Platforma wprowadziła absurdalny podział na dwa dowództwa: strategiczne i operacyjne, które osłabiały polską armię, dokonując zbytniego podziału kompetencji. PiS zaprezentował projekt nowelizacji, który przywraca dawny układ, w którym to szef Sztabu Generalnego dowodzi Siłami Zbrojnymi. Podczas wojny ma być organem dowodzącym Siłami Zbrojnymi RP aż do czasu mianowania Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych. Projekt zakłada także wzmocnienie kompetencji szefa Sztabu, co pozytywnie wpłynie na zdolności bojowe i kierowanie wojskiem. Wedle noweli dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej będzie podlegał szefowi resortu obrony, aż do osiągnięcia "pełnej zdolności do działania".
W ten sposób zostanie zrealizowany jeden z postulatów, o którym od początku mówił Antoni Macierewicz. Wiele wskazuje na to, że Macierewicz dążył konsekwentnie do realnych zmian w Wojsku Polskim, a jak wiadomo, podstawy to kadra. Oficerowie, którzy studiowali na moskiewskich uczelniach i byli pod szczególnym nadzorem komunistów utworzyli trzon armii III RP. Trudno ufać takiemu wojsko i wierzyć, że będzie ono bronić zawsze polskiej racji stanu.
Macierewicz rozpoczął słuszne czystki. Jeżeli nawet, jak wskazywali jego przeciwnicy, doszło do czasowego osłabienia Wojska Polskiego, bo odeszli doświadczeni wojskowi, to w dłuższej perspektywie to jedyna droga do stworzenia prawdziwie polskiej armii, gdzie odpowiedni ethos i umiłowanie własnej Ojczyzny to fundament. To nie karabiny strzelają, choćby najnowocześniejsze, ale ludzie.
Wiele wskazuje na to, że nie spodobało się to ośrodkowi prezydenckiemu i samemu prezydentowi, który robił wszystko, by zatrzymać te zmiany. Pomysł wojsk obrony terytorialnej także zasługuje na wielką uwagę, bo dzięki tym siłom, będzie można prowadzić skuteczniejszą walkę zwłaszcza w przypadku okupacji naszego kraju. Takie działania podnoszą także świadomość wśród młodych ludzi, budują ich związek z państwem, uczą samoobrony itd.