KGBistowskie sztuczki Okińczyca

0
0
0
/

W lutym bieżącego roku Litwą wstrząsnął agenturalny skandal. Vitas Tomkus, redaktor naczelny tygodnika „Respublika“, opublikował listę współpracowników KGB, na której znalazło się wiele osób związanych z litewskim życiem publicznym, w tym politycy, biznesmeni oraz tak zwani działacze. Niestety na tej liście hańby znalazło się też polskie nazwisko. To przedstawiający się jako Polak z Litwy Czesław Okińczyc, prezes Radia Znad Wilii, przez najbliższych „adoratorów”, których zresztą jak sami przyznają nie jest zbyt wielu, obwołany „wileńskim autorytetem“. Tajemnicze milczenie Okińczyca Fakt ten nie był zresztą wielkim zdziwieniem ani zaskoczeniem dla większości miejscowych Polaków, którzy wiedzą, kto jest porządnym człowiekiem, a kto porządnego tylko udaje. Wszyscy, w tym media, czekali na bezzwłoczne odniesienie do sprawy, ale oczekiwanej szybkiej reakcji ze strony „Pana Mecenasa“ na tę listę nie było. Dlatego Polacy na Litwie zaczęli coraz głośniej zadawać pytanie, dlaczego? Z jakiego powodu? Aż tu nagle, po pół roku tajemniczego milczenia, odezwał się sam Czesław Okińczyc na łamach własnego portalu ZW. I tak jak wiele osób przewidywało, spróbował, zresztą całkiem niezgrabnie, zaprzeczyć doniesieniom, które już od dłuższego czasu krążyły po świecie. I tu nastąpiła rzecz dziwna, bo Okińczyc zamiast zaprzeczyć informacjom o tym, że współpracował z KGB, podjął nieudolną próbę podważenia samej listy, opublikowanej w lutym tego roku przez tygodnik „Respublika“. W swoim kuriozalnym oświadczeniu przechwalał się swym udziałem w 1991 roku w komisji Rady Najwyższej Republiki Litewskiej do spraw likwidacji KGB, a także tym, że wystąpił z zapytaniem na swój temat do Komisji Lustracyjnej i otrzymał „odpowiedź” mówiącą o tym, że Komisja nie posiada danych o jego potajemnej współpracy z KGB. Wystąpił do niewłaściwej instytucji Taka odpowiedź Komisji jednak nie dziwi, gdyż mecenas użył sztuczki w iście KGBistowskim stylu i wystąpił do niewłaściwej instytucji. A zatem zaświadczenie, czy raczej „papierek”, którym wymachuje nasz sygnatariusz jest niewiarygodny. Wygląda to na próbę ukrycia prawdy, bo występując o informację na swój temat do Komisji Lustracyjnej, wystąpił do instytucji, która od dawna nie ma już dokumentów na temat agentów KGB. Otóż, jak oficjalnie pismem z dnia 20 lipca 2018 roku poinformowało posła Zbigniewa Jedzińskiego Centrum Badania Ludobójstwa i Ruchu Oporu Mieszkańców Litwy (litewski IPN), to Centrum administruje bazą danych zawierającą informacje o tajnych współpracownikach KGB, a nie Komisja Lustracyjna, gdyż ta zgodnie z ustawą przekazała całą dokumentację do Centrum już w lutym 2011 roku. Informację tę potwierdził również na piśmie Departament Bezpieczeństwa Państwa. Oznacza to wprost, że Okińczyc wystąpił z zapytaniem do instytucji, która od wielu lat nie ma dokumentów dotyczących tajnych współpracowników KGB, ponieważ przekazała je innemu organowi. Okińczyc musiał o tym wiedzieć jako prawnik i osoba zainteresowana sprawą. Wszystko wskazuje na to, że celowo manipuluje informacjami na swój temat, znajdującymi się w teczkach KGB. Nerwowe ruchy prezesa Radia Znad Wilii Natomiast podważanie w całości tzw. „listy Tomkusa“ jest działaniem jak najbardziej niepoważnym. Bo nawet jeśli można się tam doszukać pewnych błędnych danych, to w tej konkretnej sprawie nie chodzi przecież o nazwiska wszystkich wymienionych na liście, lecz literalnie o samego Czesława Okińczyca. I jak widać, z uświadomieniem sobie tego prostego faktu pan mecenas, biznesmen i sygnatariusz w jednej osobie ma wyraźny problem. A to oznacza, że nie wie jak wybrnąć z tej kłopotliwej dla niego sytuacji. Stąd pomysł rozmycia sprawy, skierowania jej na boczny ślepy tor poprzez zanegowanie i podważenie całej listy tajnych współpracowników. Tyle, że takie nerwowe ruchy prezesa Radia Znad Wilii jeszcze bardziej uwiarygodniają prawdziwość „listy Tomkusa”. Bo jak mówi stara zasada dyplomacji, prawdziwe są tylko informacje zdementowane. Okińczyc jak Michnik I tu ciekawostka, jak informuje o sobie Okińczyc, w czasach pełnej władzy Landsbergisa na początku lat 90-tych działał jako „likwidator” KGB na Litwie. A to oznacza, że mógł „buszować” w teczkach bezpieki do woli, miał okazję poznać nazwiska kagiebistów i ich tajnych współpracowników, miał także dostęp do materiałów na swój temat, jeśli takie były, a raczej były, gdyż Okińczyc to przecież nie byle kto w gronie przyjaciół największego polakożercy Landsbergisa. Mecenas i reszta „likwidatorów” mieli czas i możliwości z tej wiedzy zrobić przez lata odpowiedni użytek i skrupulatnie ją wykorzystać. Zresztą podobnie działo się na początku lat dziewięćdziesiątych w Polsce, gdy władzę miał układ okrągłostołowy, a w komisji penetrującej archiwa polskiej bezpieki był Adam Michnik, który najpierw poznał nazwiska, a potem stał się zagorzałym przeciwnikiem lustracji. Tylko garstka wybranych, a raczej wyselekcjonowanych, jako jedyna (!!!) miała możliwość zajrzenia do tajnych archiwów, które potem zostały na całe lata szczelnie zamknięte nawet przed historykami. Tak było zarówno w Polsce jak i na Litwie, gdzie tylko nieliczni zapoznali się z tajnymi zbiorami, w tym Okińczyc, a w Polsce Michnik, dziś wielcy przyjaciele, szefowie bliźniaczych mediów o liberalno – lewicowym charakterze. „Papierkowa” kpina z ludzi Taki stan rzeczy przez wiele lat umożliwiał spekulowanie, rozmaite rozgrywki, zapewne też szantażowanie osób o skażonej przeszłości, które po zmianach ustrojowych pozostały aktywne w sferze publicznej. Wreszcie, zwrócenie się do przewodniczącego Komisji Lustracyjnej Algimantasa Urmonasa, to już zwyczajna kpina z ludzi. Według opinii posła Zbigniewa Jedzińskiego, Czesław Okińczyc publikując „papierek” z Komisji Lustracyjnej mógł mieć nadzieję, że żadna osoba nie będzie wnikać w zaistniałą sytuację i tym samym „wywinie się” ze stawianych mu zarzutów i leżących na nim podejrzeń o bycie sowieckim konfidentem i donosicielem. Przecież każdy jako tako rozgarnięty człowiek wie, a Okińczyc jako prawnik powinien wiedzieć to najlepiej, że w świetle obowiązującego prawa Komisja nie mogła udzielić innej odpowiedzi jak odmowna, ponieważ po pierwsze: dokumenty na temat tajnych współpracowników przekazała siedem lat wcześniej do wyżej wymienionego Centrum, czyli litewskiego IPN. A po drugie: Sejmas na kolejne 75 lat utajnił nazwiska osób współpracujących z KGB. Na to także zwrócił uwagę poseł Jedziński, a wie co mówi, bo to on w Sejmasie forsuje ustawę o ujawnieniu kagiebistów, którzy przecież jako potencjalne ofiary szantażu obcych służb mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa Litwy również dzisiaj. Manipulacje i kneblowanie ust prawdzie Na portalu ZW Czesława Okińczyca, pod jego tekstem, skasowano wszystkie komentarze pokazujące właśnie manipulacje i kagiebistowskie sztuczki Okińczyca. W tym wpis posła Jedzińskiego: „Tak wysoce rozgarnięty polityk jak Czesław Okińczyc nie wie gdzie się trzeba zwrócić, ażeby otrzymać informację o współpracy z KGB. Przewodniczący Komisji Lustracyjnej prof. dr Algimantas Urmonas nie może przedstawić takich danych ponieważ ich po prostu nie posiada. To jakby od dentysty otrzymać zaświadczenie że jesteś zdrowy psychicznie.” Cóż, poprzez takie manipulacje i kneblowanie ust próbuje się uciszyć prawdę. Być może odzywają się przyzwyczajenia z dawnych czasów, gdy prawda mogła być tylko jedna, a mających inne zdanie po prostu się uciszało i odmawiało im głosu. Na koniec warto poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego Okińczyc po miesiącach milczenia zdecydował się na zabranie głosu? Odpowiedź nasuwa się sama, bo atmosfera wokół niego bardzo zgęstniała i ludzie nabrali przekonania, że kagiebiści przefarbowani na bezpiekę litewską nadal „swawolą” w kraju. Z pewnością również w Polsce zauważono, że bezwarunkowe wspieranie prywatnych okińczycowych mediów wielkimi dotacjami z Senatu za pośrednictwem fundacji, czy pieniędzmi Orlenu, w świetle mocno podejrzanej przeszłości samego Okińczyca, jest mało roztropne i zakrawa na skandal, który może odbić się negatywnie na wizerunku darczyńców. Z tego powodu media zależne od Okińczyca rozpoczęły desperacką, propagandową próbę jego wybielenia. Dlatego najlepszym rozwiązaniem dla Litwy, Polaków na Litwie, jak również Polski, byłaby powszechna lustracja, która oczyściłaby życie publiczne z agentów i zakończyła żenujące spektakle, jak ten z mecenasem w roli głównej, gdy on manipuluje rzekomym dokumentem instytucji, która od wielu lat po prostu nie posiada żadnych dokumentów KGB.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną