Z okazji niedawnej 101 rocznicy objawień fatimskich publikujemy fragment książki Stanisława Krajskiego pt. „Fatima i masoneria” dotyczący krzyża, o którym mowa w objawieniach:
Jaką rolę odgrywa Krzyż w wydarzeniu opisanym w Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej? Czy wszyscy uczestnicy tego wydarzenia znaleźli się na tej górze, ponieważ stał tam Krzyż? A może ten Krzyż umieszczono na tej górze, ponieważ mieli się tam znaleźć wszyscy uczestnicy tego wydarzenia? Czy ten Krzyż stał tam wcześniej czy został tam umieszczany specjalnie na tę okazję? Kto go tam umieścił i po co?
Tekst Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej jest bardzo skrótowy i lakoniczny. To swego rodzaju szkic czy streszczenie. Gdy go czytamy wciąż nam czegoś brakuje, pojawiają się pytania bez odpowiedzi. Taki miał być z założenia. To Matka Boża takim go zaplanowała. To ona kontrolowała jego pisanie, a być może wprost go dyktowała. Przecież mówi do Łucji: „Napisz, co ci każę, jednak nie to, co ci jest dane jako zrozumienie znaczenia”.
Logiczne by było gdyby w tekście pojawiły się zatem tylko słowa: „na której szczycie znajdował się Krzyż”. Zrozumiałe by było, gdyby były tam słowa „na której szczycie znajdował się wielki Krzyż”. Gdyby jednak były tam słowa „na której szczycie znajdował się wielki drewniany Krzyż” mogłoby to wzbudzić nasze zdziwienie. Po co bowiem w tak ważnym teśkcie taka nieistotna informacja, że ten krzyż jest drewniany? Co by to zmieniało w przesłaniu Matki Bożej?
W tekście pojawiają się zaś słowa następujące: „na której szczycie znajdował się wielki Krzyż zbity z nieociosanych belek jak gdyby z drzewa korkowego pokrytego korą”.
Po co te wszystkie nieistotne informacje, po co wejście w takie szczegóły, nic nie znaczące drobiazgi?Wniosek może być tylko jeden: to wszystko są ważne, istotne informacje. Czemuś służą. Musi być jakiś powód, ważny powód ich pojawienia się. Coś przez te informacje, coś naprawdę ważnego, Matka Boża chce nam przekazać. To jest jakiś klucz, który pomoże zrozumieć jakiś element orędzia.
Jaką wagę mogą mieć takie informacje: „wielki”, „zbity z nieociosanych belek”, „jak gdyby z drzewa korkowego pokrytego korą”?
Czym jest krzyż dla chrześcijan?
Papież Benedykt XVI powiedział w 2013 r. w kościele św. Krzyża w Ziemi Świętej: „Wielu ludzi mogłoby zapytać, dlaczego chrześcijanie czczą narzędzie tortury, znak cierpienia, porażki i upadku. To prawda, że krzyż wyraża wszystkie te rzeczy. Jednakże ze względu na Tego, który został wywyższony na krzyżu dla naszego zbawienia, krzyż ukazuje także ostateczny tryumf Bożej miłości nad całym złem świata”.
Ktoś napisał na portalu „Nie wstydzę się Jezusa”: „Używając krzyża, przyznajemy się do wiary w Chrystusa i do przynależności do Jego Kościoła. Mówiąc bardziej współcześnie, krzyż w przestrzeni publicznej to nasze chrześcijańskie „logo”, którym znaczymy naszą obecność jako wyznawcy Jezusa. Mówienie, że to tylko symbol, jest przewrotne. Wielokrotnie podczas prześladowań religijnych, jako potwierdzenia zaparcia się Chrystusa, żądano właśnie podeptania tylko tego symbolu. Nie oczekiwano żadnych deklaracji słownych, a jedynie podeptania symbolu, reszta dla prześladowców była bez znaczenia. Ci, którzy podeptali krzyż, złamali jednocześnie pierwsze przykazanie Boże. Stawianie fałszywej alternatywy pomiędzy przywiązaniem do symbolu krzyża, a wypełnianiem Bożych przykazań jest wyrazem faryzejskiej przewrotności”.
Chrześcijanie stawiają wielki Krzyż na szczycie góry by był widoczny. Taki Krzyż jest znakiem wiary i miłości do Chrystusa, szacunku dla Boga. Jest zatem wykonany z pietyzmem, starannie, z desek oheblowanych lub, częściej, od pewnego momentu, z elementów stalowych.
Ks. Kazimierz Kaszelewski inicjator postawienia stalowego Krzyża na Giewoncie z okazji 1900 rocznicy urodzin Jezusa Chrystusa powiedział z tej okazji: „We Włoszech na pamiątkę kończącego się starego i rozpoczynającego się nowego stulecia, postawiono kilkanaście krzyży żelaznych na szczytach gór, miedzy innymi nawet na Wezuwiuszu”.
W ostatnich wiekach zaczęto stawiać stalowe Krzyże, bo chrześcijanie chcą by on on był trwały, by w danym miejscu stał zawsze.
Chrześcijanie nie postawiliby zatem wielkiego Krzyża na szczycie góry sporządzonego z desek pokrytych korą. Uznaliby taki krzyż za „niechlujny”, „lekceważący” Chrystusa.
Pomysł postawienia Krzyża z drewna pokrytego korą zostałby jednak odrzucony przede wszystkim dlatego, że taki Krzyż byłby bardzo nietrwały – łatwo rozpocząłby się proces gnicia drewna, próchnica. Poza tym kora zaczęłaby odpadać i Krzyż wyglądałby coraz bardziej niechlujnie.
Krzyż musiał zatem być postawiony przez żołnierzy z założeniem, że stawia się go tylko na to wydarzenie. Dlaczego go postawili? O tym w następnym punkcie.
Egzekucja
To, co wydarzyło się pod Krzyżem opisane jest w dwóch zdaniach. Oto pierwsze z nich: „...doszedłszy do szczytu góry, klęcząc u stóp wielkiego Krzyża, został zabity przez grupę żołnierzy, którzy kilka razy ugodzili go pociskami z broni palnej i strzałami z łuku”.
To była egzekucja, ale nie egzekucja dokonana na zimno, planowana. Wiele wskazuje na to, że nie była planowana, że została dokonana w skrajnie negatywnych, gwałtownych emocjach. Gdyby była planowana zamordowano by „Biskupa odzianego w biel” jednym strzałem, np. strzałem w tył głowy lub rozstrzelałby go pluton egzekucyjny.
Opis sytuacji wskazuje, że oddano do niego wiele strzałów z różnych rodzajów broni w sposób nieskoordynowany i spontaniczny.
Żołnierze postawili Krzyż i czekali spokojnie aż przyjdą „katolicy”. Najpierw przyszli z dobrej woli, nie zmuszani do tego biskupi, kapłani, zakonnicy, zakonnice i świeccy. Potem przyszedł i to sam, dobrowolnie „Biskup odziany w Biel”.
Gdyby to była planowana przez żołnierzy egzekucja, o której wiedzieliby „katolicy” nie przyszliby oni dobrowolnie.
Co miało się wydarzyć? Dlaczego żołnierze postawili Krzyż? Dlaczego nie zabili biskupów, kapłanów, zakonników, zakonnic i świeckich, gdy ci nadeszli, lecz czekali na „Biskupa odzianego w Biel” i jego pierwszego zabili?
Należałoby założyć, że gdy „Biskup odziany w Biel” wybierał się na tę górę to szedł na spotkanie, którego efektem miało być porozumienie, a po nim miało nastąpić rozstanie w zgodzie.
Jakie mogłoby to być, zdaniem „Biskupa odzianego w Biel”, porozumienie?
Z pewnością dotyczące „zbliżenia” obu religii, między innymi np. wytworzenia swego rodzaju „protokołu zbieżności”. Punktem odniesienia mogłyby być tutaj doświadczenia polskiego Kościoła związane z obchodami w styczniu każdego roku „Dnia islamu”, w ramach którego odbywają się swego rodzaju „międzyreligijne nabożeństwa” (czytanie na przemian Biblii i Koranu, referaty wygłaszane przez przedstawicieli chrześcijaństwa i islamu ukazujące „punkty styczne” tych religii, modlitwy, na przemian chrześcijańskie i muzułmańskie).
Być może „Biskup odziany w Biel” mógł myśleć jednak o jeszcze większym „zbliżaniu”.
Idąc na to spotkanie, przebywając piechotą długą drogę, „Biskup odziany w Biel” miałby dużo czasu na refleksję związaną z obecnością Matki Bożej na niebie, działaniem anioła, kataklizmem, jego skutkami (ciałami, które leżały przy drodze). Wszystko wskazuje na to, że, jak już o tym pisaliśmy, rodzi się w nim „ogromne poczucie winy i bolesna skrucha”.
Dochodzi do miejsca, w którym stoi Krzyż i żołnierze, w którym zgromadzeni są „inni Biskupi, Kapłani, zakonnicy i zakonnice oraz wiele osób świeckich, mężczyzn i kobiet różnych klas i pozycji”.
Dochodzi do tego miejsca i nadal jest wolny i nikt nie wykazuje wobec niego jakiejkolwiek agresji. Pojawia się ona i zostaje zabity, gdy klęka przed Krzyżem. W tym momencie, gdy klęka przed Krzyżem musi wiedzieć, że wybiera śmierć i że jest to śmierć za Chrystusa.
Dlaczego dokonuje, nagle, takiego wyboru?
Wydaje się, że powodują to dwa czynniki.
Po pierwsze, „ogromne poczucie winy i bolesna skrucha”.
Po drugie, wynikające zresztą z niej, pojawiające się w pewnym wcześniejszym momencie uświadomienie sobie w pełni i do końca w jakim wydarzeniu naprawdę bierze udział.
Jaki to moment?
Możemy sobie wyobrazić, że idąc na miejsce spotkania „Biskup odziany w Biel” nie spodziewa się, że zastanie tam sam Krzyż. Jeśli to mam być spotkanie dotyczące zbliżenia i porozumienia to albo nie powinno tam być żadnych symboli albo powinny tam być symbole obu religii.
Wstępując pod górę „Biskup odziany w Biel” dochodzi do miejsca, powiedzmy w połowie zbocza, z którego już widać wielki Krzyż z drewna pokrytego korą i zadaje sobie pytanie: dlaczego islamiści postawili tam Krzyż?
Jednocześnie fakt, że Krzyż jest z desek pokrytych korą przypomina mu, że spotykał się w Kościołach Włoch z Krzyżami wyrzeźbionymi tak, jakby były pokryte korą, Krzyżami mającymi przypominać, że Krzyż jest przecież „Drzewem Życia”, a jego odrzucenie jest wyborem „śmierci” duszy.
Nasuwa mu się tylko jedna odpowiedź: ich wizja „zbliżenia” dwóch wielkich religii zakłada, że on w taki czy inny sposób ma „zdeptać Krzyż” - wyprzeć się go, wybrać „śmierć duszy”, że po tym akcie „krzyż zostanie obalony” - w przenośni i dosłownie.
Islamiści istotnie mają tylko taką receptę. Na podstawie informacji, które posiadają zakładają, że „Biskup odziany w Biel” zrobi to, co mu zaproponują i że to złamie ducha pozostałych – biskupów, kapłanów, zakonników, zakonnic, świeckich katolików – reprezentantów wszystkich warstw społecznych, że oni za przykładem swojego przywódcy duchowego wyprą się Krzyża i islamiści symbolicznie obalą ten krzyż, który postawili i ogłoszą: „Islam zwyciężył” – „Nie ma boga poza Allahem”.
„Biskup odziany w Biel” uświadamia też sobie, że jeśli „krzyż ukazuje także ostateczny tryumf Bożej miłości nad całym złem świata”, to jego odrzucenie ukazuje tryumf całego zła świata nad Bożą miłością – tryumf szatana.
I w tym momencie dokonuje się jego ostateczne i nieodwołalne pełne nawrócenie: podejmuje decyzję, że nie będzie ustępował, że ukorzy się przed Krzyżem i da świadectwo Chrystusowi.
Klęka zatem przed Krzyżem i umiera za prawdę, wiarę, Chrystusa – idzie jako męczennik prosto do nieba.
Jego wybór, jego śmierć, jego świętość, która tak nagle się pojawiła stanowią świadectwo dla pozostałych, świadectwo dla całego świata.
To, co teraz następuje jest opowiedziane w zdaniu: „... i w ten sam sposób zginęli jeden po drugim inni Biskupi, Kapłani, zakonnicy i zakonnice oraz wiele osób świeckich, mężczyzn i kobiet różnych klas i pozycji”.
Im też się proponuje wybór. Każdemu z nich oddzielnie jest on dany i każdy wybiera, za przykładem „Biskupa odzianego w Biel”, męczeństwo. Dlatego tak to długo trwa. Nie giną wszyscy naraz, ale powoli jeden po drugim.
Ratzinger w swojej opinii teologicznej o Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej pisze: „W «zwierciadle» tej wizji widzimy przechodzących świadków wiary kolejnych dziesięcioleci. (…) W wizji również Papież zostaje zabity na drodze męczenników”.
Nic tu się nie zgadza. W „wizji” bowiem papież ginie pierwszy, a pozostali potem pociągnięci jego przykładem.
Aniołowie pod krzyżem
Ostatnie zdanie tekstu Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej niesie za sobą przesłanie, które bardzo trudno zaakceptować wszystkim tym, których formacja katolicka została ukształtowana w cieniu i pod wpływem Soboru Watykańskiego II i koncepcji, które zrodziły się w posoborowej refleksji.
Dziś wielu katolików, ale również hierarchów, powtarza „Bóg jest miłością” i „miłosierdzie Boże jest nieskończone”, budując na tych dwóch zdaniach, w oderwaniu od wielu integralnych elementów doktryny katolickiej, swoistą teologię, w której nie ma w zasadzie miejsca na to, co określa się jako sprawiedliwość Bożą czy na to, co określa się jako karę Bożą.
Mówi się zatem i powtarza: „Bóg nie karze”, „Bóg zawsze wybaczy”, „wszyscy będą zbawieni”.
Wynika z tego, że czego by człowiek nie zrobił, jak bardzo by nie grzeszył Bóg wyciągnie do niego rękę wydobędzie go z niewoli zła i wprowadzi do Nieba, że jak dobrotliwy i tolerancyjny ojciec wykaże cierpliwość, przymknie oko, a wszystko to, co człowiek współczesny odbiera jako dotykające go zło, wszelkie cierpienie na ziemi, gwałtowna śmierć to efekt działania samego człowieka lub „natury”.
Taka teologia nie dopuszcza takiego ujęcia,w świetle którego Bóg, w przeciwieństwie do współczesnego człowieka uznaje za najważniejsze zbawienie tak dalece, że jest skłonny, gdy człowiek je świadomie odrzuca lub idzie tam, gdzie uzyskać go już nie ma szansy, zastosować każdy nawet najbardziej drastyczny „ziemski” środek, by spowodować powrót człowieka na drogę wiodącą ku zbawieniu.
Kara może mieć dwojaki wymiar.
Może być karą sensu stricto, czymś co pojawia się w porządku sprawiedliwości, tak jak kara piekła.
Może też być tylko środkiem wychowawczym, który ma pomóc człowiekowi w duchowym wzrastaniu i osiągnięciu zbawienia. Można powiedzieć, że to co wielu ludzi nazwałoby karą Bożą jest w istocie wyróżnieniem i nagrodą, bo bez tej „kary” człowiek trafiłby do piekła, a dzięki niej ma „niebo w kieszeni”.
Przypomnijmy to ostatnie zdanie tej Tajemnicy: „Pod dwoma ramionami Krzyża były dwa Anioły, każdy trzymający w ręce konewkę z kryształu, do których zbierali krew Męczenników i nią skrapiali dusze zbliżające się do Boga”.
Zdanie to jako ostatnie zdanie tej Tajemnicy zawiera jakieś jej podsumowanie i wyjaśnienie. Narzuca się wniosek, że znajdujemy w nim odpowiedź na pytania, które mogą postawić wierzący w związku z tym, że Bóg doprowadził swoim działaniem do śmierci tylu ludzi (prawdopodobnie milionów), do zniszczenia materialnego dorobku całego życia wielu z tych, którzy pozostali przy życiu, do tylu cierpień, takiego przerażenia, głodu, chorób, że doprowadził do powstania takiej sytuacji, w której islamiści mogli wymordować tylu katolików: papieża, biskupów, kapłanów, zakonników, zakonnic i świeckich.
Wielu katolików może, niekiedy z bólem, zapytać: Dlaczego?
Ze zdania tego wynikłoby, że Bóg podjął decyzję, której skutkiem miało być doprowadzenie do zbawienia dwóch grup ludzi tych, którzy sprzeniewierzyli się Chrystusowi i Kościołowi i tych, którzy zagubili się w grzechu. Tym pierwszym Bóg stworzył sytuację, która skłaniała ich do męczeństwa, a zatem prowadziła do ich świętości, tym drugim przerwał życie ofiarowując im zbawienie w oparciu o męczeństwo tych pierwszych.
Śmierć jednych i drugich w połączeniu z czytelną informacją, że miały one miejsce w związku z ingerencję Boga w świat Bóg zaplanował jako bodziec do powszechnego nawrócenia.
Takie postępowanie Boga nie mieści się w posoborowej „filozofii”. Stąd hierarchowie Kościoła, jak wiele na to wskazuje, uznali, że albo należy Trzecią Tajemnicę Fatimską inaczej rozumieć, inaczej zinterpretować albo uznać, że przynajmniej pewne jej elementy nie pochodzą od Boga, ale są wytworem widzących (o czym będziemy pisać w dalszej części książki).
W tym miejscu podajmy tylko jeden przykład. W swojej opinii teologicznej na temat Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej kard. Ratzinger pisze: „Zakończenie «tajemnicy» przywodzi na myśl obrazy, które Łucja mogła widzieć w książkach do nabożeństwa, a których treść nawiązuje do odwiecznych intuicji wiary”.
Przedziwne to zdanie, jakby się wydawało całkowicie nieistotne wtrącenie. Jeśli się jednak nad nim głębiej zastanowimy znajdujemy w nim ostrożnie wyrażoną sugestię, że nakreślony w ostatnim zdaniu Tajemnicy obraz nie został przekazany widzącym przez Matkę Bożą, ale jest ich „kulturowym tworem” (został zaczerpnięty z książeczek do nabożeństwa).
Kard. Ratzinger komentuje jednak to zdanie zgodnie z duchem tekstu Trzeciej Tajemnicy Fatimskiej pomijając jedynie kwestie roli Boga w wywołaniu sytuacji opisanej przez tę Tajemnicę: „Jest to wizja krzepiąca, w której historia pełna krwi i łez zostaje jak gdyby poddana uzdrawiającej mocy Boga. (...) Wizja z trzeciej części «tajemnicy», na początku tak wstrząsająca, kończy się zatem obrazem pełnym nadziei: żadne cierpienie nie jest daremne i właśnie Kościół cierpiący, Kościół męczenników staje się drogowskazem dla człowieka poszukującego Boga. Miłościwe dłonie Boga przyjmują nie tylko cierpiących takich jak Łazarz, który dostąpił wielkiego pocieszenia i jest tajemniczym obrazem Chrystusa, który dla nas zechciał się stać ubogim Łazarzem; chodzi tu o coś więcej: z cierpienia świadków wypływa moc oczyszczająca i odnawiająca, ponieważ ponawia ono w teraźniejszości cierpienie samego Chrystusa i wnosi w obecną rzeczywistość jego zbawczą skuteczność”.