Prezes partii Wolność zajął na swoim Facebooku stanowisko w sprawie decyzji brytyjskiego sądu o zabiciu dwuletniego dziecka. Jak informuje Janusz Korwin-Mikke „dwuletni Alfred Evans cierpi na postępujące porażenie mózgu. Lekarze w Anglii uznali, że podtrzymywanie Jego życia nie ma sensu i odłączyli Go od aparatury. Tymczasem chłopczyk żyje!".
Według byłego europosła „lekarze wbrew protestom rodziców postanowili więc... zagłodzić Go na śmierć. I trwają w uporze, poparci przez sądy, choć rząd Włoch uznał Go za swego obywatela i zażądał wydania".
Sytuacja taka zdaniem Janusza Korwina-Mikke świadczy, że:
„1) Dziś właściwie każde życie można podtrzymywać dowolnie długo. To rodzi nieznane problemy.
2) W normalnym państwie podtrzymuje się życie dopóki rodzina tego chce - i ma na to środki. Jeśli jednak, jak w (tfu!) socjalizmie, istnieje (tfu!) "służba zdrowia" to ona MUSI pełnić funkcję dra Mengele ("Ten do gazu - a ten niech jeszcze pożyje...") w przeciwnym razie ludzkość niedługo składałaby się z 20 miliardów ludzi, z czego 15 miliardów w stanie śpiączki - wybudzanych na wybory, by głosowali na socjalistów.
3) Jeśli jednak rodzice lub ktokolwiek chcą na to płacić (Alfie zresztą żyje BEZ aparatury!!) to lekarze mają obowiązek Go leczyć, a państwo nie ma prawa żądać zabicia dzieciaka. Przecież zdarzają się nieoczekiwane remisje i wyzdrowienia.
4) To jeszcze jeden dowód mojej tezy, że dziś mamy ustrój niewolniczy, i to właściciele niewolników, a nie rodzice, są właścicielami dzieci i panami ich życia i śmierci.
5) Musimy ten ustrój obalić! Niech żyje WOLNOŚĆ! A w niej żyje - lub umrze, jeśli Mu to pisane – Alfie!".
Komentując stanowisko Janusza Korwina-Mikke jego obawy przed interwencjonizmem państwa można uznać za słuszne, przeraża jednak przeświadczenie prezesa o tym, że pomoc medyczna powinna być zależna od zasobności portfela. Choć takie stanowisko zasadne jest z punktu widzenia ekonomicznego (bo nic w życiu nie ma za darmo), z mojego punktu widzenia, jako osoby ubogiej, perspektywa tego, że nie mam możliwości otrzymać pomocy medycznej z racji na moje ubóstwo jest niezbyt atrakcyjna.
W sprawie lecznictwa Janusz Korwin-Mikke wypowiadał się wielokrotnie. W czasie protestów lekarzy rezydentów prezes partii Wolność zamiast podlizywać się protestującym lekarzom proponował jak polepszyć sytuację w służbie zdrowia.
W jednym ze swoich wpisów na Facebooku prezes partii Wolność pisał „Trwa strajk (głodowy!) "lekarzy-rezydentów". Domagają się, by reżym im coś "załatwił" czy zapewnił. W normalnym kraju taki lekarz po prostu leczyłby. Prywatnie. Dziś w przychodni przyjmuje dziennie 30 pacjentów. Po 20 zł za wizytę - dniówka 600 zł. Bez kolejek do lekarzy, bez zawracania głowy Władzuchnie, która powinna wreszcie zajmować się czymś, co do niej należy - a nie leczeniem".
W opinii Janusza Korwina-Mikke „Reżymowa służba zdrowia to wysokie koszty leczenia i niską jakość usług - bo wydawanie cudzych pieniędzy na cudze potrzeby to najgorszy sposób z możliwych. Przypominam, że niedawno wprowadzono też ustawę "Apteka dla aptekarza", która znacznie ogranicza konkurencję cen. Pomijając, być może, silne trucizny i antybiotyki, Władzuchna w ogóle nie powinna się wtrącać do tego, co my jemy, pijemy, wdychamy, ćpamy czy połykamy. I wtedy będzie tanio i prosto".
Zapewne wolnościowe postulaty europosła nie znajdą posłuchu. Ingerencja państwa w ochronę zdrowia to gigantyczne pieniądze obywateli transferowane przez państwo do kieszeni globalnych korporacji – rynek leków przynosi większe dochody niż rynek ropy. Więc korporacje nigdy się nie zrezygnują z tego, że państwo poprzez swoją ingerencje gwarantuje ich dochody.