CO WOBEC NEOMARKSISTOWSKIEGO „PROGRAMU SPOŁECZNEGO”?

0
0
0
/

Nikogo nie trzeba przekonywać, że żyjemy w zalewie agresywnej neomarksistowskiej propagandy ideowej. Agresywnej i do tego stopnia w realiach polskich – i nie tylko - szeroko zakrojonej, że możemy mówić o wojnie hybrydowej, prowadzonej z naszymi zasadami życia społecznego, z tradycyjną naszą kulturą - mimo tyloletniego komunistycznego, sowieckiego zniewolenia – przenikniętą wartościami opartymi na katolicyzmie, a więc prowadzonej w efekcie z naszym narodem i państwem polskim. Wojna ta prowadzona jest przez liczne fundacje, organizacje i ośrodki działające w kraju, a często działalność ich w ogromnej mierze jest finansowana z zewnątrz. I w tym miejscu nasuwa się ogromnie ważne pytanie: czy my mamy jakiś intelektualno-ideowy spójny system, który byłby adekwatnym narzędziem przeciwstawienia się temu „przeciwnikowi”. Czas najwyższy uświadomić sobie, że taki system mamy. Jaki? Otóż jakkolwiek paradoksalnie by to nie zabrzmiało, jedynym i najlepszym narzędziem, najlepszą „teorią krytyczną” wobec neomarksistowskiej teorii krytycznej, opracowanej przez jedną z czołowych postaci Szkoły Frankfurckiej – Maxa Horkheimera, jest społeczna nauka Kościoła katolickiego. Z poglądem takim  możemy się spotkać nie tylko u ludzi z – powiedzmy – tzw. „obozu kościelnego”, ale również spoza niego, czego najlepszym przykładem jest znakomity pasjonat, badacz spraw ideowo-społecznych, pan Krzysztof Karoń. To, że nauka społeczna Kościoła katolickiego potrafiła w nie tak odległej historii mieć ogromny wpływ na stosunki społeczne i politykę państwową, pokazuje działalność i dokonania biskupa niemieckiego Wilhelma Emmanuela von Kettelera, teologa i prekursora katolickiej nauki społecznej, żyjącego w latach 1811-1877. Jego dorobek w zakresie katolickiej doktryny społecznej potem znalazł pełne systematyczne odzwierciedlenie w encyklice Leona XIII Rerum novarum. Doktrynę tę natomiast – pomimo ogromnie nasilonego działania w tym czasie komunistycznych marksistów – z Karolem Marksem i Fryderykiem Engelsem na czele - potrafił skutecznie przenieść na płaszczyznę życia społeczno-politycznego: von Ketteler był inicjatorem powołania w ówczesnych Niemczech w roku 1870 ugrupowania politycznego pod nazwą Niemiecka Partia Centrum, zwaną też Katolicką Partią Centrum. I co się okazało? Społeczeństwo w wyborach do Reichstagu pokazało, że w tamtej dobie gwałtownie rozwijającego się kapitalizmu, właśnie program społeczny von Kettelera, inspirowany – ogólnie rzecz ujmując – katolicką doktryną, jest dlań interesujący, a nie program marksistowski, oparty na walce klasowej, a więc destrukcji tradycyjnych zasad życia społecznego – destrukcji dla jakichś nieokreślonych miraży późniejszej rzekomej – lewicowej, rzecz jasna - sprawiedliwości społecznej. Społeczeństwo dało temu wyraz w wyborach do niemieckiego zgromadzenia narodowego, w których partiom o programie lewicowym daleko było do wyniku wyborczego Partii Centrum; sam biskup von Ketteler został również deputowanym, a z mandatu zrezygnował w momencie rozpoczęcia się pruskiego Kulturkampfu. Należy podkreślić, że to ugrupowanie polityczne uczestniczyło w większości rządów ostatnich lat Cesarstwa Niemieckiego i Republiki Weimarskiej. A po roku 1890 Partia Centrum współpracowała z rządem w duchu encykliki Rerum novarum właśnie. Zastanówmy się więc głębiej nad tym fenomenem. Czy dziś naprawdę nie można by było pójść w takim samym kierunku, jak zrobił to biskup von Ketteler? Dzisiaj – podobnie, jak już w późniejszym okresie działalności von Kettelera - źródeł katolickiej nauki społecznej szukać należy oczywiście przede wszystkim w oficjalnych dokumentach Kościoła, a mianowicie dokumentach soborowych oraz encyklikach papieskich, poświęconych omówieniu poszczególnych dziedzin życia ludzkiego i zawierających dotyczące tych dziedzin wskazania moralne. Na użytek niniejszego opracowania, dla zobrazowania sprawy, o której tu mowa, skupmy się tylko na encyklikach i wymieńmy choćby tylko cztery wielkie encykliki, które pokazują jak całościowa jest doktryna Kościoła, dotycząca poszczególnych aspektów człowieka i jego życia. A mianowicie 1) encyklikę, o której mowa była wyżej Rerum novarum papieża Leona XIII, 2) wydaną 90 lat po ukazaniu się tej pierwszej – encyklikę Laborem exercens papieża Jana Pawła II, 3) encyklikę Humanae Vitae papieża Pawła VI oraz 4) encyklikę Fides et ratio papieża Jana Pawła II. Wymieniam tu te zaledwie cztery encykliki dla zobrazowania, jak całościowy charakter ma nauczanie Kościoła i by pokazać, że odpowiada ono na wszystkie zagadnienia i teoretyczne, i wszystkie problemy praktyczne, w tym przede wszystkim moralne, z jakimi spotyka się człowiek w świecie i to aż do dzisiaj. Omówmy pokrótce te encykliki, poczynając od tej, o której już mowa była powyżej, a więc encykliki, która zawarła w sobie program społeczny tak konkurencyjny w stosunku do programów lewicowych, inspirowanych marksizm, a więc Rerum novarum. Papież Leon XIII, mając już przygotowany wcześniej pewien grunt, choćby przez von Kettelera, podjął w niej najbardziej palący problem – i przedstawił jego rozwiązanie - tamtych czasów: ówczesną kwestię socjalną, której centralnym problemem – jak wiadomo – był problem robotniczy. A z grubsza polegał on na tym, że ówczesna warstwa posiadaczy kapitału, a więc coraz bardziej wyrafinowanych technicznie środków produkcji, nie traktowała siły roboczej – której nota bene było nawet w nadmiarze – tak, jak traktowana ona być powinna, wszak stanowili ją ludzie, mający godność osobową. Papież w encyklice Rerum novarum zanegował wartość marksistowskiego materialistycznego programu społecznego i zaproponował, jako jedynie godne właśnie osoby ludzkiej, rozwiązanie owej kwestii w świetle prawdy i sprawiedliwości. Rozwiązanie, które w oparciu o naturalny porządek moralny – dany nam wraz z całym stworzeniem przez Stwórcę w prawie naturalnym – szło w kierunku przewartościowania w zakresie pracy i kapitału, a mianowicie nie kapitał ma tu być najważniejszy, lecz praca. W związku z powyższym nie można w żadnym razie burzyć całkowicie istniejącego - złego w dużej mierze - porządku społecznego poprzez marksistowską rewolucję, lecz dla dobra wspólnego doprowadzić do ewolucyjnego przekształcenia tego porządku w duchu zasad, jak wyżej. Jaki był oddźwięk społeczny tego, pokazuje dowodnie przykład poparcia społecznego koncepcji zaproponowanych przez biskupa von Kettelera i powstałej na tym gruncie Partii Centrum w XIX-wiecznych Niemczech. Czy dzisiaj nie nadszedł już czas, by próbować powtórzyć ów sukces? I to pomimo tego, że ogólna metoda podejścia, zaproponowana przez encyklikę Leona XIII jest nieustannie podważana i dyskredytowana przez agresywną nową - neomarksistowską - lewicę? Tym bardziej jest na to czas! A mamy się na czym oprzeć. Mam na myśli wydaną przez papieża Jana Pawła II, w 90-lecie Rerum novarum, bo 14 września 1981 roku kolejną wielką encyklikę „społeczną” – Laborem exercens. Rozwija ona twórczo i aktualizuje wszystkie podstawowe idee zawarte w encyklice swego wielkiego poprzednika. Wychodząc od praw ponadczasowych, jak np.: „Z pracy swojej ma człowiek pożywać chleb codzienny (por. Ps 128 [127], 2; por. także Rdz 3, 17 nn.; Prz 10, 22; Wj 1, 8-14; Jr 22, 13) i poprzez pracę ma się przyczyniać do ciągłego rozwoju nauki i techniki, a zwłaszcza do nieustannego podnoszenia poziomu kulturalnego i moralnego społeczeństwa, w którym żyje jako członek braterskiej wspólnoty; praca zaś oznacza każdą działalność, jaką człowiek spełnia, bez względu na jej charakter i okoliczności, to znaczy każdą działalność człowieka, którą za pracę uznać można i uznać należy pośród całego bogactwa czynności, do jakich jest zdolny i dysponowany poprzez samą swoją naturę, poprzez samo człowieczeństwo. Stworzony bowiem na obraz i podobieństwo Boga Samego (por. Rdz 1, 26) wśród widzialnego wszechświata, ustanowiony, aby ziemię czynić sobie poddaną (por. Rdz 1, 28), jest człowiek przez to samo od początku powołany do pracy. Praca wyróżnia go wśród reszty stworzeń, których działalności związanej z utrzymaniem życia nie można nazywać pracą — tylko człowiek jest do niej zdolny i tylko człowiek ją wykonuje, wypełniając równocześnie pracą swoje bytowanie na ziemi. Tak więc praca nosi na sobie szczególne znamię człowieka i człowieczeństwa, znamię osoby działającej we wspólnocie osób — a znamię to stanowi jej wewnętrzną kwalifikację, konstytuuje niejako samą jej naturę.” formułuje jakby na nowo naukę Kościoła w tej kwestii, plasując ową kwestię społeczną, która w encyklice Rerum novarum miała aspekt głównie „klasowy” jednak na płaszczyźnie „światowej”. Ponadto – i to jest najważniejsze – potwierdza w rozbudowany sposób chrześcijańskie, katolickie spojrzenie na rzeczywistość pracy, jako podstawowego wymiaru bytowania człowieka na Ziemi, a przeświadczenie o tym wymiarze Kościół czerpie z pierwszych stron Księgi Rodzaju. A więc mamy tu niesamowite podkreślenie godności pracy ludzkiej: istota ludzka, która z nakazu Boga Stwórcy ma czynić sobie ziemię poddaną, odwzorowuje niejako w tym dziele działanie samego Stwórcy wszechświata. Ponieważ człowiek, jako obraz Boga, jest bytem podmiotowym, uzdolnionym do planowego i celowego działania, do stanowienia o sobie i do spełnienia siebie, więc z tego faktu określoną godność czerpie praca ludzka. Stąd też encyklika Jana Pawła II niezwykle mocno podkreśla stałą naczelną zasadę w tym względzie, że praca musi być stawiana przed kapitałem, a nie odwrotnie – pomimo spotykanego dzisiaj ogromnego zagrożenia właściwego porządku wartości w tej płaszczyźnie ze strony materialistycznego ekonomizmu. Rzecz jasna nie ma tu miejsca, ażeby szczegółowo omówić całą treść encykliki. W związku z tym zakończmy ogólnym stwierdzeniem, że Laborem exercens odrzuca zarówno ekonomizm społeczny w formie ogólnie pojętego socjalizmu lub komunizmu, jak i bezduszny kapitalizm, w którym człowiek jest traktowany poniekąd na równi z całym zasobem materialnych środków produkcji, a nie – jak jest to przynależne godności jego pracy – jako podmiot i sprawca, a co za tym idzie – cel całego procesu produkcji. Dwie pozostałe encykliki przytaczam szczególnie w tym celu, aby pokazać, że nauka Kościoła katolickiego naprawdę obejmuje wszystkie sfery życia człowieka. I tak encyklika Fides et ratio, wydana przez papieża-Polaka Jana Pawła II 14 września 1998 roku, która ukazuje współczesnemu światu, owładniętego paradygmatem neopozytywizmu, że nie ma żadnych kontrowersji – jak chcą tego lewicowi materialiści i wszelkiej maści moderniści – pomiędzy nauką a wiarą, jako, że jak mówi encyklika : „Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy.”  A oczywiście zasada prawdy obowiązuje i w nauce i w kulturze, która – ażeby prawdziwie mogła człowieka ubogacać – sine qua non musi obiektywną prawdę bezwzględnie uwzględniać, respektować. A ostatnia encyklika z przeze mnie wyróżnionych, Humanae Vitae Pawła VI? Czyż nie może być znakomitym narzędziem pomocnym w przeciwstawianiu się zakłamanej ideologii gender, która ma jeden tylko cel – niszczyć życie ludzkie, a nie je wspierać, a jeżeli ma człowieka „wspierać”, to tylko w nieprzekazywaniu życia następnym pokoleniom przez jak największą populację ludzi. Encyklika ta w obszarze życia człowieka, a w szczególności jego poczęcia w naturalnej, najmniejszej ludzkiej wspólnocie, jaką jest małżeństwo i rodzina - stawiając na czele lojalny stosunek do prawdy - akcentuje bezwzględną potrzebę odwołania się i w tej kwestii do prawa naturalnego. Czy naprawdę nie mamy zatem podstaw ideowych, aby skutecznie móc przeciwstawić się wszechogarniającym nas lewicowym ideom, narzucanemu nam lewicowemu postrzeganiu świata oraz na tej podstawie próbom realizacji bijących w człowieka, jego naturalną godność programom, jak ideologii gender, ekologizmowi i innym? Mamy, i to znakomite! Problem tylko polega na tym, że ciągle nie mamy sił politycznych – mimo istnienia takich, które deklarują swoje społeczne zaangażowanie prawicowe – które byłyby zdolne i które chciałyby przełożyć twórczo na praktykę polityczną - na teraz i na tutaj - zasady nauczania Kościoła katolickiego, przełożyć je na program społeczny i starałyby się z determinacją go wprowadzać w życie. Potrzebne tu jest – uważam – współdziałanie polityków lub osób choćby politycznie w jakiś sposób zaangażowanych ze światłymi hierarchami Kościoła, teologami i chrześcijańskimi, katolickimi teoretykami społecznymi, jak choćby ks. prof. Tadeusz Guz i inni. Im szybciej się to stanie, tym szybciej i bardziej będziemy w stanie ocalić naszą zachodnią-łacińską cywilizację. Inaczej „wystawiamy się” na destrukcję i eliminowanie z życia społecznego prawdziwych wartości, a pozwolimy na to, by w ich miejsce wchodziły post-oświeceniowe, tak naprawdę – delikatnie rzecz ujmując -niesłużące człowiekowi  konstrukty.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną