Polska jest czasami bardzo ciekawym krajem. Można spotkać rowerzystę mającego 9,8 promila w wydychanym powietrzu, który zajeżdża ci drogę. Był inny który miał 13,2 ale nie przeżył. Nie wiadomo, czy na skutek nadmiernego picia, czy zderzenia się z tirem. Mamy też wielu idiotów na rowerach, tak jak ten co z sześcioletnim dzieciakiem popylał przy trasie szybkiego ruchu.
Posiadamy tu także niewykastrowanego babochłopa, który był w (Kne)Sejmie, pederastę który był prezydentem miasta, czy żydowskiego pseudoprofesora psychologii ogłaszającego odkrycie antysemityzmu bezobjawowego. Jak również zbędny Stadion Narodowy, najdroższą (na skutek tajnej umowy) autostradę w Europie, zamek wyczarowany znikąd w środku nadnoteckiej puszczy i polskich ekologów z Greenpeace w całości importowanych z Austrii. Czasami jednak zdarza się coś, co się i tak się w naszej krainie w głowie nie mieści.
A do takiego zdarzenia doszło kilka dni temu pod Lubinem. Otóż na skutek interwencji lokalnej Policji po wcześniejszym donosie ze strony lokalnych mieszkańców zatrzymano pijanego 62-letniego mieszkańca powiatu polkowickiego, który pytał ich o drogę do domu, a oni wyczuli od niego charakterystyczny bukiet zapachowy z jamy ustnej. Rzekomo facet w tym momencie stał agresywny i chciał odjechać, ale mieszkańcy go powstrzymali. Cóż wydawałoby się – zdarzenie jak zdarzenie. Jednak nie do końca. Otóż jak się okazało facet nie posiada nóg (miał za to we krwi 2,58 promila alkoholu), a mimo to dzielnie niczym Grigorij z Czterech Pancernych prowadził... samochód nieprzystosowany dla inwalidów. Jednak poradził sobie z tą niedogodnością techniczną w sposób godny Rafała „MacGyvera” Trzaskowskiego.
Ponieważ był nawalony jak stodoła to jedną protezę zamiast na nogę założył na rękę i za jej pomocą obsługiwał pedałów (to znaczy pedały): gaz, hamulec i sprzęgło. A drugą ręką trzymał kierownicę. Ponoć lubińskich gliniarzy zamurowało. Do kompletu ten beznogi jeździec miał już wcześniej sądownie orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów na trzy lata. Po sprawdzeniu dokumentów okazało się także, że nie był ubezpieczony. (I to pewnie było jego największe wykroczenie – pozostałe nasze państwo mogłoby mu odpuścić). Jak radośnie poinformowała oficer prasowa lubińskiej policji Sylwia Serafin. – „Mieszkaniec powiatu polkowickiego odpowie za kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości, a także niestosowanie się orzeczenia sądowego. Grozi mu do 5 lat pozbawienia wolności”.
Już to widzę. Prędzej mi kaktus na czole wyrośnie, niż za takie błachostki pójdzie siedzieć. W końcu takie tuzy jak Wujec i Najsztub na pasach porozjeżdżali przychodniów, a nie spędzili za kratkami ani jednego dnia. Choć jakby powiedziała ambasador Izraela do Adriana „co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”. W sieci przeważają komentarze raczej przychylne dla dzielnego potomka ułanów. W końcu choć topnieje jak śnieg w maju to jeszcze jest społeczne przyzwolenie na picie i jeżdżenie. Gorzej gdyby Easy Riderowi wyjechało dziecko na rowerku i trafiły tą protezą w hamulec Z drugiej strony - co miał facet do domu z buta iść?! Jak widać dzielni potomkowie stepowych zagończyków z genami Michała Wołodyjowskiego i Aleksandra Lisowskiego dalej mają w żyłach gorącą krew i potrafią zaszaleć.
Spójrzmy na to z lepszej strony – naród który tyle chleje nie pozwoli, żeby mu narzucono religię pokoju alkoholu zabraniającą. Bo inaczej nasza jazda wsiądzie na konie – żywe i mechaniczne, zatankuje pojazdy i siebie od środka, a potem ruszy do szarży na bisurmana. Nawet jeśli niektórym z naszych herosów będzie brakować którejś z kończyn.