Jan Bodakowski o cenzurze internetu wprowadzanej przez Unię Europejską [WIDEO]
/
Trwa w Polsce i Europie spór o dyrektywę Parlamentu Europejskiego, poprzez, którą Unia Europejska chce wprowadzić na naszym kontynencie cenzurę internetu i pozbawić internautów wolności słowa. Podobne działania rządy i międzynarodowe korporacje podejmują na całym świecie. Zagraża to nie tylko naszej wolności, ale też i rozwojowi gospodarczemu, którego podstawą jest dziś swobodny obieg informacji.
[caption id="attachment_78894" align="alignnone" width="813"] fot. Jan Bodakowski[/caption]
Jan Bodakowski o cenzurze internetu:
Zwolennikiem cenzury internetu w interesie biurokracji i korporacji okazali się być w Polsce artyści. Tym, którzy nie potrafią zrozumieć motywu ich zachowań warto przypomnieć piosenkę Kazika sprzed lat o artystach. Artyści zwykli wspierać interes władzy i korporacji bo zapewnia to im dochody, a ich pycha i narcyzm nie pozwalają im dostrzec jak małą wiedzę mają w kwestiach jakie poruszają na forum publicznym.
Propaganda mediów należących do korporacji sprawiła, że wielu Polaków nie jest świadomych zagrożenia jakie niesie ze sobą nowa dyrektywa Parlamentu Europejskiego. Wielu uległo medialnej manipulacji i myśli, że biurokraci z Brukseli wycofali się z dyrektywy wprowadzanej w interesie korporacji. Pomimo braku zainteresowania tematem, nie wolno się jednak poddawać i należy nie ustawać w walce z cenzurą wprowadzaną przez faszystowską ze swej natury Unię Europejską.
Dyrektywa o jednolitym rynku cyfrowym Unii Europejskiej, a szczególnie jej art.11 i art.13 to początek cyfrowego totalitaryzmu rodem z powieści science fiction – kto nie rozumie jakie za sobą niesie zagrożenie to, że o tym co nam wolno będzie powiedzieć, a o czym będziemy musieli milczeć, będą decydować specjalne programy komputerowe, ten powinien poczytać klasyczne powieści SF o anty utopiach – bo fantastyka naukowa odpowiada już od lat na pytania jakie zadamy sobie w przyszłości i opisała przed laty wyzwania przed jakimi dziś stajemy.
Nowa dyrektywa Unii Europejskiej ma na celu zablokowanie swobodnej debaty politycznej, gdyż przewiduje potrzebę wykupienia licencji na skorzystanie nawet z fragmentu cudzego tekstu (cudzej twórczości) – co oznacza, że nie będzie (jak w polemice z czyjąś wypowiedzią) można zacytować fragmentu czyjeś wypowiedzi.
Dyrektywa Parlamentu Europejskiego stanowi też zagrożenie dla swobodnego upowszechniania wiedzy, niezbędnego do rozwoju gospodarczego czyniącego nasze życie bezpieczniejszym, zdrowszym i przyjemniejszym. Kłopotliwa, a często niemożliwa z różnych przyczyn, procedura uzyskiwania zgody na wykorzystanie części twórczości do działalności naukowej doprowadziłaby do zablokowania, upowszechniania wiedzy i promocji materiałów naukowych znajdujących się na mniejszych serwisach internetowych. Dyrektywa Parlamentu Europejskiego zablokowała by w dużej części aktywność takich działań wolontariuszy na rzecz upowszechniania nauki jak Wikimedia.
Do tej pory wydawcy portali internetowych musieli usuwać treści gdy właściciel zgłosił im naruszenie praw autorskich do swojej twórczości. Planowana dyrektywa Parlamentu Europejskiego przewiduje, że wydawcy portali internetowych będą musieli weryfikować materiały przed ich publikacją. Oznacza to, że każdy portal będzie musiał, by móc działać zakupić kosmicznie kosztowne oprogramowanie weryfikujące materiały przed ich publikacją. Doprowadzi to do tego, że większość portali będzie musiała zawiesić działalność bo nie stać je na takie oprogramowanie – co jest w interesie korporacji, które chcą mieć monopol i zlikwidować konkurencję. Jest to też w interesie mającej faszystowskie ciągoty Unii Europejskiej, która dziś nie może skutecznie cenzurować internetu bo jest za dużo portali, dzięki ich ograniczeniu, poprzez wymóg kosztownego oprogramowania, będzie miała o wiele mniej stron do inwigilacji i cenzurowania. Z doświadczenia wiadomo, że takie cenzurujące oprogramowanie nie będzie skutecznie działać i na pewno będzie blokować też treści nie naruszające niczyjego prawa autorskiego.
Proponowana w dyrektywie Parlamentu Europejskiego (o prawie autorskim na Jednolitym Rynku Cyfrowym) cenzura internetu jest też wyjątkowo szkodliwa dla polskiej i europejskiej gospodarki, gdyż propozycje Unii Europejskiej zmierzające w likwidacji wolności słowa w internecie uniemożliwiają korzystanie z zasobu wiedzy niezbędnego dla rozwoju techniki i gospodarki, blokują modernizacje i innowacje w przemyśle. Dodatkowo nie ma potrzeby wprowadzania nowej dyrektywy Parlamentu Europejskiego bo obecne przepisy dostatecznie chronią prawa autorskie, a wprowadzenie nowych regulacji zablokuje dotychczasowe sposoby zbierania informacji a w konsekwencji zrujnuje „małych, lokalnych i specjalistycznych wydawców”. Dyrektywa Parlamentu Europejskiego zablokuje prawo do wolnej konkrecji, będącej fundamentem sukcesu gospodarki kapitalistycznej, bo przepisy Unii Europejskiej sprzyjają tylko korporacją ze szkodą dla konsumentów i przedsiębiorców.
Dyrektywa Parlamentu Europejskiego w przepisach dotyczących licencji doprowadzi do upadku „mniejszych wydawnictw i inicjatyw dziennikarskich czy start-upów, którzy nie będą w stanie uzyskać wszystkich licencji – od dużych wydawców – niezbędnych do zaistnienia na rynku”.
Przepisy o obowiązkowym filtrowaniu internetu znajdujące się w dyrektywie Parlamentu Europejskiego doprowadzą do bankructwa „innowacyjnych przedsięwzięć funkcjonujących w sieci, a także całego rynku e-commerce”, co jest sprzeczne z prawem do wolnej konkrecji gospodarczej i interesami konsumentów korzystających na wolnej konkurencji.
Konsekwencją zabalowania przez Parlament Europejski przepływu danych doprowadzi do przeniesienia przemysłu i ośrodków badań poza Unie Europejską, zapaścią technologiczną i cywilizacyjną Europy wobec innych części świata, które nie przyjmą tak bzdurnych regulacji jakie planuje Parlament Europejski.
Propozycje Unii Europejskiej, która w duchu faszystowskim dąży do wprowadzenia cenzury, są wyjątkowo szkodliwe społecznie. Wolność słowa jest niezbędna do kontroli poczynań władzy, do możliwości proponowania nowych odpowiedzi na pojawiające się wyzwania rzeczywistości. Bez wolności słowa system społeczny jest szkodliwy, tak jak miało to miejsce za czasów PRL, gdzie nie wolno było opisywać patologii, co powodowało, że ludzie nie byli świadomi problemów i nie pojawiały się propozycje jak je rozwiązywać. Widać, że faszystowska z ducha Unia Europejska, chce właśnie naśladować taki komunistyczny pomysł na totalitaryzm oparty na cenzurze.
Dyrektywa Parlamentu Europejskiego to nie jedyny faszystowski pomysł Unii Europejskiej na cenzurę internetu. Komisja Europejska walczyć z rzekomą dezinformacją w internecie, czy chce usunąć z internetu treści, które się podobają się marksistom i korporacjom. W ramach ''europejskiej sieci weryfikatorów faktów'', ''walki z dezinformacją'', zostanie zablokowana wolność wymiany informacji w internecie. Komisja Europejska planuje utworzenie ''sieci podmiotów weryfikujących fakty'' i ''platformy internetowej dotyczącej dezinformacji'' wspierając ''sieci weryfikatorów faktów'', którzy zgodnie z instrukcjami marksistów i korporacji będą decydowali co można opublikować a czego nie można opublikować.
Komisja Europejska planuje też by Agencja Praw Podstawowych Unii Europejskiej opracowała ''zestaw narzędzi dla pracowników mediów, który (…) będzie zawierał zalecenia, wskazówki i narzędzia dla dziennikarzy, pomocne” w decydowaniu co można, a czego nie można publikować. W PRL takie wykazy miała komunistyczna cenzura, i na ich podstawie zakazywano np. pisania o przestępczości, na podstawie instrukcji cenzury UE zapewne nie będzie można pisać o przestępczości islamistów czy sodomitów.
Komisja Europejska promuje też rzekomą „różnorodność informacji” czyli z jednej strony Unia Europejska będzie decydować o tym co można publikować, a jakich treści publikacja będzie zakazana, a z drugiej strony w ramach ''promowania różnorodności informacji'' np. media katolickie będą zmuszone do publikacji antykatolickich kłamstw i zabobonów.
Cenzura w internecie to nie tylko pomysły euro biurokratów, ale to też codzienna polityka globalnych korporacji takich jak Facebook. Firma ta mająca monopolistyczną pozycje wśród portali społecznościowych, od lat w Polsce odmawia świadczenia usług polskim patriotom, świadcząc je jednocześnie lewicowym ekstremistom, szerzącym nieustannie nienawiść do katolików i polskich patriotów.
Niektórzy libertarianie mogli by powiedzieć, że Facebook ma prawo dyskryminować klientów bo jest firmą prywatną. Była by to prawda gdyby nie to, że ten portal społecznościowy ma na rynku pozycje monopolisty. A z pozycją monopolisty wiążą się nie tylko same zyski, ale i obowiązki, w tym i ten, który zakazuje monopoliście dyskryminacji politycznej konsumentów. Akceptując praktyki monopolistyczne Facebooka, prawo tego portalu do dyskryminacji konsumentów z przyczyn politycznych, otwieramy drogę do tego by inni monopoliści zachowywali się tak samo, by firma monopolizująca dostarczanie elektryczności, ogrzewania, czy wody, pewnego dnia z przyczyn politycznych odmówiła świadczenia usług. Taką dyskryminacje mogą stosować jedynie te firmy, które nie mają pozycji monopolisty na rynku – drukarze, cukiernicy, hotelarze.
Jan Bodakowski
Źródło: prawy.pl