Trudne relacje matki z córką

0
0
0
/

Utarło się powiedzenie, że córeczka jest tatusia, a synek mamusi. Dużo w tym prawdy. W rzeczywistości relacje córek z ojcami lepiej się układają niż z matkami. Co jest tego przyczyną?         Zwykle kobiety, które spodziewają się dziecka, mają nadzieję, że urodzą syna. Z niecierpliwością czekają na ten dzień, gdy badanie USG będzie mogło określić płeć dziecka. Ten specyficzny lęk przed córką może wynikać z własnych pokręconych relacji z dzieciństwa, z okresu dojrzewania i później z dorosłego już życia. [lead] Bagaż przeszłości Każdy z nas nosi ze sobą bagaż przeszłości, z którym musi się wielokrotnie zmierzyć w swoim życiu. Psychoterapeutka Julia Otrębska bardzo dużą wagę przykłada właśnie do owego bagażu doświadczeń, z którymi trudno nieraz sobie poradzić. Aby właściwie poukładać sobie dorosłe relacje z rodziną potrzebna jest pomoc psychologa. – Relacje z moją matką bardzo zaważyły na moim życiu. – mówi Barbara, pracownik naukowy, matka dwunastoletniej córki – Byłam w ciągłej opozycji do mojej matki, która mnie nigdy nie zaakceptowała. Zawiodłam ją we wszystkim. Wygląd mój daleko odbiegał od standardów jej urody, tak samo, jak i moje zainteresowania. Mama miała charakter rozwichrzonej artystki, a żeby było jeszcze trudniej – niespełnionej. Pięknie malowała, niestety jako samouk nie mogła się w tym kierunku realizować. Wykonywała pracę, która jej nie dawała żadnej satysfakcji. A to znajdowało oddźwięk w życiu rodzinnym. Spełnieniem jej oczekiwań był mój starszy brat: błyskotliwy, piekielnie zdolny i bardzo zaradny życiowo. A na dodatek był bardzo przystojny. Matka była w nim zakochana i bezkrytyczna. A ja rosłam gdzieś na poboczu, niezauważana, irytująca dla matki ze swoimi nawykami pedanterii. Konflikty zaczęły narastać między nami w późniejszych latach szkolnych. Wtedy zaczęłam się buntować przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Byłam w opozycji do mojego wspaniałego brata, który miał dla mnie dużo wyrozumiałości i serca. A ja tego nie dostrzegałam. Początkowo skupiona jedynie na tym, aby zadowolić matkę, starałam się być w moim mniemaniu - idealna. Gdy zauważyłam, że moje wysiłki nie dają rezultatu i matka mnie nadal nie akceptuje, przewróciłam wszystko do góry nogami. Aby zwrócić na siebie uwagę, z wzorowej i grzecznej uczennicy stałam się pierwszą buntowniczką, z którą trudno było wytrzymać. Chciałam być zła, cyniczna i bezwzględna. Ale to również nie zmieniło mojej matki. Jedyne jej zaangażowanie w moje wychowanie to wymyślanie kar, którym musiałam się poddać. Bywały momenty, w których próbowała do mnie się zbliżyć. Kupno jakiegoś wymyślnego ciuchu, zupełnie nie w moim guście, pójście ze mną do teatru czy kina, na coś czego ja nie akceptowałam. Po takich nieudanych próbach było jeszcze gorzej. Każda z nas zasklepiała się bardziej w swojej odmienności i poczuciu krzywdy. Najważniejsze, że ja siebie nie potrafiłam zaakceptować. Podświadomie podziwiałam swoją matkę, jej urodę, wdzięk i wpływ, jaki wywierała na mężczyzn, jej zdolności, całkowicie dla mnie niedostępne, jej umiejętność budowania relacji z innymi ludźmi. Wszystko to było dla mnie nieosiągalne i z zazdrością odbierane. Gdy weszłam w dorosłe życie, zaczęły się jeszcze większe schody. Wybór studiów nie akceptowany przez matkę i moje wyobcowanie z grupy młodych. Myślałam, że jestem brzydka, nieciekawa i żaden mężczyzna nie zwróci na mnie uwagi. Długo nie umiałam poukładać sobie relacji z mężczyznami. W końcu miałam szczęście, że spotkałam dobrego, wartościowego człowieka, z którym ułożyłam sobie życie. Bardzo chciałam mieć dziecko. Z niecierpliwością czekałam na ten czas. Gdy dowiedziałam się, że urodzę dziewczynkę, wszystkie lęki wróciły. Bałam się, że nieświadomie powielę wychowanie mojej matki. Nie chciałam skrzywdzić swojego dziecka i chciałam mu dać samą miłość i dobroć. Obłożyłam się fachową lekturą i znów dała o sobie znać moja pedanteria. Drobiazgowo i systematycznie przygotowywałam się do roli matki. Pomagał mi w tym mój mąż, który był przekonany, że będę najlepszą matką. Gdy urodziła się Julitka, byłam wewnętrznie rozbita. Z jednej strony dawałam jej wszystko, co najlepsze, z drugiej, targały mną ciągłe lęki, że nie podołam jej wychowaniu i zmarnuję jej życie. Lata biegły, a ja ciągle stałam na psychicznym rozdrożu i nie raz wyłapywałam swoje naganne postępowanie, mające swoje źródło w moim dzieciństwie. Wiedziałam, że sama temu nie podołam i muszę się raz na zawsze rozprawić z przeszłością, aby stworzyć z córką takie relacje, które by nie raniły żadnej z nas. Zdecydowałam się na psychoterapię, która pozwoliła mi poukładać na nowo moje rozsypane puzzle życia Jestem jedynaczką – mówi Wiktoria programistka komputerowa – Mama wychowywała mnie właściwie sama, bo ojciec wyjechał pracować za granicę i tam pozostał na stałe. Podobno byłam bardzo trudnym dzieckiem: apodyktycznym, histerycznym, zazdrosnym. Mama zrezygnowała z pracy i całkowicie poświęciła się mojemu wychowaniu. Miałam jej miłość na co dzień i dom pachnący zupą pomidorową i piekącym się ciastem, do którego chciało się wracać po szkole. Koleżanki mi zazdrościły. One po lekcjach musiały zostawać w świetlicy szkolnej, a gdy były większe, wracały do pustego domu. Mama była osobą nadopiekuńczą. Eliminowała wszystkie zagrożenia, jakie czekają na małe dziecko. Bała się, że zachoruję, że się przewrócę i zranię sobie kolano. Zawsze była przy mnie, aby mi pomóc pokonać przeszkodę. A we mnie był zawsze lęk, że stracę matkę. Toteż skutecznie eliminowałam z jej życia przyjaciółki, znajomych, a szczególnie byłam wyczulona na mężczyzn, którzy adorowali moją mamę. Tropiłam jej kroki niczym pies i zawsze zdołałam przepędzić tego, który wydawał się groźny dla mnie. Jak dorosłam, wyprowadziłam się z domu, założyłam własną rodzinę. Gdy urodziłam córkę, byłam bardzo zawiedziona. Tyle razy słyszałam od mamy, jak zmarnowałam jej życie, że teraz bałam się o moją Wiolę. Nie wiedziałam, jak mam ją wychowywać, aby nie wyrosła na takiego tyrana, jak ja. Nie chciałam, abym kiedyś zarzucała swojej córce, że przez nią nie mogłam się realizować. Moja mama ma ciągle do mnie pretensję o brak, jej zdaniem, zainteresowania z mojej strony. Czuje się pokrzywdzona, chciałaby mieć kontrolę nad moim życiem. Nigdy nie chciałabym popełniać takich błędów wychowawczych, jak moja matka. Więcej w najnowszym numerze dostępnym na stronie:

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną