Adam Michnik nie zawsze się jąka. Robi to tylko wtedy, kiedy kłamie. Gdy opowiada o rzeczach ogólnie znanych, których autentyczność ciężko podważyć mówi czystą, literacką polszczyzną. Chociaż to nie jest jego język ojczysty. Czyżby wyższe siły zadbały o to, żeby największy kłamca w tym kraju nie został wzorem sofistycznego retora? Niestety oprócz wypowiedzi bezpośredniej Pan Redaktor ma potężny środek nacisku w postaci jeszcze silnego, choć na szczęście zdychającego koncernu prasowego. I na łamach gazet jego kłamstwa są znacznie bardziej przekonujące, niż do niedawna w nomen omen publicznej telewizji. I tak dalej przy okazji historii stalinowskich oprawców wymienia się najsłynniejszych: Morela i Wolińską, a Stefana Michnika (Szechtera) dalej pomija. Autorytetu Adama M. nic przecież podważyć nie może. Ani tatuś Ozjasz Szechter, który był starym, wypróbowanym agentem Moskwy w Polsce i który w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy przyłączał ją po 17 września 1939 r. do Związku Radzieckiego, a wcześniej dostał wyrok za Sanacji. Wyrok za próbę oderwania części państwa polskiego i przyłączenie do ZSRR. Dla Adasia tatuś to wzór polskiego patrioty. Mamusia pisząca komunistyczne podręczniki. Braciszek który w stopniu kapitana SB katował i skazywał na śmierć polskich patriotów. Potem zwiał do Szwecji i nie zamierza stanąć przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Stanowiąc żywy dowód, że lustracja i sąd za zbrodnie komunistyczne nie służą „nikomu”, a szczególnie zbrodniarzom i agentom. Michnik stanowi żywy przykład, że nie szkodzi „grzech pierworodny” przy powstaniu „Gazety Wyborczej” czyli mały przekręt finansowy na założenie dziennika. Nie szkodziło mu ochranianie układu biznesowo – polityczno – towarzyskiego, ani imprezki z wódą i panienkami w willi Jerzego Urbana. Pan eks redaktor naczelny sam siebie obwołał „autorytetem moralnym” i „sumieniem narodu’ (tylko ciekawe którego). W trakcie „Afery Rywina” Adam Michnik bronił premiera Leszka Millera jak największej świętości. W tym celu wymyślił bajeczkę o „młodych, lewicowych pampersach” działających bez wiedzy premiera rządu RP, który na dodatek jest niekwestionowanym szefem partii politycznej w której wyżej wymienione „pieluchy” się znajdują. Spójrzmy dlaczego inteligentny człowiek jak Adam Michnik opowiada takie niestworzone historie? I użyje najbardziej karkołomnej wolty słownej, żeby być w stanie taką głupotę uzasadnić? Obserwując kolejne posunięcia rządu można było stwierdzić tylko jedno – premier, rząd i popierające go w parlamencie partie handlowały ustawami. W sposób jawny i bezczelny. Jedyną ofiarą całej historii okazał się wówczas sojusz prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z Michnikiem. Tak bardzo, że można było zapomnieć o nowej, wspólnej „proeuropejskiej” partii politycznej tworzonej przez Michnika, jego politycznych popleczników z padającej Unii Wolności (przechrzczonej na Partię Demokratyczną Demokraci PL), pana eks-prezydenta i wierną mu część SLD. Dziś do tych pomysłów „odrodzone” SLD i zdychająca Pedecja po raz kolejny wracają. Cóż Michnik to kłamca. Herbert pod tym względem miał rację. Ten sam opowiadający dziś o faszystowskiej Polsce typ, potrafił kilka lat temu twierdzić, do niemieckiej gazety, że jest potomkiem ofiar Holokaustu i dlatego może Niemcom wybaczyć. Wspiera banderowską Ukrainę i przez lata dzięki wymiarowi niesprawiedliwości III RP sądownie niszczył każdą krytykę pod swoim adresem. Tak wygląda ten rzekomy autorytet. To zakłamany, obłudny manipulant. Ostatni ze starej KOR-owskiej gwardii trockistów. Większość z nich już jest w Piekle: kłamca Mazowiecki, żydowski dziwkarz Geremek i alkoholik Kuroń. Jego kumpel od kieliszka „człowiek honoru” generał Czesław Kiszczak też jest po tamtej stronie. Przyjdzie czas, że i dusza nadredaktora się znajdzie w Szeolu. Ale zanim to nastąpi – będzie się jeszcze starał zaszkodzić Polsce i Polakom tak jak to robił przez dziesięciolecia. Taka już jego pokrętna, żydowska natura. Stąd nagroda człowieka roku kultury „GW” do Stoli, czy wielbienie Grossa, Engelking-Boni i Grabowskiego.