Ardanowski: Działalność lobby importerów soi jest na tyle skuteczna, że z polskich naukowców robi się idiotów

0
0
0
/

Działalność lobby paszowego związanego z importerami soi jest na tyle skuteczna, że jest kwestionowany program białkowy i jego wyniki, wyniki badań naukowych – alarmował Jan Krzysztof Ardanowski (PiS) podczas posiedzenia Podkomisji nadzwyczajnej do spraw monitorowania programu zwiększenia wykorzystania polskiego białka roślinnego w paszach (RRW), podkreślając, że „z polskich naukowców robi się idiotów”. W jego ocenie argumenty o niemożności rezygnacji z soi GMO w Polsce nie wytrzymują krytyki. - To samo zaczynają powtarzać przedstawiciele hodowców trzody – mówił, odnosząc się do głosów tych, którzy sprzeciwiają się rezygnacji z importu soi GMO. - Ministerstwo nie chce korzystać z tych badań, twierdząc, że trzeba je zacząć od nowa, czyli będziemy przez kolejne lata to, co już zostało zbadane – nie krył rozczarowania postawą resortu rolnictwa, dodając iż do składu przyministerialnego zespołu mającego pochylić się nad tym problemem powołano osoby, które a priori chcą tylko białka sojowego. A jest o co walczyć - jeżeli udałoby się zastąpić 40 proc. importu soi GMO polskimi uprawami, to według zaprezentowanych podczas posiedzenia komisji szacunków w kieszeni polskich rolników zostałoby ok 2 mld złotych. Zarzuty te usiłowała odpierać minister Ewa Lech z resortu rolnictwa i rozwoju wsi, która najwyraźniej już pogodziła się z opinią, że moratorium na stosowanie pasz GMO w żywieniu zwierząt powinno zostać ponownie przedłużone. - Ten czas dwóch lat na znalezienie zastępczych materiałów paszowych okazuje się niestety zbyt krótki, co nie znaczy, że myśmy w tym czasie działań intensywnych nie podejmowali. Ale większość z nich jest w trakcie wykonywania i wyciągania wniosków. Wniosek zespołu ds. alternatywnych źródeł białka jest taki, że ten czas dwuletni jest niewystarczający i będziemy optować, aby ten czas został przesunięty – relacjonowała na posiedzeniu rzeczonej podkomisji, podkreślając, iż resort rolnictwa podjął działania mające zachęcić rolników do uprawy roślin wysokobiałkowych poprzez dopłaty z podziałem na dwa sektory: ziarno i zielonkę. Resort przyjął też program wieloletni w grudniu 2015 roku mający stworzyć możliwości zwiększenia bezpieczeństwa białkowego w kraju na cele paszowe i żywnościowe. Wyniki tego programu mają być znane do 2020 roku. Ewa Lech wskazywała na problem wyższych kosztów pasz testowych, niezawierających GMO niż powszechnie używanych pasz z materiałem z roślin genetycznie modyfikowanych, która to opinia spotkała się z ostrą reakcją środowisk naukowych, podkreślających, że obecnie kilogram soi genetycznie modyfikowanej kosztuje ok 10 złotych więcej od białka krajowego. Lech relacjonowała, iż zespół ds. alternatywnych źródeł białka wskazał na konieczność zagospodarowania śruty rzepakowej, wyhodowania jasnego rzepaku oraz udoskonalenia procesu fermentacji śruty rzepakowej. W marcu program ten ma zostać przedstawiony kierownictwu do zaakceptowania. Również ten program spotkał się z ostrą krytyką, naukowców ostrzegających przed mnożeniem kosztów. Jak poinformowała przedstawiciel MRiRW zespół stwierdził ponadto, że okres dwuletniego moratorium jest zbyt krótki, ponieważ w Polsce nie ma realnych możliwości zastąpienia śruty sojowej innymi alternatywnymi materiałami paszowymi pochodzenia krajowego ze względu na cenę białka [?]. Tymczasem według prof. Rutkowskiego zastępując śrutę sojową w żywieniu drobiu roślinami strączkowymi można zaoszczędzić 0,24 mln ton białka. Według prof. Brzóski – zastępując ją śrutą rzepakową można zaoszczędzić 0,1 mln ton. Jeżeli chodzi o trzodę chlewną, to prof. Rutkowski zastępował śrutę sojową białkiem śruty rzepakowej i roślinami strączkowymi i według jego badań można zaoszczędzić 0,45 mln ton białka, a prof. Brzóska zastępował śrutą rzepakową i wyszło mu 0,1 mln ton oszczędności. Zdaniem dr. Mikulskiego trzeba odtworzyć bazę surowca. - W latach 90 oddaliśmy ten rynek właściwie darmo. Dzisiaj ten rynek jest warty 4 mld złotych. Takiego rynku nikt nie odda za darmo, dlatego bez wsparcia rządu nie uda się wprowadzić na rynek polski większych możliwości zastępowania śruty sojowej - przekonywał. Ewa Lech argumentowała, iż otwierają się perspektywy jeżeli chodzi o białko owadzie. Komisja Europejska zgodziła się w lipcu zeszłego roku, aby stosować je w akwakulturze, a już od stycznia 2018 roku jest dozwolone oficjalnie stosowanie owadów w żywieniu człowieka. - Produkcja owadów na cele paszowe będzie w zasadzie bezodpadowa – przekonywała. - Będzie to zagospodarowanie żywności przeterminowanej, która teraz jest utylizowana. Zapobiegnie to marnowaniu żywności – tłumaczyła. To jednak nie przekonało ekspertów podkreślających różnice między białkiem owadzim a roślinnym. Adam Dański, przedstawiciel środowiska "paszowców" z zadowoleniem przyjął ministerialny program, podkreślając, iż Europa, w tym Polska jest zbyt uzależniona od źródła białka, a program ten jest w stanie w ciągu pięciu lat to zmienić. Pozostali prelegenci byli jednak dalecy od optymizmu. Dr Mikulski wskazywał, że śruta sojowa jest zastępowania bobikiem sprowadzanym z krajów południa Europy i jeżeli ten trend się utrzyma, to polscy rolnicy zostaną z bobikiem bez możliwości znalezienia rynku zbytu. W ocenie ekspertów należałoby jednocześnie zahamować eksport polskiego rzepaku do krajów Zachodu, w tym przede wszystkim do Niemiec, sprowadzających rocznie 400 ton polskiego rzepaku.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną