Czekanie na siebie

0
0
0
/

Mam dylemat: czy w przestrzeni felietonu o śmierci powinnam dalej pisać chłodnym, naukowym językiem tanatologii czy też przerażona, a zarazem pogodzona z nieuchronnym wymiarem mogę pisać aż tak emocjonalnie?


Jest początek lata, czyli sezon ogórkowy w codziennych rozmowach z „przyjaciółmi” i „znajomymi” z Facebooka, bo ci prawdziwi oddalają się o lata świetlne. Jesień i zima będzie dopiero wzmożonym okresem samobójstw.


Dlaczego chorzy czy zdesperowani decydują się na ten krok? Przyczyny mogą być różne: nie są w stanie udźwignąć i tak już zbyt długotrwającej choroby. Udręka i potęgujący się ból. Mają potężne długi. Nie dość, że nie są w stanie ich sami spłacić, to nie chcą pogrążać otoczenia - choćby w spirali kredytów. Nie mają już siły walczyć przetrwanie. Kończą z życiem w zaciszu domowym, na dworcach, w miejscach oddalonych od cywilizacji. Czasem w ułudzie, że TO będzie trwało krótko, że TO nie będzie bolało, a skazują siebie na straszliwą męczarnię.


Wśród przyszłych samobójców mogą też być osoby maltretowane psychicznie i fizycznie przez rodzinę czy tzw. partnera. Nie wytrzymują napięcia, nie dają sobie rady. Kończą z życiem. I choć (współ)winnym grozi dwanaście lat więzienia, niestety rzadko znajdują się dowody na to, że to oni swoim zachowaniem spowodowali śmierć drugiego człowieka. Może do zadania sobie śmierci, ktoś ich nakłonił, zmusił wręcz powtarzając: „To nic, ze umrzesz, nie widzę w tym problemu. Bedę regularnie przynosić kwiatki na twój grób, a mieszkaniem się oczywiście zaopiekuję”.


Miłość bez wzajemności, rozpaczliwa oddalająca się na dodatek też może być przyczyną. Dana w miłości nadzieja, a potem nagłe, niezrozumiałe odrzucenie. Spory rodzinne, pozornie nie do rozwiązania. Zaburzenia psychiczne.


Wśród czynników ryzyka samobójstwa wymieniane są zazwyczaj powracające odniesienia do śmierci w rozmowach lub w „popełnianych” przez daną osobę tekstach, dobitnie wyrażone samobójcze zamiary, wcześniejsze próby samobójcze, przypadki gróźb (niszczenia psychicznego przez inną osobę) lub maltretowania - psychicznego, fizycznego, a nawet obu form jednocześnie. Utrata osoby szczególnie bliskiej, podejmowane działania w celu ułożenia konkretnego planu, silny i świeży zatem uraz psychiczny lub fizyczny, zbyt powolne wychodzenie z depresji ( np. po hospitalizacji).


Niepokoją też przypadki, gdy chory nagle zaczyna rozdawać swoje własne rzeczy - nawet te, do których był dotychczas szczególnie przywiązany i choć dotychczas był towarzyski, nagle zaczyna się izolować zrywając nawet serdeczne więzi, doświadcza dominującego uczucia bezradności i beznadziejności. Zawładnąć nim może nagły gniew, rozczarowanie, agresja, wrogość, rozpacz.


Jeśli rozmawiamy z osobą, która obsesyjnie wręcz myśli o samobójstwie, nie obwiniajmy jej lub nie pouczajmy autorytarnie, ale też nie pozostawiajmy bez opieki. Nie wierzmy też jej nagłym zapewnieniom, że kryzys minął i nie wdawajmy się z nią w niekończące się dyskusje na temat samobójstwa. Bądźmy szczególnie czujni - to apel do rodziców, dziadków, przyjaciół, znajomych.


Samobójcy zazwyczaj nie do końca są w pełni odpowiedzialni za swój czyn, wielu z nich nie wskazałoby nigdy tych którzy tak naprawdę odpowiedzialni są za współudział. „Nie zabijaj” pozostaje w całkowitej sprzeczności ze sprawiedliwością, człowieczeństwem oraz nadzieją. Kościół Katolicki nie odmawia im pogrzebu jeśli byli praktykującymi katolikami i okazywali przywiązanie do wiary. W obecności opłakujących ksiądz przypomina zazwyczaj, że czyn ostateczny popełniony przez zdesperowanego był skutkiem stanu chorobowego o podłożu psychicznym, połączonego z wystarczającym brakiem świadomości.
 

Jest prawdą, że w ostatnich latach zmienił się stosunek Kościoła do tej tragedii, jaką w każdym przypadku jest śmierć samobójcza. Ma On bowiem na uwadze dość powszechne zdanie psychiatrów, że samobójcy nie są w pełni odpowiedzialni za swój czyn, stąd nie odmawia się im pogrzebu katolickiego, ani też nie czyni różnicy w samej celebracji pogrzebu, jeżeli w ciągu życia okazywali przywiązanie do wiary i Kościoła. Chodzi tutaj o osoby, które zanim odebrały sobie życie, należały do grona praktykujących katolików.


W takiej sytuacji uczestników pogrzebu uświadamia się - podczas homilii czy w przypomnieniu nieobecnej już postaci- że osoba ta była praktykująca, a fakt odebrania sobie życia był podyktowany brakiem pełnej świadomości lub stanem chorobowym o podłożu psychicznym. W przypadku jednak gdy akt samobójczy byłby czynem jawnogrzesznika powodującego publiczne zgorszenie, wówczas ksiądz ogranicza uroczysty wymiar ceremonii pogrzebowej lub odmawia pogrzebu katolickiego.


Nikt nie wypełni pustki po Nieobecnych. Wielu jednak dalej żyje lekko i beztrosko, bawiąc się uczuciami innych, jakby miało przed sobą przynajmniej dodatkowych sto pięćdziesiąt lat ziemskiego życia. „Ach!jak ludzie mnie bolą” - krzyczał bezgłośnie Emile Cioran przywołując tok myślenia przyszłych samobójców.


Proszę wybaczyć, że letnią porą nie poruszam tematów lekkich i przyjemnych. Czujnym trzeba być o każdej porze tym bardziej, że przyszli samobójcy próbują często uśpić naszą czujność. Cioran pytałby skrajnie zrozpaczonych zapewne : „Co pan robi? - Czekam na siebie?”. Pomóżmy ratować od takiego czekania.


Marta Cywińska


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną