Viktor Orban i krasnoludki

0
0
0
/

[caption id="attachment_54645" align="alignleft" width="300"] Budapest, 2017. július 21.
Orbán Viktor miniszterelnök a Kossuth Rádió stúdiójában, ahol interjút adott a 180 perc címû mûsorban 2017. július 21-én.
MTI Fotó: Mohai Balázs[/caption] 448 europosłów głosowało – za, 197 przeciw, a 48 wstrzymało się od głosu. Nie pomogło prężenie muskułów przez Matteo Salviniego, który obiecał pomóc Orbanowi w zmaganiach w europarlamencie.   Na nic się zdały wpisy poparcia Marine Le Pen na Twitterze, głosy Brytyjczyka Nigela Farage`a i prof. Ryszarda Legutki, który podczas dyskusji, która poprzedziła głosowanie w sprawie uruchomienia wobec Węgier procedury wynikającej z paragrafu 7 traktatu o UE, oskarżył UE o ingerencję w wewnętrzne sprawy Węgier i podkreślił, że Orbana i jego rząd nie wybrała królewna Śnieżka ani siedmiu krasnoludków, tylko w demokratycznych wyborach węgierski naród, który on w PE reprezentuje. Podczas gdy socjaldemokraci, liberałowie i Zieloni ostro walczyli z Orbanem podczas debaty, cieszył się on poparciem unijnych sceptyków i partii hołdującym wartościom narodowym, ale wsparcie było za małe. Brytyjski europoseł Nigel Farage zachęcał wręcz Orbana do przyłączenia się do "klubu Brexit". Wtorek 12 września okazał się fatalny dla naszych bratanków. Nie udało się zatrzymać lewackiej inicjatywy przygotowanej przez holenderską działaczkę. Debata w PE dotyczyła zagrożenia praworządności na Węgrzech. Sprawozdawczyni projektu rezolucji Judith Sargentini z frakcji Zielonych mówiła, że węgierski rząd uciszył niezależne media i dokonał zmian podważających niezależność sądownictwa. Wtórował jej wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans. Dołączyli do tego kwestię przepisów „Stop Soros!”, zgodnie z którymi karane jest udzielanie pomocy nielegalnym imigrantom. - Jeśli państwu się to nie podoba, to proszę zrezygnować z takiego wydarzenia jak wybory. Proszę mianować kogoś z wewnątrz, żeby był namiestnikiem. Myślę, że pan Timmermans byłby chętny- odparował Legutko Przed głosowaniem nie przebierno w słowach. Eurodeputowany z irlandzkich Zielonych Luke Ming Flanagan nazwał Orbana śmieciem i brudem, a węgierski europoseł István Ujhelyi z Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów nazwał premiera swojego państwa „Goebbelsem”. Luksemburski demokrata Frank Engel porównał Orbana do przywódcy sekty. W przemówieniu dzień przed głosowaniem Orban poinformował europosłów, że nie jest naiwny, świetnie zdaje sobie sprawę, że wyrok na Węgry już zapadł i to nie w Brukseli, czy Strasburgu, tylko w Berlinie i jest to kara za antyimigracyjną politykę jego kraju, który odmówił przyjmowania uchodźców. Oświadczył też, że Węgry nie poddadzą się szantażowi. Warto przypomnieć, że tylko na Węgrzech, w jedynym kraju UE, odbyło się referendum, w którym naród miał szansę opowiedzieć się zdecydowanie przeciw przyjmowaniu imigrantów i Orban się temu podporządkowuje. Przy okazji węgierskiego przypadku, który miał zostać przez eurokratów ukarany, komentatorzy na forach zachodnich gazet zadawali pytania: od kiedy to traktaty europejskie obejmują politykę migracyjną i prawo instalacji w każdym kraju określonej liczby uchodźców? To naruszenie unijnego prawa. Mimo to, Juncker i Merkel z pozycji siły starali się narzucić kwoty imigrantów każdemu z 28 krajów, odwołując się do wydumanych zapisów traktatów i unijnych „wartości”, a to przecież uzurpacja. Według Orbana "tak, jak teraz czynią to niektórzy, rozmawiano z nami w czasach komunistycznych". "Co z tego, że jesteśmy nie w Związku Sowieckim, tylko w PE, podczas debaty stosuje się pouczanie, groźby, "komunistyczne tempo" – stwierdził. Zaznaczył, że sprawozdanie PE stanowi obrazę dla jego kraju i obraża honor węgierskiego narodu. "Suwerenne państwo ma prawo decydować o tym, jak się zorganizować", ta odpowiedź Orbana rzuciła wyzwanie Izbie. O ile we Włoszech Liga potwierdziła solidarność z Węgrami i Salvini oświadczył, że jego partia zagłosuje na korzyść ich przyjaciela Orbána, podobnie jak Forza Italia Silvio Berlusconiego, to koalicjant współrządzący wraz Ligą Włochami Luigi di Maio z Ruchu 5 Gwiazd był Orbanowi przeciwny. We włoskiej układance Ruch 5 Gwiazd jest ugrupowaniem lewicowym, a Liga prawicowym. Co z tego koktajlu wyniknie, nie sposób przewidzieć, bo Salvini i di Maio różnią się w wielu kwestiach i co rusz pojawia się plotka o wcześniejszych wyborach . W stosunku do Orbana pękł politycznie również rząd Austrii. Tu też nastąpiła koalicyjna inflacja. O ile kanclerz Sebastian Kurz potępił Orbana za naruszenie zasad praworządności i demokracji, które są „solą UE”, to jego koalicjant i wicepremier jego rządu wicekanclerz Austrii Heinz Christian Strache z prawicowej Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ) zaproponował Orbanowi wspólną grupę parlamentarną w Parlamencie Europejskim, choć Kurz ma dystans do premiera Węgier. W przeszłości Strache i inni członkowie jego partii wielokrotnie przyłączali się do surowej antyimigracyjnej retoryki Orbana. W Parlamencie Europejskim FPÖ jest obecnie członkiem Partii Narodów i Wolności, a Orban i jego Fidesz członkami Chrześcijańsko - Demokratycznej Europejskiej Partii Ludowej (EPP) największej i najpotężniejszej partii w Parlamencie Europejskim. Obejmuje ona także partie Unii niemieckich chadeków, francuskich Republikanów, hiszpańską Partido Popular i m.in. Platformę Obywatelską. Do tej pory Orban zawsze mógł liczyć na poparcie EPP w sytuacji konfliktów, ale to się właśnie skończyło. Wyrzucenie Orbana z EPP może spowodować podział europejskich chadeków na prawicowych konserwatystów i centrowe skrzydło ludowe. Na ten rozłam gra montujący swoje przyszłe proeuropejskie ugrupowanie Emmanuel Macron, który uparcie powtarza, że Orban nie może być w tej samej partii, co Angela Merkel, i EPP musi dokonać wyboru. Słychać głosy, że dla Europy byłoby dobre, gdyby więcej niż dotąd 15 -20% prawicowych wyborców połączyło się, by walczyć o suwerenną Europę narodów. Bo gdyby Orban i podobnie myślący mogli się zjednoczyć, będzie szansa uratować UE przed miażdżącą przewagą marksistów. Z doświadczenia wynika jednak, że taka frakcja będzie izolowana, o ile nie uzyska więcej niż 30% głosów. Mówi się o nich populiści, ale populizm jest głosem ludzi, demokracją. A dzisiejsza Europa jest dyktatem samozwańczych oligarchów, którzy chcą zniknięcia narodów europejskich, zlania ich w jedną matrycę. Dlatego najbliższe wybory do europarlamentu dla kształtu przyszłej Europy mogą okazać się rozstrzygające.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną