W poniedziałek „większość kwalifikowana” - konkretnie 18 państw Unii Europejskiej - zdecydowała o przedłużeniu dopuszczenia stosowania chwastobójczego glikofasu na dalsze pięć lat na terytorium Wspólnoty. Unia od dwóch lat nie mogła w tej sprawie dojść do porozumienia, ponieważ w tej kwestii była mocno podzielona. O większości kwalifikowanej mowy być nie mogło. Wszystko za sprawą wyników badań Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem, wchodzącej w skład WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) która w marcu 2015 roku podała, że „związek ten jest prawdopodobnie rakotwórczy u ludzi”.
Choć UE zleciła dalsze badania i rok później Europejska Agencja Chemikaliów (ECHA) poinformowała, że nie ma dowodów na związki glifosatu z rakiem (wcześniej podobną opinię wydał też Europejski Urząd Bezpieczeństwa Żywności – wątpliwości pozostały.
W przepychankach o przedłużenie zgody na glikofas Niemcy, które w głosowaniu 27 listopada poparły przedłużenie na glikofas, przez cały czas wstrzymywały się od głosu, gdyż minister ds. środowiska z SPD Barbara Hendrics była przeciwna przedłużaniu licencji na stosowanie tego środka.
Sytuacja była dla UE niczym gorący kartofel, ponieważ 10 letnia prolongata dla glikofasu kończyła się w grudniu tego roku. Po nowych wyborach, gdy koalicja chadeków Merkel z SPD została sposób naturalny rozwiązana, Niemcy raptem na forum UE wykorzystały stan zawieszenia, zmieniły zdanie i zagłosowały na „tak”.
Kanclerz Merkel niespodziewanie skarciła dzień po głosowaniu niemieckiego ministra rolnictwa Christiana Schmidta z CSU, za to ,że wbrew ustaleniom opowiedział się za przedłużeniem pozwolenia na glikofas. Merkel stwierdziła ,iż oczekuje, że „taki incydent” się nie powtórzy, bo stanowisko zajęte w tej sprawie przez Schmidta "nie było zgodne z instrukcjami wypracowanymi przez rząd federalny".
Czy Merkel rzeczywiście nie wiedziała, jakie będzie ostateczne stanowisko Niemiec w tej sprawie? Niemożliwe!
Jej oburzenie należy traktować wyłącznie w kategoriach politycznej zagrywki, bo po fiasku koalicji jamajskiej z liberałami, AfD i Zielonymi, na którą Merkel liczyła, jako partner do tworzenia koalicyjnego rządu , by uniknąć ponownych wyborów pozostali jej tylko socjaldemokraci z SPD Martina Schulza. A ci po wydanej przez Niemcy zgodzie na glikofas zrobili głośną awanturę i orzekli, że to skandal.
Zgoda na przedłużenie licencji na glifosat, wyrażona wbrew stanowisku SPD, zaburzyła relacje między chadekami i socjaldemokratami przed podjęciem rozmów o koalicji, które rozpoczynają się dzisiaj. Wiceprzewodniczący SPD Ralf Stegner nazwał postępowanie ministra rolnictwa "nadużyciem zaufania". Jednak sprawa ta nie będzie miała prawdopodobnie dla ministra żadnych osobistych konsekwencji. Nie przesądzi też o wyniku rozmów, bo obie strony nie chcą nowych wyborów.
Merkel dyplomatycznie „rżnie głupa”, udając zdziwienie zgodą na glikofas i karcąc ministra, aby w sytuacji „zalecanek” do SPD, wyciszyć echa skandalu. A przy okazji warto przypomnieć za Wikipedią, że w toku 2016 zarząd koncernu Monsanto, który produkuje glikofas.zaakceptował ofertę przejęcia przez niemiecki koncern chemiczny
Bayer za kwotę 66 mld USD. Niemcy stały się więc stroną w tym unijnym konflikcie i pewnie dlatego zmieniły podczas głosowania zdanie.
Teatrzyk jaki swoim oburzeniem odstawiła we wtorek kanclerz Mekel, znana z tego że jak harpia walczy o interesy niemieckiego biznesu, może tylko śmieszyć. Sprawdza się łacińska sentencja, że pieniądze nie śmierdzą.
Choć dzwon powinien już bić na trwogę. Naukowcy z Harvardu bowiem wykazali, (wyniki swojej pracy opisali na łamach "JAMA Internal Medicine") że jedzenie dużych ilości owoców i warzywzanieczyszczonych pozostałościami pestycydów wiąże się z niższym prawdopodobieństwem zajścia w ciążę i urodzenia zdrowego dziecka przez kobiety leczące się z powodu zaburzeń płodności. Ale Mutti Merkel woli radzić sobie z problemem demograficznym przyjmując islamskich imigrantów. Już tak ma.
Alicja Dołowska
.