Ojczyzny, najwyraźniej bardziej dla niej groźna niż lewackie rozróby, czy hordy muzułmańskich nachodźców. I tak Sophia in 't Veld domagała się od rządu PiS potępienia „faszystów” - Marszu Niepodległości. Nazwała przy tym PiS rządem autorytarnym. - Program PiS-u jest identyczny, jak ten który jest realizowany w putinowskiej Rosji – perorowała. W podobnym tonie wypowiedzieli się inni lewicowi eurodeputowani, zarzucając polskiemu rządowi faszyzm. Sylviane H. Ainardi nazwała Marsz Niepodległości „nacjonalistyczną zgrają” i dziwiła się, że rząd PiS go toleruje. Najbardziej jednak popisywał się czołowy unijny polakożerca Guy Verhofstadt. - Tysiące faszystów, neonazistów i zwolenników supremacji białej rasy przemaszerowało 300 km od Auschwitz – grzmiał. UE patriotyzmu polskiego tolerować nie zamierza, ustami Fransa Timmermansa dała też wyraźnie do zrozumienia, że nie będzie tolerowała żadnej próby wzmacniania wewnętrznego państwa polskiego, co opisywaliśmy w artykule: http://prawy.pl/61100-frans-timmermans-przegial-po-raz-kolejny-jak-dlugo-jeszcze-polska-bedzie-to-tolerowac/. Potwierdziła to później głosowaniem nad uderzającą w Polskę rezolucją, wnoszącą o uruchomienie mechanizmu z Art. 7. Eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski celnie nazwał to paradoksem Timmermansa, który wyłożył w następujący sposób: „stawać po stronie tych, którzy chcą pielęgnować patologię”. Saryusz-Wolski zwrócił uwagę, iż część sędziów, których broni Timmermans miała powiązania z warszawską ośmiornicą, natomiast KE zamiast przyjrzeć się rzeczywistej sytuacji w Polsce, kopiuje  zarzuty opozycji totalnej w Polsce. Dowodzi to tezy Ryszarda Legutki, który wskazywał, że UE nie chodzi ani o demokrację, ani o praworządność, a jedynie o supremację. W przyjętej rezolucji jej autorzy wskazują, że sytuacja w Polsce stwarza ryzyko naruszenia unijnych zasad. Problem w tym, iż powinno w nim być napisane „stwarza ryzyko naruszenia interesów Berlina”. Niemcy najwyraźniej nie nauczyli się ani przez czasy zaborów, ani czasy okupacji, że Polacy nie dadzą się zdeptać niemieckim butem. I rację ma Janusz Korwin-Mikke, że wszystkie podejmowane przez eurokratów działania dają skutek dokładnie odwrotny od oczekiwanego. Im więcej takich „debat”, tym poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości będzie wyższe.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną