Jak odróżnić reformę państwa od jego deformacji

0
0
0
/

Politycy wszystkich opcji, kiedy uchwalają jakąś ustawę, mówią o reformie państwa. Pewnie, co innego mają mówić, ale nie każda zmiana jest automatycznie reformą. Czy podniesienie wieku emerytalnego to reforma systemu emerytalnego, albo czy podniesienie podatków to od razu reforma systemu podatkowego?     Weźmy definicję słownikową słowa "reforma", którą odnalazłem na Wikipedii: "Reforma to proces ewolucyjnego, stopniowego i zwykle długotrwałego przekształcania elementów systemu politycznego, nie naruszający jego podstawowych reguł i mechanizmów, przebiegający pod kontrolą instytucji władzy politycznej". Mówiąc w skrócie, reforma to pewne przekształcenie systemu, w którym żyjemy. Proste podwyższanie, ale i obniżanie podatków żadną reformą nie jest. Dlaczego? I tutaj widać pewien brak powyższej definicji - reforma jeśli ma być prawdziwie reformą musi prowadzić do ulepszenia systemu. Inaczej mamy do czynienia z deformacją. Podwyższanie podatków, jakie obserwowaliśmy choćby za PO (choćby słynne "chwilowe" podniesienie VAT-u do 23%, które przetrwało zmianę władzy)., które programowo głosiło zresztą coś innego, przyczyniło się do obniżenia jakości życia obywateli. Był to sposób na zatkanie dziury budżetowej, sprostanie rozdawnictwu, kolesiostwu i powszechnemu łapówkarstwu oczywiście kosztem obywateli. Nie miało to nic z pozytywnej zmiany, a było jedynie sposobem trwania degrengolady, która ten system zżerała. Proste obniżenie podatków również jednak trudno nazwać reformą. Oczywiście, obywatele odczuliby ulgę, ale jeśli nie byłoby to związane ze zmianami systemowymi, z ograniczeniem zbędnych wydatków państwa, prowadziłoby jedynie do zwiększania zadłużania się i tym samym pogorszenia się kondycji państwa i losu obywateli, którym w pewnym momencie podatki i tak trzeba by podnieść. Podobnie z tzw. reformą emerytalną. Podwyższanie lub obniżanie wieku emerytalnego to żadna reforma. Podwyższanie jest w praktyce likwidacją emerytur dla wielu ludzi, a obniżanie samo w sobie jedynie przyspiesza proces upadku ZUS (ale oczywiście popieram obniżenie tego wieku, którego dokonał PiS, bo jakim prawem mamy płacić brakiem emerytury z powodu korupcji i nieudolności polityków). Prawdziwa zmiana to zmiana w funkcjonowaniu ZUS-u. Problem w tym, że przy ujemnym lub zerowym bądź minimalnym wzroście naturalnym ten system nie ma prawa przetrwać i żadnego rządu nie będzie stać na jego utrzymywanie. Trudno to jednak ludziom powiedzieć, a i tak za parę lat będzie rządził ktoś inny. W Polsce w zasadzie trudno mówić o tym, żeby jakiekolwiek reformy miały miejsce od wielu lat. Patologiczny system polityczny i gospodarczy, który powstał po 89 roku i był wynikiem układu okrągłostołowego jest efektem wypadkowej zderzania się różnych lobby, mafii i służb, które czerpią z niego profity. Nie służy on narodowi i powinien być w zasadzie zmieniony na drodze rewolucyjnej. Pojedyncze reformy nic tu bowiem nie dadzą. Przykład sądownictwa pokazuje, że nawet jeśli PiS ma niektóre dobre pomysły, to rozbija się o mur. Trzeba by zrównać z ziemią ten system i wymienić wszystkich sędziów lub 90% z nich, żeby dokonać realnych zmian. Podobnie jest ze szkolnictwem wyższym i pewnie wieloma innymi obszarami. Programy typu 500+ także nie są reformą, nawet jeśli przynoszą pozytywne skutki. Nie wnoszą bowiem strukturalnych zmian w funkcjonowaniu rodziny i państwa, ale są sposobem doraźnej pomocy, która ukrywa patologie w obrębie państwa: za duże podatki, brak ułatwień dla rodzin, niedocenianie zasadnicze rodzin wielodzietnych itd. Państwo najpierw zepchnęło rodzinę na margines, pozbawiło je ochrony, doprowadziło do braku dzietności a potem dało pieniądze, czyniąc z tego wielki gest. To tak, jakby ojciec rodziny opuścił ją, nie dbał o dzieci, ale w końcu się zastanowił i zaczął na nie przesyłać alimenty. Czy na tym polega realna troska o dzieci? Brak reform w Polsce jest także wynikiem tego, że III RP nie uwzględnia się interesu narodowego. Istnieje interes francuski i niemiecki, ale polski jest przedstawiany jako ksenofobia, rasizm i nacjonalizm. Rzecz w tym, że Niemcy potrafią zabiegać o swoje i niezależnie kto rządzi, realizuje wieloletnie plany. Dlatego Niemcy mogą się rozwijać. My natomiast mamy rządy, które zmieniają się co parę lat i każdy przynosi nową wizję państwa: brak gimnazjów, gimnazja, likwidacja gimnazjów i pewnie niedługo ich powrót. I tak ze wszystkim. To musi skutkować paraliżem, nieustannym chaosem, trwaniem w miejscu. Jeśli nawet PO szumnie zapowiedziało zmiany do roku 2o3o to były to pomysły na papierze, których nikt nie chce wprowadzać w życie łącznie z PO (i akurat na szczęście dla nas). Wyobraźmy sobie cherlaka, który chce zostać strongmanem w miesiąc. Bez szans. To samo jest z Polską. Nie da się naprawić organizmu, który ma 1052 lata w 4 lata lub 8. Potrzeba na to więcej czasu, pomyślunku, koncepcji. Nie można przy tym tworzyć prawa na kolanie, doraźnie, bo kilka pań okupuje sejm, albo ktoś akurat rzucił cegłą. W ten sposób zawsze będziemy żyć w państwie teoretycznym.    

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną