Ministerstwo Szkodnictwa Wyższego, czyli Studia dla inteligentnego inaczej zamiast bezrobocia

0
0
0
/

Pisałem już wcześniej, czym są polskie, wyższe uczelnie i na jakich zasadach one funkcjonują. prawy.pl/76276-magistra-inzyniera-do-rozwozenia-obornika-szukam-czyli-ministerstwo-szkodnictwa-wyzszego/ prawy.pl/76755-ministerstwo-szkodnictwa-wyzszego-czyli-prywatne-folwarki-za-publiczne-pieniadze/ Dziś opowiem po co w ogóle są wyższe uczelnie w Polsce. Bynajmniej nie po to, żeby kogoś czegokolwiek nauczyć. Otóż naszemu szkolnictwu przez cały okres trwania III RP przyświecał szczytny cel zmniejszenia bezrobocia wśród młodzieży, co by to tak źle w statystykach nie wyglądało. A i tak wyglądało to źle. Zwalcz bezrobocie - wyślij wszystkich młodych na studia Szkoły wyższe oprócz karmienia kadry naukowej mają jeszcze jeden ważny cel z punktu widzenia każdego kolejnego rządu po 1989 roku. W poważnym stopniu zmniejszają bezrobocie wśród młodych ludzi, które w tym przedziale wiekowym jest wyjątkowo dotkliwe. W lutym 2012 roku według danych GUS 60 procent bezrobotnych nie skończyło 34 roku życia, a a ponad połowa z nich, czyli ponad 35 procent ogółu bezrobotnych to osoby w wieku do 25 lat. W Hiszpanii 48,7 procent, w Grecji 47,2 procent, a we Włoszech 31 procent, Wielka Brytania i Francja ponad 20 procent (na koniec 2011 roku) według danych Eurostatu. Więc żadne rząd nie przestanie dofinansowywać bezsensownych szkół i kierunków studiów, bo mu wskaźniki bezrobocia lawinowo skoczą w grupie wiekowej „na którą jest szczególnie uwrażliwiony”. Przesunięcie bezrobocia w czasie Tymczasem, z tych szkół wychodzą przyszli bezrobotni. W końcu ilu socjologów, politologów, absolwentów marketingu i zarządzania, czy innych modnych i modowych kierunków wchłonął i wchłonie nasz fatalny rynek pracy? Zwłaszcza, że nawet wiedzę ze studiowanej dziedziny też mają żadną. Przykładem może być politolog Biedroń u Olejnikowej i jego odpowiedź na pytanie Zgromadzenie Narodowe. Tylko, że on akurat był posłem i zawodowym gejem, a obecnie jest prezydentem miasta Słupska, więc wrodzona tępota i zerowa wiedza w niczym mu nie przeszkodzą, ani nie pomogą. On już swoje koryto ma. Gorzej z innymi frajerami, przepraszam absolwentami po politologii, geografii, czy nawet polonistyce i historii. Ci ludzie nie mają świadomości, że zmarnowali 5 lat na coś czego w życiu nie wykorzystają i tylko nastąpiło przesunięcie ich bezrobocia w czasie. W roku 2000 bezrobotnych było 69,4 tys. osób z wyższym wykształceniem, co stanowiło 2,6 procent ogółu bez pracy. W 2011 było ich 225,8 tys. co stanowiło już 11,6 procent ogółu bezrobotnych. Szkoły oderwane od rzeczywistości i rynku pracy Czemu więc szkoły nie dostosują swoich kierunków do rynku pracy? Z dwóch przyczyn: po pierwsze dotacje od ministerstwa i czesne od studentów wystarcza na bezpieczne, finansowe funkcjonowanie tych szkółek za dychę i obsługującej ją kadr wyrobniczych. W końcu frajerów nie sieją, tylko sami na uczelnie przychodzą. A po drugie nie ma odpowiedniej kadry, żeby prowadzić na właściwym poziomie kierunki zawodowe, a nie pseudo-humanistyczne. Tam trzeba kogoś czegoś nauczyć. Jak się to zrobi źle, to może komuś rękę urwać, albo się wiadukt zawali. Tam jest jakaś odpowiedzialność. Co do poziomu dzisiejszych wielu politechnik to też można jedynie ręce załamać i się modlić, bo innego sposobu naprawienia naszego szkolnictwa nie widać. Przykładem może być pewna doktor politechniki w Częstochowie, która nie odróżnia spawania od spajania. A pewnie jest ona dumnym efektem durnego programu „Kobiety na politechniki”. Z kobiety śmieją się wszyscy, łącznie z bardziej kumatymi studentami, a ona się tym nie przejmując mężnie w codziennym trudzie i znoju robi habilitację. Jednak pomimo takich indywidualnych przypadków uczelnie techniczne i tak mają wyższy poziom, niż te całe humanistyczne tałatajstwo. Tam się nie odpowiada za nic i za nikogo. Więc po tych wszystkich politologiach, humanistykach, pedagogikach i socjologiach wychodzą głąby, które owszem papierek dostały, ale do komunikacji płciowej potrzebują właściwej sekwencji chrząknięć, bo językiem polskim nie posługują się nawet w stopniu minimalnym. I jeszcze ta programowa miłość do mniejszości i przymusowa lekcja tolerancji. Wystarczy wspomnieć cyrku sprzed kilku lat, czyli o obowiązkowym (!) wyjściu młodszej kadry naukowej wielu uczelni na „W ciemności” Agnieszki Holland. Dziwne, zwłaszcza w przypadku pracowników naukowych z kierunku historia, którzy powinni scenariusz rozłożyć na czynniki pierwsze i naukowymi metodami zrobić z niego miazgę jednak są na to za głupi i łykają wszystko jak pelikan.  

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną