Kiedy ktoś jest zwykłą świnią to nikt się po nim niczego dobrego nie spodziewa. Jednak kiedy ktoś robi za „autorytet” to jest zupełnie inaczej. Do dzisiaj tak naprawdę nie opowiedziano o tym, jak część przedwojennych elit intelektualnych: pisarzy, piosenkarzy i innych ludzi nauki, kultury i sztuki szybko przeszło na pozycje wspierania przybyłego na sowieckich bagnetach komunizmu. W jego najgorszej stalinowskiej wersji.
Patrzę na szlachetne wypowiedzi w książce Trznadla „Hańba domowa" z niedowierzaniem. Trzeba by dowieść, że okres stalinowski stanowił tylko odchylenie... Nigdy później nie przyłączyłem się do oskarżycieli, obejmujących mianem „hańby narodowej" zachowanie się polskich intelektualistów jako grupy stwierdził autor „poematu o słowie zastygłym” Czesław Miłosz. Trzeba mu przyznać, że przynajmniej jest konsekwentny. Nie przepraszać, bo i za co? Za wygodne życie, domy pracy twórczej, pieniądze, wyjazdy, rauty i kochanki?
Literat w PRL miał jak pączek w maśle. Oczywiście pod warunkiem, że był odpowiednio dyspozycyjny. Talent był rzeczą drugorzędną, ale jeżeli jeszcze się go miało… Po bałwochwalczych pieniach na cześć Józefa Stalina, dodajmy już po Katyniu wygłaszanych w USA przez Juliana Tuwima, jego serdeczny przyjaciel, inny skamandryta Kazimierz Wierzyński stwierdził, że takiej szmacie w życiu ręki nie poda, ale Tuwimowi się opłaciło.
Otrzymał w 1949 roku Nagrodę Literacką miasta Łodzi i doktorat honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego, a w 1951 nagrodę państwową pierwszego stopnia. Jerzy Andrzejewski miał obie cechy – zarówno talent, jak i dyspozycyjność. W latach 1952-1954 redaktor naczelny Przeglądu Kulturalnego. W latach 1955-1956 członek zespołu redakcyjnego Twórczości. W latach 1972-1979 stały współpracownik Literatury.
W latach 1952-1957 poseł na Sejm. W okresie stalinowskim pisał propagandowe teksty, popierające socrealizm i zaangażowanie ludzi sztuki po stronie władzy komunistycznej, między innymi „Partia i twórczość pisarza". Jako jeden z pierwszych odpowiedział na apel o przyswojenie sobie marksistowskiej wiedzy o rozwoju społeczeństwa na IV Walnym Zjeździe ZLP w 1949. W 1950 opublikował głośną samokrytykę „Notatka. Wyznania i rozmyślania pisarza", w której odciął się od swojej przeszłości, potępił błędy popełnione w „Popiele i diamencie” i oświadczył, że głęboka przemiana myślowa doprowadziła go do marksizmu i leninizmu. Oczywiście to mogą być „błędy młodości” – w końcu w 1953 roku miał dopiero 44 lata.
Fascynacja władzą
Przez zbrodnie hitlerowskich Niemiec i stalinowskiego ZSRR zostaliśmy pozbawieni profesorów, prawników, lekarzy, ekonomistów, nauczycieli, dziennikarzy, artystów i księży zakorzenionych w chrześcijańskiej, łacińskiej kulturze. Społeczeństwo bez elit nie może funkcjonować.
Nowe, z właściwym semickim pochodzeniem zostały przyniesione na bagnetach Armii Czerwonej, ale skłoniono do kolaboracji także część przedwojennych inteligentów. W końcu nawet największy talent może być zwykłą szmatą i polityczną prostytutką. Służalcza postawa wobec systemu komunistycznego i jego ideologii była najlepszą drogą do kariery wystaczy wspomnieć tutaj Czesława Miłosza. I nawet homoseksualizm jak w przypadku Jerzego Andrzejewskiego, czy Antoniego Słonimskiego w tym nie przeszkadzał.
Każdy ma wybór
A można przecież było do zarazy stalinowskiego komunizmu podejść jak Zbigniew Herbert, który później w rozmowie z Jackiem Trznadlem powiedział: „Jestem w dość trudnej sytuacji - nie byłem aktorem tego zniewolenia literatury okresu stalinowskiego. (…) Czy tylko zadżumieni mają mówić o dżumie, czy postronny obserwator też może mówić o dżumie? Chciałbym - choć nie uniknę tego na pewno - wyłączyć jakieś elementy pychy, jakiegoś wywyższania się, to jest oczywiste. Mówmy więc, jeżeli jest to konieczne. Ten okres powojenny jest dość obrzydliwym rozdziałem w dziejach literatury polskiej.
Nie jestem specjalistą ani od pornografii, ani od historii gangów politycznych, a to wszystko trąci mi właśnie pornografią i gangami politycznymi. Ale żeby wystrzelić od razu z Grubej Berty, powiedziałbym, że ludzie w Polsce dzielili się na dwa obozy: na lewobrzeżnych i prawobrzeżnych. Ci, którzy przeżyli okupację sowiecką 1939 do 1941 roku we Lwowie czy Wilnie, mieli po prostu pojęcie o systemie sowieckim, jego pokaz in nuce. Tacy jak ja uważali, że rok 1945 to nie jest żadne wyzwolenie, tylko po prostu najazd, dalsza, dłuższa, znacznie trudniejsza do przeżycia moralnego okupacja.
Ja miałem doświadczenie lwowskie. Była to lekcja poglądowa, po której nie pozostawały właściwie żadne wątpliwości co do zamiarów, koloru władzy i jej intencji. Dla mnie była to po prostu odmiana faszyzmu. Okropne słowo, ale mogę to udokumentować. Prawda, faszyzmu w sensie metod. To, że komunizm miał swoich świętych, a faszyzm ich nie miał, to jest pewna różnica gatunkowa, ale metody w końcu były te same”.
Jednak żeby zdobyć się na coś takiego, trzeba było być Herbertem. A nie Miłoszem, Andrzejewskim, czy Tuwimem.