Zapomniane żydowskie ludobójstwo – Sabra i Szatila cz. 1.

0
0
0
/

Wieści dochodzące z Bliskiego Wschodu nie napawają optymizmem. Izrael znów systematycznie i całkowicie bezkarnie, dzięki poparciu Stanów Zjednoczonych morduje Palestyńczyków. Tak samo systematycznie od czasu do czasu niszczy infrastrukturę Syrii zabijając cywilów. Może przypomnijmy jedną z nierozliczonych do dziś żydowskich zbrodni – ludobójstwa na starcach, kobietach i dzieciach z obozów w Sabrze i Szatili. W środę 15 września 1982 oddziały izraelskie wkraczają do zachodniego Bejrutu, który został opuszczony przez palestyńskich bojowników. W czwartek 16 września 1982 r. ponad 150 czołgów, 100 transporterów opancerzonych i 20 buldożerów otoczyło obozy Sabra i Szatila, gdzie znajdowała się palestyńska ludność cywilna: kobiety, dzieci i starcy. Wojska izraelskie zajęły trzy budynki, każdy z nich miał 7 pięter i był zlokalizowany tak, że można było z nich prowadzić pełną obserwację sieci wąskich alejek przecinających obozy Sabra i Szatila. Jak potwierdziło dowództwo, wojska izraelskie osłaniały obozy ze wszystkich stron. Pułkownik izraelski, który prosił, aby nie podawać jego nazwiska, poinformował korespondenta agencji Reutera 16 września, że jego żołnierze kierowali się dwiema zasadami: "że armie izraelska ma nie interweniować w obozach, cokolwiek w nich by się działo oraz że należy oczyścić obszar z fedainów". Dwa samoloty transportowe Hercules-130 przybyły i wylądowały rankiem na pierwszym pasie startowym międzynarodowego portu lotniczego w Bejrucie. Wyjechały z nich wojskowe jeepy i pozostały tam przez około jedną godzinę. Następnie w kierunku obozów Sabra i Szatila podążył konwój ciężarówek z niezidentyfikowanymi żołnierzami. Naoczni świadkowie powiedzieli że ekwipunek żołnierzy był zróżnicowany, lecz że towarzyszyli im oficerowie izraelscy. Później korespondenci prasowi potwierdzili, że te dwa samoloty wystartowały z lotniska wojskowego zbudowanego przez Izrael w pobliżu Nabatiyeh. Od samego początku masakry (w czwartek wieczorem) aż do samego jej zakończenia (w sobotę rano) żołnierze izraelscy znajdowali się w punkcie obserwacyjnym (wyposażonym w teleskop) na dachu 5-cio piętrowego budynku, który stał w odległości kilku metrów od obozu Szatila. Z tego punktu można było obserwować wszystko, co działo się w obozie. O godz. 16.00 falangiści w sile od 1,2 tys. do 1,6 tys. ludzi weszli do Sabra i Szatila. Rozpoczęła się rzeź. Liczba ofiar do dziś nie jest znana. Czerwony Krzyż szacuje, że było ośmiuset zabitych, źródła palestyńskie mówią o trzech i pół tysiąca. Rzeź trwała od czwartku do soboty rano, kiedy to na rozkaz izraelskiego dowództwa falangiści opuścili Sabrę i Szatilę. W pierwszym etapie, czyli w nocy z 16 na 17 września otaczający obozy Izraelczycy włączyli bardzo silne reflektory oświetlając cały teren i wspomagając w ten sposób falangistów. Kilka kobiet mieszkających w obozie usiłowało uciec przez izraelski punkt obserwacyjny. Jednakże żołnierze izraelscy nakazali im powrócić do obozu. "Setki żołnierzy izraelskich stało przyglądając się na krańcach obozu Szatila". Fakt ten został potwierdzony przez Lorena Jenkinsa - korespondenta dziennika "Washington Post". Członkowie milicji zabronili mu wejść do obozu. Eitan i inni wyżsi oficerowie izraelscy obserwowali rzeź przez lornetki, stojąc obok reflektorów oświetlających makabryczną scenerię. Z dachu siedmiopiętrowego budynku, usytuowanego po drugiej stronie przylegającej do obozu Sabra ulicy Camille Chamuna, Izraelczycy widzieli wszystko jak na dłoni. Dokładnie słyszeli też detonacje wysadzanych domów, wybuchy granatów, rozpaczliwe krzyki, wycia torturowanych i mordowanych ludzi, przeraźliwy płacz zabijanych dzieci, rzężenie zwierząt. Kilkanaście kobiet palestyńskich i libańskich wyrwało się z obozów do przejść w murze, wołając do izraelskich żołnierzy pilnujących wyjść, że tam trwa rzeź! Jeden z izraelskich żołnierzy poinformował o tym przełożonego, który spokojnie odpowiedział: "Ze beseder" (w porządku, nie przejmuj się). Falangiści buldożerami niszczyli domy z ciałami pomordowanych. Wrzucali zwłoki umarłych i na wpół żywych do dołów, paląc je albo zasypując wapnem czy ziemią. Rankiem odjechali. Na drodze do Damour miejscowi Libańczycy widzieli konwój składający się z 30-40 ciemnozielonych, wojskowych jeepów - toyota, z których tylko trzy miały emblematy falangistowskie. W każdym z nich, obok żołnierzy libańskich, znajdowali się ludzie w mundurach bez znaków i dystynkcji. Ich wygląd upewnił obserwatorów, że nie byli to Libańczycy. Kilka dni później ukazała się wypowiedź jednego z falangistów, który potwierdził, że w masakrze brali też udział izraelscy Żydzi, przebrani w libańskie mundury.  

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną