„O polski dach, o polską broń”

0
0
0
/

Wprawdzie najważniejsi dygnitarze, no może nie najważniejsi, bo prezes Jarosław Kaczyński roztropnie zamilczał („Kto tam, gdzie trzeba zamilczy roztropnie, a wytrwa choć pod młotem – celu swego dopnie” - pisał Adam Mickiewicz), ale w każdym razie ważni dygnitarze naszego bantustanu, a więc – pan prezydent Andrzej Duda, czy pan minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz, uspokajali nas, ze amerykańska ustawa nr 447 JUST, albo Polski „nie dotyczy”, albo Polska „nigdy” się nie zgodzi – i tak dalej – to widać, że przygotowania do jej realizacji przez nasz mniej wartościowy bantustan są w pełnym toku. Przypomnę, że prawny sens tej ustawy sprowadza się do tego, iż Stany Zjednoczone zobowiązały się do dopilnowania, by żydowskie roszczenia majątkowe wysuwane pod adresem Polski, zostały zrealizowane do ostatniego centa. Ponieważ Stany Zjednoczone są Najważniejszym Sojusznikiem Naszego Mniej Wartościowego Bantustanu, to już z tego tytułu mają bardzo wiele instrumentów, by tego celu dopiąć, ale nawet gdyby tym Najważniejszym Sojusznikiem nie były, to też miałyby jeszcze mnóstwo instrumentów, by zmusić Polskę do dogodzenia Żydom. Będąc w Kolorado rozmawiałem z pewnym inżynierem górnictwa, który opowiadał mi, jak ta branża w Ameryce funkcjonuje. W pewnym momencie powiedział, jak o rzeczy zwyczajnej: jeśli jakiś rząd nam podskakuje, to my go zmieniamy. To znaczy – nie górnicy, ale CIA, która właśnie po to jest. Mogliśmy się o tym przekonać i na Ukrainie, gdzie prezydent Janukowycz został usunięty przez „zagniewany lud”, żeby zrobić miejsce dla dyrektoriatu oligarchów, przeważnie żydowskich, w którego imieniu występuje wystrugany z banana na prezydenta pan Piotr Poroszenko. Podobnie stało się w Polsce, kiedy przeszliśmy spod kurateli niemieckiej pod kuratelę amerykańską. Nie tylko w 2015 roku zmienił się prezydent, ale wybory wygrała ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego i utworzyła rząd, nawet bez konieczności urządzania na Placu defilad jakiegoś „majdanu”. Oczywiście w domu wisielca nie mówi się o sznurze, toteż i o konsekwencjach ustawy nr 447 JUST nie wspomina ani słowem nie tylko rządowa telewizja, ale i telewizje nierządne. Najwyraźniej pani Justyna Pochanke też wie, że z panią Danuta Holecką mogą wprawdzie się kopać, ale tylko po kostkach. Broń Boże wyżej! Niezależnie jednak od tego, jakie obrazy prezentują nam telewizje – zarówno ta rządowa, jak i te nierządne – życie toczy się swoim torem i ma własną dynamikę. Możemy się jej domyślać na podstawie tzw. faktów konkludentnych. Jednym z nich była deklaracja, jaką na początku swego urzędowania na stanowisku ministra spraw wewnętrznych złożył pan Joachim Brudziński – że mianowicie będzie zwalczał narodowców. Deklaracja ta na pierwszy rzut oka była dziwna o tyle, że rząd pani Beaty Szydło i pana Mateusza Morawieckiego jest atakowany przez rodzaj konfederacji zmontowanej przez drugie i trzecie pokolenie ubowców, stare kiejkuty i folksdojczów, do której narodowcy w zasadzie ustosunkowani są wrogo. Najwyraźniej jednak Naczelnik Państwa nie uważa tej konfederacji za jakiś problem, bo wiadomo, że przy jej pomocy Niemcy chcą odzyskać w naszym bantustanie utracone wpływy polityczne – ale nawet gdyby tak się stało, to mechanizm rządzenia państwem by się nie zmienił, ponieważ ekspozytura Stronnictwa Pruskiego, za jaką uważam Platformę Obywatelską z rozmaitymi mutantami w rodzaju „Nowoczesnej”, nie ma żadnej ideologii poza tym, żeby wypić i zakąsić. Tymczasem ruch narodowy, obecnie porozbijany, może w jakiejś perspektywie stworzyć alternatywę ideologiczną i polityczną, zwłaszcza, gdyby odszedł od socjalizmu w kierunku programu wolnościowego. Już choćby dlatego trzeba go zwalczać, oczywiście bez specjalnej ostentacji, najlepiej rękami obozu zdrady i zaprzaństwa, na przykład – pani porucznik MO Ewy Gawor, która trzyma się warszawskiego ratusza bez względu na to, kto zasiada w gabinecie prezydenta miasta. A przecież jest jeszcze powód drugi, znacznie ważniejszy. Realizacja żydowskich roszczeń musi doprowadzić do żydowskiej okupacji Polski, a w takich warunkach jakiś ruch narodowy byłby potrzebny Żydom jak psu piata noga. Żydzi tylko sami organizują się na zasadzie nacjonalistycznej, a nawet – rasistowskiej – ale nacjonalizm w krajach swego osiedlenia tępią na wszelkie sposoby. Cóż dopiero w kraju przez siebie okupowanym? Ale na tym nie koniec faktów konkludentnych, wskazujących na przygotowania do realizacji tych roszczeń i żydowskiej okupacji Polski. Oto rząd opublikował niedawno projekt ustawy o wykonywaniu działalności gospodarczej w zakresie wytwarzania i obrotu materiałami wybuchowymi, bronią, amunicją oraz wyrobami i technologią o przeznaczeniu wojskowym lub policyjnym. Jest tam art. 135 odnoszący się do ustawy o broni i amunicji, a zawierający rygorystyczne ograniczenia i tak przecież restrykcyjnych zasad posiadania broni palnej. Warto zwrócić uwagę, że kiedy projekt trafił, jak to się mówi - „do laski” - to zarówno w telewizji rządowej, jak i telewizjach nierządnych, pojawił się felieton filmowy o rozpasaniu sprzedawców fajerwerków, wskutek czego jakiemuś chłopaczynie poparzyło rękę. Czy rzeczywiście poparzyło, czy to tylko taki fakt prasowy – to nieistotne, bo choćby na tym przykładzie widać, że w sprawach ważnych dla państwa, na przykład – by przygotować je odpowiednio na żydowską okupację – obydwa wrogie obozy idą ręka w rękę. Toteż wspomniany projekt przewiduje konfiskatę broni – również tej, którą dotychczas obywatele mogli posiadać. Rząd swoją suwerenną inicjatywę usprawiedliwia „dyrektywą unijną”, chociaż jeszcze całkiem niedawno prezydent Duda chciał zapytać obywateli, czy nie chcieliby aby wpisać sobie do konstytucji, że Polska jest państwem suwerennym. Owszem, jakże by inaczej – ale jak Unia wyda dyrektywę, to nasi Zasrancen już gotowi do zrealizowania jej w podskokach. Taka to ci suwerenność. Jeśli projekt tej ustawy nie wychodzi naprzeciw żydowskiej okupacji Polski, to ja jestem chińskim mandarynem. Po co Żydom potrzebni Polacy uzbrojeni, niechby nawet w samopały? Hitler w okresie dobrego fartu też uważał, że broń mogą nosić tylko Niemcy, no ale kiedy zmiękła mu rura, to nosił ją już każdy, zresztą – głównie niemiecką. To znaczy – prawie każdy, bo na przykład polscy chłopi na Wołyniu nie. Oto co pisze na ten temat w swoim pamiętniku, w rozdziale o roku 1943, Adam hrabia Ronikier, prezes Rady Głównej Opiekuńczej, jednej z dwojga polskich organizacji (pierwszą był PCK) oficjalnie działających w Generalnej Guberni: „Przewodnią myślą projektu było to, by w każdej gminie, jeżeli nie w każdej wsi stworzyć oddziały straży (obywatelskiej- SM) o byłych podoficerów oparte i nie we dworach, a po wsiach stacjonowane. (…) Toteż jak piorun z jasnego nieba spadła na nas wiadomość (…) że Delegatura rządu jest zasadniczo przeciwna tworzeniu straży i ze swego pozwolenia stanowczo odmawia. (…) W tym czasie sprawa Wołynia zaczęła przybierać wprost tragiczne kształty. Gwałty i morderstwa dokonywane na Polakach przez zamieszkałych tam Ukraińców nie tylko nie ustawały, ale z dniem każdym przybierały na sile i barbarzyńskich formach. (…) Tak topniał stan posiadania polskiego w tej odwiecznie do Polski należącej ziemi, a panowie z Delegatury, nie pozwoliwszy nam na organizowanie obrony, nie raczyli myśleć o tym, że złemu trzeba było przynajmniej próbować zaradzić, a nie zostawiać bez żadnej pomocy te rzesze polskie na Kresach. Przecież przykład, który miał miejsce w Równem, gdzie dwaj nasi delegaci, uzyskawszy od Kreishauptmanna broń, rozdali ją Wołyniakom, którzy dzięki temu nie tylko potrafili Ukraińców wziąć w ryzy, ale naokoło Równego kraj cały doprowadzić do ładu i porządku.” Czyżby ta tragiczna historia miała się powtórzyć?

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną