Na łamach portalu prawy.pl
nie raz już pisałem, że rok 966 był włączeniem państwa Polan w krąg krajów chrześcijańskich, lecz nasza państwowość (oczywiście w znaczeniu wczesnośredniowiecznym, patriotyzm w znaczeniu współczesnym nie istniał, państwo było własnością władcy) istniała wcześniej. Do dziś jednak trudno określić, czy 1000 lecie państwa polskiego powinno być świętowane na początku XX czy pod koniec XIX wieku.Tym niemniej opowieści o wielkich władcach wypełniają nasze legendy, wielokrotnie adaptowane, reinterpretowane i przede wszystkim opowiadanie.
W latach PRL-u powstała dwujęzyczna seria komiksowa ,,Legendy polskie" autorstwa Barbary Seidler (scenariusz) i Grzegorza Rosińskiego. Oprócz nauki języków obcych, a jednocześnie uczynienia jej przystępną dla Polonusów seria przedstawiała znane polskie legendy o Smoku Wawelskim, Wandzie, która nie chciała Niemca, okrutnym królu Popielu i Piaście Kołodzieju.
Choć są to komiksy zdecydowanie należące do gatunku fantasy, to jednak wiele aspektów ich dotyczących wciąż frapuje historyków i - o czym również pisałem - miłośników pseudohistorycznych teorii pokroju tej o Wielkiej Lechii. Czy istniała dynastia Popielidów? Czy Krak był założycielem Krakowa? Tego, niestety, wciąż nie wiemy, a komiks nie da nam też żadnych odpowiedzi (choć, według niego, król Krak zmarł około 750 roku).
Ponieważ seria opowiadała o czasach "między prawdą a legendą" nie będę oceniać tego czy jest zgodny z prawdą historyczną, choć uczeni uważają za bardzo prawdopodobne, że Siemowit(Ziemowit), Lestek i Siemomysł (Ziemomysł) istnieli naprawdę.
Komiks jest kolejną interpretacją polskich legend. Uwagę zwraca kilka jego elementów: - koniec Popiela jest związany zarówno z myszami, które go pożarły jak i najazdem wojowników Myszyngów - mamy więc połączenie hipotezy historycznej z elementem baśniowym;
- choć, jak wspomniałem, nie będę oceniał zgodności komiksu z historią warto zauważyć, że Popiel za truciznę, którą zamordował stryjów zapłacił woreczkiem monet, tymczasem jeszcze za Mieszka I monety nie były środkiem płatniczym a raczej symbolem bogactwa i prestiżu władcy;
- choć w pewnych wersjach na postrzyżyny Siemowita przybyli pielgrzymi chrześcijańscy w komiksie nie ma pewności, kim są tajemniczy przybysze ( nie wykonują znaku krzyża jak w innych wersjach).
Osobom pamiętającym czasy PRL i miłośnikom twórczości Grzegorza Rosińskiego tego komiksu nie muszę polecać, jednak dla młodszego pokolenia może być ciekawą formą zaprezentowania opowieści o legendarnych czasach przed Mieszkiem I. A zestawienie tej serii z bliższą dniu dzisiejszemu ,,Strażnicy Orlego Pióra" jest jak bardziej na miejscu.
Niestety, wielu współczesnych miłośników komiksu nie upatruje w nim narzędzia do poszukiwań historycznych, lecz pokornie idzie "w stadzie popkultury". Ta sama historia jest postrzegana przez różnych ludzi w zupełnie inny sposób. Często stawiają siebie na piedestale, pomijają niewygodne dla nich fakty - weźmy na przykład wypowiedzi Wałęsy.
Zadaniem badaczy jest oczywiście słuchanie opowieści o przeszłości ale też konfrontowanie ich z rzeczywistością i wysłuchiwanie innych punktów widzenia.Na łamach swoich felietonów opisałem książkę traktującą o rywalizacji dwóch amerykańskich wydawnictw komiksowych: ,,Mordobicie. Wojna superbohaterów. Marvel kontra DC" oraz komiksową (auto?)biografię Stana Lee, twarzy wydawnictwa Marvel. Dziś skupię się na książce, która wraz z ,,Mordobiciem" stanowią dla siebie świetne uzupełnienie a w stosunku do komiksowej opowieści o życiu pana Lee ów inny punkt widzenia o którym mówiłem. Oto ,,Niezwykła historia Marvel Comics" autorstwa Seana Howe'a.
Książka opisuje dzieje wydawnictwa od jego początków pod nazwą Timely Comics, którego szefem był Martin Goodman, syn Żydów z Wilna; aż po początek XXI wieku -czyli dziejów tego aspektu popkultury, który nigdy w historii polskiego komiksu nie byłby możliwy do zrealizowania!
Choć w książce jest mowa o komiksach to jest to raczej opowieść o ich twórcach i ich zwierzchnikach. Marvel przedstawiany był (w dużej mierze przez Stana Lee) jako wesołe miejsce pracy zwariowanych artystów, to była jedynie część prawdy. Marvel był miejscem, gdzie czyniono sobie różne niewinne psikusy, patrzono z nadzieją w przyszłość, gdzie zawiązywano trwałe przyjaźnie i gdzie rozwijała się sztuka komiksu. Marvel był również miejscem, gdzie na zawały serca umierali ludzie przed 40 rokiem życia, gdzie artyści byli zapominani i porzucani, gdzie przetaczały się fale masowych zwolnień i gdzie rodziły się trwające dekady konflikty pełne goryczy i wzajemnej wrogości.
Widać, że autor nie demonizuje, ale też nie broni wydawnictwa. Jednocześnie widać jak rozgoryczeni są ludzie, którzy kiedyś w nim pracowali. Frank Miller, znany twórca komiksowy określił praktyki Marvel dosadnym mianem ,,złodziejstwa". Bohaterowie stworzeni przez pracowników Marvela nie należeli do nich, tylko do wydawnictwa.
Książka pokazuje też absurdy i nie do końca uczciwe zagrywki wydawnictwa wobec czytelników. Czasami właściciele wydawnictwa nie interesowali się komiksami, kuszono czytelników wieloma okładkami tego samego komiksu a w zamierzeniu przełomowe historie zmieniały się w scenariuszowy bałagan.
Wzmiankowana książka prezentuje inne spojrzenie (autor na jej potrzeby przeprowadził dziesiątki wywiadów) na pewne wydarzenia od tego zaprezentowanego w komiksie o Stanie Lee. Na przykład Lee utrzymuje, że audycja została nagrana spontanicznie, nie było do niej żadnego scenariusza.
Jej uczestniczy natomiast wspominali, że Lee napisał scenariusz a do nagrania było kilka podejść - autor scenariusza był bardzo spięty i chciał, by wszystko wyszło idealnie. Ponadto książka opisuje tematy, które komiks ledwie poruszył, mianowicie o sporach Stana Lee ze Stevem Ditko (o którego śmierci dowiedziałem się w dniu pisania felietonu) i Jackiem Kirbym. Widać jednak, że autor nie potępia scenarzysty - po prostu pokazuje inne punkty widzenia.
W książce zabrakło mi większej ilości informacji na temat sukcesu linii komiksów ,,Ultimate" oraz seriali animowanych Marvela z lat 90, jednak trzeba przyznać, że książka porusza różnorodne tematy i nie popada w skrajności.
Wracając jednak do Stana Lee, który przez swoje komiksy, ale i pościg za sławą stał się twarzą wydawnictwa to od kilku lat jego życie nie jest usłane różami. W zeszłym roku zmarła jego Joan Lee, która była żoną Stana przez 69 lat. Wówczas 94 letni Lee bardzo przeżył jej stratę. Ostatnio jego byłemu managerowi zakazano zbliżania się do artysty, gdyż pojawiły się przesłanki o tym, że Lee padł ofiarą przemocy z jego strony. Podobne oskarżenia padły wobec jego córki, która miała znęcać się psychicznie i fizycznie nad rodzicami.
Widać więc, że sława nie musi przynosić szczęścia, a komiksy wydają się teraz najmniejszym zmartwieniem powoli dobiegającego 100 urodzin Lee. I to niezależnie od tego jak postrzegamy jego niesnaski z Ditko i Kirbym.
,,Niezwykłą historię Marvel Comics" można bez wątpienia polecić badaczom komiksu, historykom, ale też marketingowcom. Superbohaterowie ustępują w niej miejsca prawdziwym ludziom.