[caption id="attachment_76286" align="alignleft" width="247"]
By © Copyright 2008, Roberto Gordo Saez (R0b3rt0) - Praca własna, cropped from the source file, original photo is here, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4837964[/caption]
Ostatnio miałem po raz kolejny niewątpliwą przyjemność obejrzenia filmu „Dzień świra” w reżyserii Marka Koterskiego z Markiem Kondratem w roli głównej.
Jest to już trzecia część przygód Adasia Miauczyńskiego. Dwie poprzednie, czyli „Nic śmiesznego” oraz „Ajlawiu” z występującym w roli głównej Cezarym Pazurą nie miały aż takiego odbioru i… oglądalności.
Co jest takiego w tej historii magistra Filologii Polskiej z dwudziestoletnim stażem, że spotyka się z tak głośnym oddźwiękiem? Obraz człowieka z wyższym wykształceniem humanistycznym wyrzuconego poza nawias społeczeństwa przez władze odrodzonej III Rzeczypospolitej jest przerażający.
Walka człowieka zamkniętego w czterech ścianach mieszkania w bloku i otrzymującego nędzne ochłapy za ciężką i bardzo potrzebną, a zupełnie niedocenianą pracę. Wywodzącego się z grupy zawodowej zaliczanej w krajach Zachodu do niższej klasy średniej.
A w Polsce miotającego się w rzeczywistości, której choć nie jest w stanie pojąć i zaakceptować, to musi w niej żyć. Film, który jest wyświetlany jako komedia, a faktycznie niesie ze sobą ogromny ładunek naturalizmu i turpizmu oraz bardzo ponure studium naszych realiów. Świetnie to ilustruje język bohatera stanowiący mieszankę literackiego, wydumanego stylu wysokiego i pospolitych wulgaryzmów. Będących niegdyś mową rynsztoka, a dzisiaj pretendujących do miana współczesnej polszczyzny.
Spróbujmy jednak spojrzeć nie tylko na sam film, ale także jednej z jego ocen. Jest to fragment recenzji sprzed paru lat autorstwa Tadeusza Sobolewskiego z „Gazety Wyborczej”: „Nieprzyjemne, nieprzyzwoite kino, które działa jak psychoterapia. Polski Almodovar”? I jak można odpowiedzieć na tak postawione pytanie?
Nie, Koterski nie jest polskim Almodovarem. Jest kimś zupełnie innym. Almodovar w swoich filmach stawia ludzi wobec nadmiernie wydumanych problemów. Pseudo przeintelektualizowanie i zbytnie odbiegnięcie od rzeczywistości sprawia, że jego bohaterowie są nieautentyczni. Obraz życia ludzi bawiących się w zboczenia i dewiacje – ponieważ im się nudzi! Stąd najbardziej perwersyjne pomysły bohaterów hiszpańskiego reżysera.
Sytych, zaspokojonych, przeżartych i przepitych. Szukających czegoś, co choć na chwilę zastąpi nudę ich smutnego, bezcelowego życia. Zapewne wielu się nie zgodzi z taką oceną. Ale czy obrazy Almodovara to współczesna, hiszpańska rzeczywistość? Być może w sposób symboliczny, ale na pewno nie bezpośredni. Podczas, gdy „Dzień świra” to naprawdę przerażające studium polskiej rzeczywistości.
Dlaczego więc „Gazeta Wyborcza” firmowała tak postawione pytanie? Może dlatego, że jej właściciele i dziennikarze mieli wpływ na kierunek naszych przemian, a teraz w żaden sposób nie chcą dostrzec wszystkich jego ciemnych stron. O wiele ważniejsza jest ochrona praw przechodzącego na homoseksualizm pieska preriowego, który ze względu na swoje preferencje seksualne jest dyskryminowany przez rasistowską resztę stada, antysemickiego opiekuna i dyrekcję Ogrodu Zoologicznego, które to ZOO dodatkowo nie spełnia norm Unii Europejskiej co do wielkości klatek.
To jest o wiele ważniejsze, niż pół miliona bezdomnych, pięć milionów bezrobotnych i kilkanaście milionów ludzkich mrówek zamieszkujących blokowiska. O standard życia tej masy szarych obywateli Unia Europejska jakoś nie chce zadbać. I na pewno „Dzień Świra” nie jest psychoterapią, bo po niej powinna nastąpić poprawa. A po obejrzeniu tego filmu człowiekowi może się zrobić jedynie gorzej, gdy sobie w pełni uświadomi w jakim świecie żyje. A psychoterapią może to być jedynie dla dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, którzy kreują świat bardzo odległy od rzeczywistości. I nawet do tego nie chcą się przyznać.
Cóż to właśnie ludzie, którym nie wystarczyła polityka miłości i jawnego złodziejstwa (nie)rządów PO-PSL za Donalda Tuska i Ewy Kopacz. A te rządy doprowadziły do tego, że to właśnie ci pogardzani „Janusze” i „Grażyny”, często nieźle wykształceni, ale biedni pomimo wykonywania pracy „zaufania społecznego” wybrali mniejsze zło, czyli Prawo i Sprawiedliwość. Wielu z nich jest dalej rozczarowanych, ponieważ po polityce społecznej transferów pieniężnych do rodzin wielodzietnych i realizacji innych celów społecznych obecny rząd nie zadbał tak jak powinien o największą grupę – ludzi pracujących.
Owszem zlikwidowano śmieciówki i podniesiono płacę minimalną, ale jednocześnie wpuszczono trzy miliony Ukraińców i kilkadziesiąt tysięcy śniadych z Azji i Afryki. Co powstrzymało wzrost płac. Tak więc problemy egzystencjalne części budżetówki dalej pozostały. A Adaś Miauczyński to ich ponadczasowy przedstawiciel.