Polska polityka surowcowa. Na 114 postulatów zrealizowano... jeden

0
0
0
/

Na 114 postulatów polityki surowcowej zawartych w „Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju”, zrealizowano tylko jeden. I to w sposób niekompletny. Ponad dwa lata temu Ministerstwo Rozwoju sformułowało potrzeby surowcowe w dokumencie „Surowce dla przemysłu. Plan działań na rzecz zabezpieczenia podaży nieenergetycznych surowców mineralnych”. Opracowanie to weszło w skład przyjętej przez rząd „Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju”. Jak dotychczas na 114 postulatów zawartych w opracowaniu tym, zrealizowano tylko jeden. I to w sposób niekompletny. Pierwszy z tych postulatów ma charakter zarówno reprezentacyjny, jak i merytoryczny. Zgodnie z nim Rada Ministrów powołała Pełnomocnika oraz zespół międzyresortowy ds. polityki surowcowej państwa. Zarówno Pełnomocnik, jak i zespół po ponad dwóch latach pracy stworzyli bardzo ogólny projekt Polskiej Polityki Surowcowej. To niewątpliwy sukces tego gremium. Jeżeli tempo to zostanie utrzymane, to gdzieś za około 250 lat Ministerstwo Środowiska wywiąże się ze swoich obowiązków związanych z realizacją tych dokumentów. Aktywnie i daleko poza nakreślone zadania realizowana jest reprezentacyjna funkcja Pełnomocnika, którego spotkania, konferencje i wywiady swoją częstotliwością ustępują jedynie premierowi rządu. Mając już w reprezentacyjnej części zrealizowany pierwszy punkt programu „Surowce dla przemysłu” przejdźmy do drugiego punktu tego opracowania, który jest ignorowany, pomijany i jakby całkiem „zapomniany”. Brzmi on następująco: „Nakładanie się kompetencji państwa w sferze dominium i imperium utrudnia wypracowanie polityki surowcowej”. Dyplomatyczne użycie słowa „utrudnia” trzeba w rzeczywistości zastąpić bardziej odpowiadającemu realiom słowu „uniemożliwia”. Co tu dużo ukrywać, nie jest prowadzona na ten temat żadna debata, dyskusja, ani ścieranie się poglądów. Przyjęte jest, że jak się o czymś nie mówi, to sprawa z tym związana nie istnieje.. Wychodzi na to, że Rada Ministrów ma się dostosować do działań Ministerstwa Środowiska, gdyż inaczej jej zalecenia zostaną po prostu tylko na papierze. Nie zgadzając się z taką wersją lekceważenia najwyższych władz państwowych, przedstawmy o co chodzi w tym zapisie i dlaczego jest on w sposób drastyczny dyskryminowany. Imperium i dominium O co chodzi, wyjaśnia opis sytuacji zawarty w wspomnianych materiałach Ministerstwa Rozwoju: „Zgodnie z polskim prawem państwo może być jednocześnie właścicielem złóż kopalin lub podległych mu spółek (tj. działać w sferze dominium) oraz regulatorem (tj. działać w sferze imperium). Zwykle państwo ogranicza się do roli bezstronnego regulatora (np. w USA, Kanadzie, Europie Zachodniej, Australii)”. Należy zatem prawnie oddzielić własność i prawa właściciela, od regulacji prawnych zarządzania tą własnością. Przykładem takiego oddzielenia jest własność terenów i regulacje prawne dotyczące zabudowania, użytkowania i kupna oraz sprzedaży. Polskie prawo zgodnie z tradycją PRL honoruje prawo własności gruntu tylko na głębokość szpadla, czyli na grubość użytkowej gleby. Poniżej wszystkie zasoby są własnością skarbu państwa. Ten zaś reprezentowany jest przez jego urzędników, którzy zarządzają nim tak, jakby była to ich prywatna własność. O kaście rządzącej tym majątkiem narodowym mówiono dawniej „właściciele PRL”. Teraz nie mają już tej struktury, ale pozostałą urzędnicza kasta, która tym razem niezależnie od partyjnej przynależności korzysta z tego przywileju. Sprowadza się to do tego, że przykładowo, jeżeli na czyjejś działce zostanie odkryte złoże złota, to jej właściciel zostanie z niej prawnie usunięty, za odszkodowaniem własności na jej powierzchni. Za złoto, które przykładowo warte jest miliony dolarów, dostanie on według dzisiejszych cen ok. 20 tys. złotych za hektar odebranego mu terenu. Trzeba zauważyć, że jest to żadna łaska, bo jest to cena handlowa tego terenu, który jego właściciel otrzymałby i bez znalezienia na niej złota. Prawo w tej materii jest jeszcze bardziej kuriozalne, bo państwowi urzędnicy opracowali „plan” że złoto to będzie dopiero eksploatowane np. za 200 lat. Przez ten czas ze względu na „ochronę złoża” właścicielowi nic nie wolno budować na tym terenie. Co najwyżej może on rozebrać swoje obiekty gospodarcze i mieszkać w namiocie, co spotka się z pełną aprobatą urzędów zajmujących się tymi sprawami, gdyż za zajmowane przez niego tereny po tych dwustu latach oczekiwania otrzyma on najniższe odszkodowanie, a oto właśnie chodzi. Urzędnicy dostaną oni za to awanse. podwyżki, nagrody. Państwo urzędników, czy obywateli? Pytanie to dotyczy rozpatrywanej tutaj kwestii rozdziału imperium od dominium w prawie geologicznym i górniczym. Państwa demokratyczne, które szanują własność gruntową obywateli rozdzielają te dwie kwestie. W Polsce jak wspomniano jedność obu tych kwestii wynika z tradycji PRL, której od blisko trzydziestu lat urzędnicy RP skutecznie bronią, niczym gen. Wojciech Jaruzelski niepodległości. Na tym tle dochodzi wręcz do podstawowych rozstrzygnięć ustrojowych. Polska jest państwem z trójpodziałem władzy; na ustawodawczą (wybierany w wolnych wyborach Sejm i Senat RP), wykonawczą (Rząd RP i reprezentujący go urzędnicy), oraz niezawisłe sądy. Sprawa ciał ustawodawczych na ogół nie budzi wątpliwości, może poza kilkukrotnymi zmianami w ciągu kadencji prawa przyjętego przez ten sam Sejm. Regułą jest, że prawo geologiczne i górnicze jest zmieniane średnio dwa razy w ciągu jednego roku. Procedura ta była zabroniona w Konstytucji Trzeciego Maja, która wymagała, aby stanowione prawo było dobrze przygotowane i cieszyło się autorytetem w narodzie. Zezwalano jednak na jego zmianę w tej samej kadencji Sejmu pod warunkiem rozwiązania Izby i przeprowadzenia do niej nowych wyborów, gdyż poprzedni jej skład nie dotrzymał zobowiązań konstytucyjnych. Zastosowanie tej zasady tylko do prawa geologicznego i górniczego wymagałoby przeprowadzenia wyborów do Sejmu i Senatu RP z średnią częstotliwością: co pół roku!! Rząd nie mógł być wtedy jednocześnie ustawodawcą (ministrowie i urzędnicy posłami i senatorami) i wykonawcą własnych decyzji, co obecnie ma miejsce. Urzędnicy, którzy pełnią jednocześnie te dwie role starają się, aby prawo to było jak najlepsze nie dla narodu, ale przede wszystkim dla nich samych. Inaczej nie byłoby potrzeby łączenia tych dwóch funkcji. Dzisiejsza władza wykonawcza w państwach demokratycznych takich jak USA, jest stanowcza, sprawna i działa w zakresie ustanowionego przez Kongres i Senat prawa, a nie tworzy to prawo jak ma to miejsce w Polsce. Główny Geolog Kraju, jako w tej branży najwyższy urzędnik państwowy opracowuje kolejne wersje tego prawa, które Sejm i Senat RP na ogół przyjmują, średnio dwa razy w roku. To nie ma to nic wspólnego z trójpodziałem władzy, przypomina raczej atrapę demokracji, która dobrze się ma w Konstytucji RP, ale praktyka całkowicie temu zaprzecza. Czas to naprawić, a wtedy nie będzie żadnego kłopotu z rozdziałem dominium od imperium w polskiej polityce surowcowej. Czym wtedy zajmą się ministerialni urzędnicy? Ano nie stanowieniem prawa, które do nich nie należy, ale jego przestrzeganiem, do czego na całym świecie powołuje się właśnie urzędników. W tej konwencji Polska Politykę Surowcową winien opracowywać parlament, bo on jest do tego powołany. Może to czynić przy udziale różnych ekspertów w tym również rządowych, ale nie mogą oni mieć decydującego głosu w tej sprawie. Prawo stanowione i przygotowane przez Sejm jest prawem obywateli, prawo przygotowane przez rząd jest prawem urzędników, które na ogół im najlepiej służy. Na dodatek urzędnicy mają nieprzyjemne formy rozmowy i debaty na te tematy. Do swoich adwersarzy mają zwyczaj stosować „poza prawne i subtelne” metody przekonywania przez zwalnianie ich z pracy, interwencje w redakcjach oraz w komisjach i stowarzyszeniach zakazujących im zawodowej działalności. To kolejne „uroki” połączenia dominium i imperium w jednym urzędniczym ręku, choćby nawet na najwyższym szczeblu. Na koniec trzeba zauważyć, że policjant, jako urzędnik nie może stanowić prawa, bo wtedy państwo staje się policyjnym, co jest mało zaszczytnym określeniem. Podobnie jest w każdej innej sprawie, czego na ogół się już nie zauważa. Mobilizacja środowiska górników i geologów Jeżeli środowiska te będą nadal czekać na jakiekolwiek prawne inicjatywy rządu, to doczekają się jeszcze gorszych rozwiązań niż niesławna już Polska Służba Geologiczna i jej następca o podobnych uchybieniach Polska Agencja Geologiczna. Inicjatywa przedstawienia własnej wersji tego prawa i związanych z nim przepisów winna wypływać z autorytetu najlepszych krajowych wyższych uczelni, instytutów i akademii. Nie chodzi tu o zwalczanie takiej, czy innej formy tego prawa, lecz o własne i niezależne sformułowania, które środowisko to uważa na ważne i konieczne dla rozwoju polskiego górnictwa i geologii. Nagłaśniane tych spraw, niezależne od stanowiska rządu, będzie na pewno znaczącym dorobkiem tego środowiska. Skorzysta z niego zapewne sam rząd, jak i polska gospodarka surowcami, która w trudnych czasach geopolitycznych zawirowań, winna być tym bardziej mobilna, a nie tylko żalić się i krytykować bezwzględnych i sprawnych urzędników, którzy deklaratywnie działają na rzecz obywateli, a w rzeczywistości reprezentują tylko swoje interesy. Źródło: instytutrybarskiego.pl Fot. Wikipedia

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną