Okazało się właśnie, że Oddział Federalnego Biura ds. Migracji i Uchodźców (BAMF) w Bremie sprzedawał w dużych ilościach status uchodźcy. Kupić go mogło nawet 1,200 nielegalnych imigrantów. Nie wiadomo, jak wielu było wśród nich terrorystów. Pokazuje to jednak, że nawet Niemcy, które uchodzą za wzór praworządności, których systemy są szczelne, nie kontrolują przepływu imigrantów. Okazało się, że wystarczy jeden skorumpowany urzędnik, kilku nieuczciwych prawników i tłumacz oraz tysiąc euro żeby ominąć niemieckie prawo.
Jest to przerażające, bo pokazuje, że Europa jest bezbronna wobec imigrantów. Możliwe zresztą, że jest to tylko wierzchołek góry lodowej. Od dawna w mediach krążą informacje, że Niemcy nie mogą doliczyć się wielu młodych imigrantów, którzy gdzieś się rozpłynęli. Nie wiadomo gdzie są, co robią, a tym bardziej co planują.
Już te informacje świadczą o tym, że te wszystkie opowieści, że służby monitorują sytuację można między bajki włożyć. Jeśli tak wygląda rzeczywistość w Niemczech, to jak jest we Francji, czy w Polsce, gdzie nie ma tak pedantycznego podejścia do przepisów?
Nie da się zresztą przewidzieć kto w danym momencie obejrzy filmik w Internecie wzywający do walki z niewiernymi, weźmie nóż i zaatakuje sąsiadów. Nie da się wszędzie montować betonowych barierek, zlikwidować ciężarów i samochodów, żeby a nuż ktoś nagle nie skręcił w tłum pieszych.
Mówiąc inaczej: nawet przy świetnie zorganizowanym państwie, najlepszych służbach i nieustannej kontroli nie da się wyeliminować zamachów, tym bardziej kiedy dokonują ich samobójcy, którym jest obojętne, co się z nimi później stanie.
To powinno prowadzić decydentów do jednego wniosku: tylko dbałość o szczelne granice, zachowanie tożsamości narodowej i nie pozwalanie na politykę multi-kulti może być gwarancją bezpieczeństwa.