Jerzy Andrzejewski – czyli o elicie homosiów w PRL

0
0
0
/

Środowiska homoseksualne głosi „martyrologię” swoich prześladowań w PRL-u. Jej ukoronowaniem miała być akcja „Hiacynt”, kiedy to w latach 1985-1987 Milicja Obywatelska wykonała liczenie polskich homosiów, (a Służba Bezpieczeństwa to nadzorowała). Cóż wykonano to z polecenia jednego z Michnikowych „ludzi honoru” - generała Czesława Kiszczaka. 10 sierpnia 2004 roku Polska Agencja Prasowa poinformowała o postulatach Kampanii Przeciw Homofobii, która domaga się zniszczenia 11 tysięcy akt gejów i lesbijek. Miały się one znajdować w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, a będących pozostałością po operacji „Hiacynt". Ciekawe co miało być tego przyczyną? Oficjalnie ogłoszonym powodem przeprowadzenia akcji „Hiacynt" było przeciwdziałanie rozwojowi epidemii AIDS na terenie Polski. Do tego dochodzi kontrola wysoce kryminogennego środowiska oraz walka z prostytucją (w tym także, a może przede wszystkim homoseksualną). Robert Biedroń prezes Kampanii Przeciwko Homofobii tłumaczył, że dokumenty te nie są już dziś nikomu potrzebne, a mogą posłużyć do szantażu. Jakiego szantażu? Takie akta prześladowań powinny stanowić dla środowiska źródło gejowskiej dumy. Tylko czemu uczestnicy nie są dumni? Przyczyna zasadniczo może być jedna – wiele osób ze owych środowisk zgodziło się na współpracę ze służbami. Oczywiście nie mówi się o najważniejszym – wiele osób uległo i zgodziło się zostać tajnymi współpracownikami SB. Później znaleźli się w tak zwanej „opozycji demokratycznej”. Ile autorytetów „Gazety Wyborczej” ma takie karty – jak ksiądz Michał Czajkowski? Zabawne, że chociaż Kampania Przeciwko Homofobii występowała z postulatem zniszczenia akt gejów i lesbijek, to trudno powiedzieć czy działania obejmowały także kobiety? Homokrzywda w komunizmie Oczywiście można opowiadać o biednych homosiach krzywdzonych przez władze komunistyczne. Zarówno w Związku Radzieckim, jak i w topornej Polsce Ludowej. Może jednak warto wspomnieć niektóre nazwiska. Andre Gide do końca życia był wściekłym pedofilem, zafascynowanym urokiem i wdziękiem młodych chłopców. W swej słynnej autobiografii „Jeżeli nie umiera ziarno" opisywał swe kontakty seksualne z arabskimi młodzieńcami w Algierii i Tunezji, gdzie przebywał w latach 1893/94. Jeden z dziennikarzy niemieckich, przypominających rocznicę jego go śmierci przed 50 laty zauważył, że słynny pisarz z pewnością opowiedziałby się dziś przeciwko „małżeństwom gejowskim”. Jego ideałem nie był związek równoprawny, lecz pedofilska „miłość” dorosłego mężczyzny do kilkunastoletnich chłopców. Gustaw Herling – Grudziński zawarł w „Dzienniku pisanym nocą” uwagę o tym, że Stalin chcąc uwieść go do ideałów światowej ojczyzny proletariatu zapewnił mu basen wypełniony „homo ochotnikami” z Armii Czerwonej. Jednak noblista, chociaż był pedofilem to nie był idiotą i na ten słodki lep Stalinowi nie dał się skusić. A może „ochotnicy” mieli zbyt wiele lat? I to wszystko w kraju, gdzie oficjalnie za homoseksualizm lądowało się w łagrze. Jerzy Andrzejewski Oczywiście co innego szeregowy pedał, a co innego znany literat, czy inny artysta. Jerzy Andrzejewski, obok Jarosława Iwaszkiewicza, jest polskim pisarzem chyba najsilniej utożsamianym z homoseksualizmem. Niezdrowe skłonności Andrzejewskiego objawiają się wielopłaszczyznowo. Począwszy od powoływania się na najróżniejsze powiązania genealogiczne, a skończywszy na realizacji swoich arystokratycznych upodobań. W zakresie pożerania, wypijania i zabawy w towarzystwie, szczególnie młodszych od siebie mężczyzn. Zabawne, że taki człowiek – nie tylko homoś, ale przede wszystkim zdeklarowany komunista i to jeszcze w najgorszym okresie tego ustroju – stalinizmie był współzałożycielem „świętego” KOR-u i 23 wrześni 2006 roku został pośmiertnie odznaczony przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Dodajmy do tego, że homoseksualizm Andrzejewskiego był jawny i równie „salonowy”, jak pożeranie i picie. Dziś powinien niczym wszystkie samce z akcji „MeToo” odpowiadać za molestowanie seksualne. Traktował bowiem młodych kandydatów Związku Literatów Polskich, tak jak najbardziej znany murzyński antyfaszysta Simon Mol antyrasistowskie wolontariuszki – jako swój prywatny harem. Wiele owego narybku literackiego wyszło spod jego ręki (powiedzmy, że to o rękę chodzi), z których niektórzy faktycznie mieli jakiś talent – jak Marek Hłasko.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną