Niemieckie i francuskie media już odtrąbiły sukces, że prezydent Macron i kanclerz Merkel porozumieli się we wtorek na zamku Meseberg w Brandenburgii i uzgodnili, że chcą oddzielnego budżetu dla strefy euro, o co Macron zabiega od ponad roku i mocno się niecierpliwi. Z kolei Merkel desperacko szuka w Macronie sojusznika w przeforsowaniu ogólnounijnych regulacji azylowych w związku z kryzysem migracyjnym i patem wynikłym z niemożności porozumienia się państw UE w tej sprawie.
Merkel ma pistolet przystawiony do głowy przez Horsta Seehofera, szefa CSU, siostrzanej partii chadeckiej, który jest jednocześnie ministrem spraw wewnętrznych. Bawarska CSU, na której czele stoi Seehofer, zażądała od rządu jednostronnego zaostrzenia polityki azylowej. Bawarczycy domagają się zakazu przekraczania granicy dla imigrantów, którzy złożyli już wniosek o azyl w innym kraju lub nie posiadają dokumentów. Tymczasem CDU, której przewodzi Merkel, dopuszcza takie rozwiązanie tylko w porozumieniu z innymi krajami UE.
Zdesperowany Seehofer powiedział, że „nie może pracować z tą kobietą”i postawił kanclerz ultimatum: jeśli do końca czerwca nie uda się jej wypracować unijnego porozumienia w sprawie imigracji, ani zawrzeć dwustronnych umów – jak tego asekuracyjne chce Merkel - Seehofer zacznie wdrażać swój plan od lipca na granicy Bawarii.
Sprawa jest na tyle poważna, że w Niemczech mówi się o możliwym zerwaniu trójpartyjnej koalicji chadeków i socjaldemokratów, końcu obecnego rządu i możliwości rozpisania następnych wyborów, gdyż CSU stawia sprawę bardzo twardo. Trudno się zresztą dziwić. To do Bawarii, która graniczy z Austrią, przedostają się najpierw zdążający do Niemiec imigranci, bo przez Austrię wiedzie imigracyjny szlak. To Bawarczycy mają z tego powodu największe problemy.
Macron rzucił Merkel koło ratunkowe, zapewniając, że Francja jest gotowa odbierać ubiegających się o azyl na granicach z Niemcami, którzy są już zarejestrowani w jego kraju. Jednak akurat granica francusko-niemiecka dla napływu emigrantów do Niemiec nie ma znaczenia, ponieważ z Francji nie wiedzie imigracyjny szlak. Paryż może więc „ bezkosztowo” oferować pomoc, służąc jako przykład. Najważniejsza i tak dla Merkel będzie zgoda Włoch i Austrii na odbiór od Niemców azylantów zarejestrowanych wcześniej w innym kraju UE. Wątpliwe, że do tej zgody dojdzie, chociaż podobna międzynarodowa umowa istnieje już między Paryżem i Rzymem. Merkel do końca czerwca musi jeszcze zawrzeć porozumienia również z Grecją i Bułgarią, ale tam przynajmniej nie rządzą partie antyimigranckie.
Macron podał Merkel pomocną dłoń, by nie straciła twarzy, ale zrobił to na zasadzie „coś za cos”. W jego interesie był osobny budżet dla strefy euro. Spodziewał się jednak ze strony Merkel większej hojności. Gdy w ubiegłym roku proponował, aby budżet ten wynosił kilkaset miliardów euro, Berlin to zanegował. Dziś Merkel, gdy pali jej się koło pióra, mówi dla budżetu strefy euro „tak”. Podaje też, że mógłby to być 2021 rok, ale …nie podaje konkretnych sum. Gdy Macron domaga się kilkaset miliardów, ona mówi o …kilkudziesięciu.
Tak przedstawiał się więc ten „sukces” spotkania Merkel- Macron potrzebny jednej i drugiej stronie.
W dodatku sami Niemcy już biją na alarm, że demokratycznie wybrany przez nich Bundestag wraz z 700 posłami nie jest przez Merkel pytany o zgodę, lecz ustawiony w charakterze widza, był zmuszony oglądać, jak Merkel bez uzgodnienia z parlamentem oferuje miliardy Macronowi dla ratowania własnej skóry. Opinia publiczna Niemczech już nie milczy. Woła, że Merkel próbuje kupić swoją siłę oferując miliardy ściągnięte od niemieckich podatników.
Oczywiście, na temat osobnego budżetu dla strefy euro muszą się wypowiedzieć pozostałe kraje UE. Niektóre jakiś czas temu określiły negatywnie swoje stanowisko. Ministrowie finansów ośmiu państw członkowskich, reprezentujących północną część UE, wystosowali do Rady Europy list dotyczący planowanych przez Paryż i Berlin reform UE.
Nie dają zgody na pogłębienie integracji w strefie euro, czyli de facto stworzenie unii w Unii, za czym opowiada się przede wszystkim Macron, i do czego chce dokooptować Niemcy.
List podpisały państwa bałtyckie, Holandia, ale także państwa skandynawskie, m.in. Dania i Szwecja, które do euro nie należą. Ministrowie tych państw wezwali do skoncentrowania się na reformach najważniejszych, takich jak dokończenie unii bankowej oraz przekształcenie europejskiego funduszu pomocowego dla zadłużonych państw w Europejski Fundusz Walutowy. Natomiast zdecydowanie skrytykowali pomysły tworzenia unii w Unii oraz instytucjonalizowania wewnętrznego podziału przez odrębny budżet dla strefy euro, czy ustanowienie europejskiego ministra finansów.