Czy Polacy kochają Unię Europejską?

0
0
0
/

Dzisiaj w polskojęzycznych mediach należących do Niemców przytoczony został nowy sondaż, o którym pisało Politico. Chodzi o sondaż unijnej agencji Eurobarometr, przeprowadzony w kwietniu wśród ponad 27 000 osób we wszystkich 28 krajach członkowskich. Wynikać ma z niego, że na tle wszystkich krajów unijnych Polska ma najwyższy odsetek obywateli prounijnych.     Na początku muszę zrobić dwa zastrzeżenia. Zdaję sobie sprawę, że trzeba zastosować tu dwa wielkie nawiasy. Pierwszy to źródło informacji. Polskojęzyczne media niemieckiego pochodzenia od dawna głoszą propagandę, żeby wychować odpowiednio tubylców, którzy mają być tanią siłą roboczą dla przyszłych panów, którzy tu się osiedlą (nie tylko Niemców, ale także naszych starszych braci, którzy dzięki reprywatyzacji staną się właścicielami naszego biednego państwa). Drugi wielki nawias to kwestia sondaży. Wiadomo nie od dziś, że służą one nie ku temu by odzwierciedlać poglądy, ale żeby je kreować. Mam jednak powody, żeby wierzyć akurat w tę informację. W Europie Zachodniej obserwujemy, jak w siłę rosną tzw. partie eurosceptyczne. Ich popularność zasadza się na niechęci ludzi do eurokołchozu, który słusznie jest postrzegany jako skostniała struktura i barak socjalistyczny, w którym ogranicza się wolność i który jest jedynie etapem do stworzenia nowego światowego państwa przyszłości. Partie te wchodzą do parlamentu i w kilku krajach są bliskie przejęcia władzy. Tymczasem nad Wisłą w sejmie nie ma ani jednej partii antyunijnej. Co więcej, nawet poza sejmem wszystkie ruchy, które można by tak zakwalifikować, cieszą się znikomym poparciem społecznym. Nie można wszystkie wyjaśnić tym, że obce media i antypolscy politycy działają. Tak samo dzieje się na Zachodzie. Problem jest dużo głębszy i zdaje się, że zasadza się na czymś innym. Wielu Polaków widzi liczne absurdy unijne, przerost biurokracji, odbieranie naszej suwerenności przez Unię, hegemonię Niemiec, kulturalną neokolonializację, neopogaństwo w formie gender, promocję dewiacji itd. itp. Jednocześnie jednak ci sami ludzie uważają, że dopóki z Unii płyną pieniądze, nie wolno nam jej opuścić. Ta wiara w euro, które zamieniają naszą polską pustynię w oazę dobrobytu jest tak potężna, że hołdują jej nawet ci, których byśmy o to nie podejrzewali. Tutaj pojawia się oczywiście wiele nieporozumień. Poza pieniędzmi, które dostajemy w dotacjach, są jeszcze te, które musimy wpłać do wspólnej kasy. Jeśli nawet suma dotacji przekracza nasze wpłaty i to nawet znacznie, to jednak ponosimy wiele innych ukrytych kosztów, jak utrzymywanie armii urzędników rozliczających unijne fundusze, dostosowywanie naszego prawa do unijnego, straty wynikające z tego, że wiele rzeczy zrobić nie możemy (np. dotować naszych firm przez państwo) lub robić musimy, kwestia tego, że musimy wykładać wkład własny na projekty, które są nam do niczego nie potrzebne (patrz: liczne lotniska i aquaparki przez które samorządy się zadłużają). Tutaj z pewnością mogłaby pojawić się armia ekonomistów, wyciągnąć tabele i przekrzykiwać się, czy to wszystko się opłaca, czy nie. Na szczęście nie jestem ekonomistą i tak na zdrowy rozum muszę stwierdzić, że to jest bardzo kiepski interes: - Po pierwsze, nikt nie stał się jeszcze bogaty przez zapomogi, choćby znaczne. Wiara w to, że jakiekolwiek dotacje uczynią nasz naród bogatym, jest absurdalna. Wiadomo, że jest na odwrót: zasiłki niszczą przedsiębiorczość, rozleniwiają, uczą kombinowania. Wiele firm, które powstaje za unijne dotacje zwija się po okresie wymaganym w umowie. Są to jedynie formy wyłudzania pieniędzy. - Po drugie, nikt nie daje niczego za darmo. Jeżeli Unia to Niemcy, a Niemcy to Unia, to zapytajmy, dlaczego Niemcy wykładają tak chętnie pieniądze na nasz kraj, po co budują nam drogi i kolej? Kiedy Imperium Rzymskie podbijało jakąś krainę, natychmiast też budowało tam drogi. Wiadomo, że nie można kontrolować terytorium bez dobrej infrastruktury. Ona też ożywia handel, z którego okupant czerpie zyski. Unia Europejska jako projekt działa tylko dlatego, że realizuje interesy niemieckie – jak podbić Europę bez jednego wystrzału. Sympatia do Unii obnaża mentalność niewolniczą, którą do głów wsadzali nam najpierw komuniści przez prawie 50 lat, a potem rzecznicy okrągłego stołu przez następne 25. Dziś trzeba zacząć pracę od podstaw i pokazywać, po co nam niepodległość. W narodzie nie widać pragnienia suwerenności, a jedynie dobrobytu. Już Arystoteles zauważył jednak, że jeśli dobra materialne nas uszczęśliwiają, to nie różnimy się niczym od bydląt przy żłobie. Są rzeczy cenniejsze niż niewola, choćby była w złotej klatce.  Wolność, suwerenność, niepodległość to rzeczy, które w Unii nie występują. Każdy dla kogo są ważn,e powinien zdać sobie sprawę, że budowa wolnego kraju zacznie się od wyjścia z tej zbrodniczej struktury.            

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną