Alkoholowy Lany Poniedziałek i weekend majowy na tatrzańskim szlaku

0
0
0
/

Miałem to szczęście spędzić drugi dzień Świąt Wielkanocnych (później także weekend majowy) na zakopiańskich szlakach. A konkretnie w drodze na Kalatówki i na Kasprowym Wierchu. Nie mogłem się rozdwoić i sprawdzić jak było na najbardziej zabójczym z tatrzańskich szlaków, czyli na słynnej Ceprostradzie do Morskiego Oka (choć podejrzewam że podobnie). I z goryczą wieloletniego wielbiciela napoi wyskokowych stwierdzam, że jednak naród bez alkoholu nadal nie potrafi się bawić. Gdyż liczba nawalonych jak stodoła już około godziny piętnastej robiła wrażenie. A potem jak u Hitchcocka było już tylko lepiej. Do wieczora połowa szwendających się po mieście albo było dziabniętych, albo niosło alkohol, albo go szukało. Ewentualnie wszystko naraz. I muszę przyznać, że wielu naszych rodaków to ludzie na wskroś zapobiegliwi. W związku z tym, że ceny browara zarówno w schronisku na Kalatówkach, jak i na stacji kolejki na Kasprowym do najniższych nie należą więc przewidujący rodacy zabrali sporo własnego alku. Od szczeniaczków 0,2 litra do flaszek 0,7. A i jedną litróweczkę czystej wypatrzyłem wśród tłumu. O pomniejszej drobnicy nie wspominając. Urzekło mnie dwóch na oko pięćdziesięciolatków mających plecaki ze stelażem wypełnionych browarami. W końcu nic tak nie poprawia widoku Świnicy i Orlej Perci jak po dwadzieścia tanich Pereł chmielowych na łeb. Nie wiem, jak panowie logistycznie rozwiązali problem oddawania moczu, ale ogólnie szacun. Zresztą pusta pucha, lub łepek butelki od piwa wystawał z co trzeciej, czwartej kieszeni kurtki, czy plecaka (dzieci w tej wyliczance pomijam). Widać górskie wędrówki wyraźnie wzmagają pragnienie... Na mnie największe wrażenie sprawiła urocza trójeczka trzydziestolatków (para plus dorosły, samotny samczyk). Która po naprawdę mokrych kamieniach, z breją śniegowo-lodową na drodze z Kalatówek do Kuźnic uroczo się ześlizgiwała, jednocześnie zataczając się po całej szerokości drogi, żeby na wysokości stacji linowej malowniczo się wy… przewrócić. A potem przez piętnaście minut z pomocą innych użytkowników szlaku próbować wstać. Tu szacun podwójny. Żeby się tak nawalić potrzeba co najmniej półtora litra na trzy łby. Więc podejrzewam, że pewnie na Kalatówki zabrali własny zapas, żeby go tam w pięknych okolicznościach przyrody spożyć. W harmonii z górami, chmurami i paroma setki innych spragnionych ciszy i spokoju wrzeszczących i ryczących homo sapiens. Ta łączność z naturą i pierwszymi objawami wiosny może wzruszać. Ta wzniosłość chwili gdy majestatyczne szczyty gór łączą się z bezmiarem nieba i złocistym blaskiem skrytego za cumulusem słońca wymaga specjalnej oprawy. Tu nie wystarcza jakaś obrzydliwa, ciepła Starogardzka przepłacona o północy na stacji BP, ale trzeba mieć przynajmniej jakiś Bols, Luksusową, albo Gorzką Żołądkową. A że naród spragniony to było widać. Już w pierwszy dzień Świąt, a więc w dzień kiedy teoretycznie każdy jakiś alkohol miał zabezpieczony około dwudziestej wieczorem na jedynej czynnej w okolicy stacji BP przy Drodze na Bystre pomiędzy rondem Jana Pawła II, a Bulwarami Słowackiego kolejka do kasy była na jakieś trzydzieści osób. Drugiego dnia Świąt w godzinach przedwieczornych taka kolejka była do każdej z obu kas. I to pomimo faktu, że część najeźdźców zaczęła już opuszczać Zakopane, a inni musieli być trzeźwi rano, żeby wsiąść za kółko i stanąć grzecznie w korku na Zakopiance. Jak widać pragnienie w narodzie rośnie lawinowo. Na szczęście zarówno Boże Narodzenie, jak i Wielkanoc to tylko dwa dni świąt. Przy większej ilości dni świątecznych naród mógłby wyschnąć na wiór. A przecież prawdziwą sztuką jest nie pić wtedy kiedy robią to wszyscy. I ustalać swoje własne zasady. I nie ma większej przyjemności, niż odpowiedzieć komuś, że akurat nie dzisiaj i nie z nim. Najlepiej w jego urodziny, albo imieniny. Reakcja – bezcenna. Byłem też na szlaku w majowy długi weekend. Powiem tak – jedyna różnica była tylko taka, że śnieg stopniał (przynajmniej w dolnych partiach gór, bo wyżej gdzie jeszcze leży na szczęście alkoturyści rzadko docierają). Poza tym te same kawalkady ludzi z browarkiem i mnóstwo osób z czymś mocniejszym. Padających na przysłowiowy pysk też nie brakowało... Podsumowując ten mocno szyderczy wywód stwierdzam, jak mawiał świętej pamięci Jan Himilsbach „po co ludzie wyjeżdżają na urlop skoro można się napić w domu”. Naprawdę nie wiem po co. Raczej nie dla górskich widoków, ponieważ po takiej ilości alkoholu to dobrze jak widzą ścieżkę przed sobą. A połączenie alkoholu i gór jest nie tylko niemądre, ale po prostu niebezpieczne. I tacy w sztok pijani powinni być wyłapywani, bo choć każdy ma prawo do wolności to kończy się ona tam, gdzie zaczyna się bezpieczeństwo innych. A w przypadku spowodowania wypadku powinni za niego odpowiadać karnie i finansowo. Ponieważ połączenie alkoholu i wysokich gór jest nie tylko głupie, ale także skrajnie niebezpieczne.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną