Kłopoty z duszpasterską kolędą

0
0
0
/

Tegoroczna kolęda duszpasterska zbliża się do końca. Jak co roku przyjmuje się księdza z parafii do której się należy. Ksiądz się pomodli, usiądzie, porozmawia z nami… . Właśnie, porozmawia. Z tym jest największy ambaras. Od lat przyjmuję księdza z tej samej parafii i od lat mam ten sam kłopot. Ksiądz wchodzi, pomodli się, poświęci mieszkanie i usiądzie. Zapada krępująca cisza. A potem pada standardowe pytanie o zdrowie, czy się coś zmieniło. I znowu cisza. Zadaję retoryczne pytanie, czy podać kawę, herbatę, a może kawałek ciasta? Odmowa. Jeszcze tylko zostawienie obrazka i pośpieszne wyjście. Czasami ksiądz skorzysta z ptasiego mleczka lub cukierka. A, zapomniałabym o najważniejszym – wręczam mu kopertę z pieniędzmi. Muszę przyznać, że nigdy sam się o nią nie upomina. A jednak nasuwa się wniosek, że coroczne odwiedziny duszpasterza mają tylko ten cel – datek od parafian. Nie neguję tego. Wiem, że kościół trzeba utrzymać, remontować, a na to wszystko niezbędne są pieniądze. Wszystko dobrze, tylko dlaczego odbywa się to w tak kłopotliwej otoczce. Może ktoś powiedzieć, że sama powinnam znaleźć tematy do rozmowy. Początkowo tak było. Miałam pytania dotyczące tematów teologicznych, życiowych. Wszystko na nic. Budziłam tylko nimi popłoch u księdza, albo bąkniecie kilku banałów. Toteż po kilku latach daremnych prób, dałam spokój. I wizyta trwa dwie minuty. Mam wrażenie, że zarówno ksiądz jak i ja oddychamy z ulgą. Nie wiem, czy tylko ja mam takie szczęście do tak niemrawej parafii. Pamiętam doskonale kolędę z mojego rodzinnego miasta. Miała zupełnie inny charakter. Chociaż było to miasto liczące wtedy 40 tys. mieszkańców i nie wszyscy ze wszystkimi się znali, to ksiądz który do nas przychodził, starał się nawiązać kontakt. Dowiedzieć się czegoś o nas. Mieszkaliśmy w dużym, przestronnym mieszkaniu razem z dziadkami. Co roku w tym dniu babcia piekła dobre ciasto, a dziadek szykował się na rozmowę z księdzem. To był jego dzień. Odkąd w pełni sił wyrzucili go na przymusową emeryturę, tracił powoli kontakty z ludźmi. Miał niespokojny dociekliwy umysł i szukał partnerów do dyskusji. Pamiętam te wieczory z mojego dzieciństwa, które były moją zmorą. Dziadek z moją matką wiedli egzystencjalne spory. Cóż mnie wówczas mogły obchodzić dyskusje o Dostojewskim. Musiałam siedzieć cicho i nie przeszkadzać. Dla spragnionego dyskusji dziadka, wizyta duszpasterska była idealnym polem do rozmowy. I nigdy się nie zawiódł. Księża się zmieniali, ale każdego udało się mojemu dziadkowi wciągnąć w rozmowę na tematy teologiczne. Z innymi lokatorami naszej kamienicy ksiądz także nawiązywał kontakty. Starał się czegoś o nich dowiedzieć, słuchał o ich bolączkach, o utyskiwaniu na choroby i życiowych kłopotach. Gdy umarli moi dziadkowie i mój ojciec, zabrałam swoją matkę do siebie, do Warszawy. Myślała, że wizyta duszpasterska będzie tutaj podobna do tej siedleckiej. Kilka lat nie rezygnowała z prób nawiązania większego kontaktu z księdzem, ale spotkała się z całkowitym niezrozumieniem. W końcu dała spokój i rozmowy ugrzęzły na poziomie zdawkowych pytań o zdrowie. Moi znajomi i krewni mają ten sam problem z kolędą. Może dlatego wiele osób zrezygnowało z przyjmowania księdza. W mojej klatce schodowej na pięć pięter może pięć lokatorów otwiera swoje drzwi przed księdzem. Spotkana na schodach sąsiadka przyznała, że przyjmuje księdza tylko dlatego, żeby po jej śmierci nie było kłopotu z pochówkiem. Na szczęście od tej reguły są nieliczne wyjątki Sąsiadujący z moją parafią kościół redemptorystów zupełnie inaczej podchodzi do wizyty duszpasterskiej. Ojcowie przygotowują się do niej. Wiedzą dużo o swoich parafianach. Kto ma jakieś kłopoty, kto boryka się z biedą i samotnością. W miarę możliwości starają się im pomóc, a przede wszystkim idą do nich z dobrym słowem. I są serdecznie przyjmowani. Na podsumowanie kolędy proboszcz zdaje z niej relacje i zawsze bardzo dziękuje za ciepłe przyjęcie. I taka kolęda spełnia swoje zadanie. Widać można, tylko trzeba chcieć pochylić się nad drugim człowiekiem. A ja właśnie czekam na odwiedziny mojego księdza i na odbębnienie zdawkowej rozmowy, która ani mnie, ani księdzu do niczego nie jest potrzebna.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną