Zawieszony protest. Do czego się teraz podczepią?

0
0
0
/

W końcu matki i opiekunki dzieci niepełnosprawnych, po czterdziestu dniach pobytu w korytarzach sejmowych, zawiesiły protest. Na konferencji prasowej ich liderka powiedziała, że bały się o życie swoje i dzieci. Nie wiadomo, kto miał ich mordować w Sejmie. Pewnie Straż Marszałkowska na polecenie marszałka Kuchcińskiego.       Trzeba mieć talent, aby z protestu społecznego przemienić go w polityczny, chyba, że od początku taki cel przyświecał tym osobom. Początkowo protestujące panie miały niemal stuprocentowe poparcie w społeczeństwie. Wiadomo, rząd zapomniał o nich, o grupie osób, które i tak zmagają się ze swoim losem. To był grzech zaniechania rządzących i nikt się nie dziwił, że zdesperowane kobiety musiały przypomnieć o potrzebach swoich niepełnosprawnych dzieci. Do tej pory niepełnosprawni żyli jakby na marginesie. W okresie socjalizmu, gdzie z założenia wszyscy mieli być szczęśliwi, zdrowi, wydolni, na ludzi zmagających się z niepełnosprawnością nie było miejsca. Nie zauważano ich. Podobnie było za rządów SLD i PO-PSL. Dopiero podobny protest w Sejmie w 2014 roku zwrócił uwagę na potrzeby dotkniętej przez los grupy. Teraz za czasów najbardziej prospołecznego rządu PiS można się było spodziewać, że będzie inaczej. Wprawdzie były pewne działania w tym kierunku, z dostępnością+ wchodzącą w skład „Piątki Morawieckiego”, ale to za mało. Gdy rozpoczął się protest w Sejmie, rząd chciał szybko naprawić zaniedbania, w takim wymiarze na jaki go stać. Podniesiono rentę socjalną i zagwarantowano pakiet usług medyczno-rehabilitacyjnych oraz darmowe opatrunki, pieluchomajtki i inny sprzęt. Protestujące uznały, że to za mało i żądały 500zł. żywej gotówki. Wszystkie negocjacje utknęły w martwym punkcie. Kobiety nie chciały czekać na zmiany systemowe i żądały natychmiastowego spełnienia swoich oczekiwań. Trwały pielgrzymki najważniejszych osób w państwie do protestujących kobiet. Przyszedł do nich prezydent, premier, a minister Rafalska stała się ich stałym gościem. Zapewniali, że zrobią wszystko, aby poprawić sytuację niepełnosprawnych. Wieloletnich zaniedbań nie da się jednak usunąć z dnia na dzień. Argumenty władzy trafiały na mur oporu. Sytuacja patowa wydawała się nie do usunięcia. Jak zawsze w takich sytuacjach, do protestujących zaczęły przylepiać się różne opcje polityczne. Zwąchały żer i chciały to wykorzystać. Do Sejmu wprowadziła protestujących Joanna Scheuring- Wielgus i zdaniem liderki protestu, Iwony Hartwich pomagała im cały czas. Dziwną miłością zapałała nagle do niepełnosprawnych. Do tej pory problemy tych osób były jej obojętne. W swoim popieraniu rozszerzonej aborcji, optowała za zabijaniem dzieci chorych. Teraz dokarmiała i opierała protestujących. Razem z Ryszardem Petru w świetle kamer wyprowadzała niepełnosprawnych na spacer. Choć zachowanie protestujących od początku było nacechowane silnymi emocjami, można je było zrozumieć, do chwili szantażu spełnienia ich obietnic teraz w tej chwili. W swoim zacietrzewieniu wystosowały apel do narodu, aby w nadchodzących wyborach samorządowych nikt nie głosował na kandydatów z PiS-u. Wprawdzie, gdy zrozumiały kontekst swojej wypowiedzi, zapewniały, że ich protest nie jest polityczny. Ale lawina już ruszyła. Niepełnosprawni w Sejmie stali się doskonałą kanwą dla działań przeciwników obecnej władzy. Odezwały się przeróżne osobniki, znane dotąd ze swych liberalno -lewicowych poglądów, w których nie dość, że nie ma miejsca na problematykę prospołeczną, to zwłaszcza bolączki niepełnosprawnych są dla nich tak odległe, jak kosmos. Teraz stali się obrońcami tych najbardziej potrzebujących. Protest skwitowała, jak zawsze trafnie Krystyna Janda, pisząc, że te panie nie walczą już o 500 złotych, ale one walczą za wszystkich, za powrót wolności. Wśród popierających znalazł się Jerzy Owsiak, Janina Ochojska. Opiekunki, gdy zawiesiły swój protest, gorąco dziękowały tym osobom za wsparcie, nie rozumiejąc, że od nich nie dostaną nic i że poprawa ich sytuacji leży jedynie w rękach rządzących. Po wyjściu z Sejmu witane były jak bohaterki przez Annę Komorowską, która za czasów poprzedniego protestu nawet nie znalazła czasu, aby odwiedzić je w Sejmie. Teraz stała dzielnie w gronie takich osób jak Andrzej Hadacz, Paweł Kasprzak, sławetny Farmazon. Padały kuriozalne słowa, wypowiedziane przez kombatantkę AK, która, gdyby mogła, przyznałaby protestującym paniom order virtuti militari. Panie opuściły Sejm, skarżąc się na szykany, poniżanie ich. Doskonale wiedziały, że w gmachu Sejmu toczą się obrady Zgromadzenia Parlamentarnego NATO i że obowiązują specjalne procedury. Zostając w Sejmie w tym czasie chciały ugrać coś dla siebie w obecności gości zagranicznych. Temu miało służyć wywieszenie banneru w języku angielskim z okna Sejmu. Doszło do awantury ze Strażą Marszałkowską, która uniemożliwiła ich działanie. Panie krzyczały cos o molestowaniu, koniecznej obdukcji i podobnych banialukach. Opozycja dwoiła się i troiła, aby wykorzystać sytuację. Europoseł PO Marek Plura swoim zwyczajem wezwał PE do wywarcia presji na marszałka Kuchcińskiego. Totalna opozycja marzyła o siłowym zakończeniu protestu, o usunięciu protestujących z gmachu Sejmu. Wtedy rozpętała by się awantura, mająca swoje reperkusje w Brukseli. Na szczęście panie bez żadnej presji same opuściły Sejm. Emocje powili opadną i protestujące powinny się włączyć w prace nad potrzebami niepełnosprawnych, które toczą się już od pewnego czasu pomiędzy tym środowiskiem a rządem. Zobaczymy, czy „bohaterki” trafią do Centrum Dialogu. A opozycji znów rozsypał się temat. Będzie musiała poszukać nowego żerowiska. Sądząc po ich talentach, niedługo go odnajdą. Nadchodzi przecież gorący czas wyborów.

Źródło: prawy.pl

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną