Barwna postać – ksiądz Boniecki

0
0
0
/

W Krakowie odbył się pogrzeb śp. Piotra Szczęsnego, który dokonał aktu samospalenia w Warszawie. Mszy świętej przewodniczył bp. Tadeusz Pieronek, a homilię wygłosił ks. Adam Boniecki.
"Piotr był z tych, którzy widzą ostrzej, widzą to, czego większość ludzi nie dostrzega, czuje drgania sejsmiczne, których wielu nie czuje, widzi rysy na murze, stłuczony dzban i złamany kołowrót, widzi symptomy katastrofy. Wierzy, że może ostrzec. Wie, że to uczynić musi – mówił ks. Boniecki. - Wszyscy znamy testament Piotra. Nie czas i nie miejsce na odczytywanie go. Jednak na jeden szczegół chcę zwrócić uwagę: Testament Piotra jest krzykiem niepokoju, krzykiem bezradności, krzykiem protestu. Ale jest krzykiem miłości, nie nienawiści" - zakończył swoją homilię ks. Boniecki.
Księdza Bonieckiego obserwuję, bo to postać niezwykle barwna, że przypomnę wspólne zdjęcie z Adamem Darskim, znanym publiczności jako "Nergal" ("Bardzo mnie cieszy, że w końcu inteligencja wygrała z religijnym fanatyzmem. Jednak wciąż jeszcze dużo jest do zrobienia w tej kwestii… Ale jestem pewien, że kroczę właściwą ścieżką do niczym nie skrępowanej wolności! Bitwa wygrana, ale wojna jeszcze się nie skończyła. Heil Satan" - oto credo Darskiego). Sam ks. Boniecki mówił o Darskim: "To miły, spokojny, mądry człowiek. Zostawcie go w spokoju". Taaa...a świstaki zawijają czekoladki w złotko. Teraz ks. Boniecki pochyla się nad śp. Piotrem Szczęsnym, który - przypomnijmy - przed samospaleniem leczył depresję. Teraz to już nawet nie wypada pisać, że się leczył, bo to podważa całą, starannie zbudowaną narrację, że oto człowiek w pełni władz umysłowych dokonuje tak straszliwego aktu. Fakt, że musiał zażywać tabletki całą tę misterną historię podmywa, jak fale nadmorski klif. To, że ks. Boniecki pochyla się nad ludzkim życiem, to nic dziwnego, to jego powołanie, rzekłabym nawet, że obowiązek wypływający z kapłaństwa. Tymczasem ks. Boniecki dokonuje egzegezy testamentu, który zostawiła po sobie "Gazeta". Tak, dobrze państwo czytacie, nie śp. Piotr Szczęsny, a "Gazeta" i jeszcze kilka - jakby to powiedział mistrz Andrzej - innych zaprzyjaźnionych stacji. Ciekawe co robił ks. Boniecki, gdy totumfaccy Tuska pojechali do Wielkiej Brytanii namawiać ówczesnych współwłaścicieli "Rzeczpospolitej", by zwolnili red. Lisickiego? Co robili ci wszyscy, którzy obecnie pochylają się nad galopującym w naszą stronę faszyzmem? Naprawdę nikt z nich nie widział powstających "rys na murze", "stłuczonego dzbana i złamanego kołowrotu"? Gdzie oni wszyscy byli, gdy - że użyję poezji opozycji teatralnej (dobrze napisane) - państwo zostało całkowicie zdominowane przez koalicję PO/ZSL? Nie, proszę księdza dobrodzieja, to nie był "krzyk miłości", to był - moim skromnym zdaniem - akt rozpaczy człowieka zaszczutego, zagonionego w kąt, otoczonego przez "zaprzyjaźnione stacje", któremu nikt w porę nie potrafił podać ręki, a może i na to było już za późno. Ksiądz Boniecki zna kilka adresów, pod które mógłby się udać i poprosić, by tak nie pukali, bo od tego niektórym pojawiają się rysy... Od rys do katastrofy - jak widać - odległość niewielka. Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie.
Dorota Arciszewska-Mielewczyk Poseł na Sejm RP

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną