O ludziach niezastąpionych

0
0
0
/

Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych – ale czego to ludzie nie wygadują? Wystarczy pójść na pierwszy-lepszy cmentarz, by z lektury napisów na nagrobkach przekonać się, że nie tam innych ludzi, jak właśnie ci niezastąpieni. Ale nie tylko napisy na cmentarnych nagrobkach mogą nas o tym przekonać. Weźmy takich ekologów, a zwłaszcza – członków ponurej sekty pod nazwą „Pracownia Na Rzecz Wszystkich Istot. Jeśli dobrze zapamiętałem jej teologię, to polega ona na tym, że trzeba radykalnie zredukować liczbę przedstawicieli gatunku ludzkiego, by w ten sposób zrobić miejsca dla pozostałych istot – na przykład – dla szczurów, wszy, tasiemców uzbrojonych i tak dalej. Co prawda niektóre istoty – jak np. wspomniany tasiemiec uzbrojony - nie mogłyby przetrwać bez gatunku ludzkiego, ale to ekologów wcale nie peszy, bo - o ile mi wiadomo – nie mają one jakiegoś ulubionego gatunku przyrodniczego, więc chyba wszystko im jedno, kto zajmie miejsce ludzi, których w tym celu trzeba przetrzebić. Ale oni też najwyraźniej uważają swoją egzystencję za niezbędną dla świata, bo w przeciwnym razie rozpoczęliby trzebienie ludzkości od siebie. Gdyby na przykład taki pan prof. Ehrlich, co to niedawno, na zaproszenie papieskiej Akademii Nauk, wziął udział w rzymskim sympozjonie „Przeciw Zagładzie”, naprawdę był przekonany, że na świecie nie może być więcej ludzi, niż miliard, to już dawno byłby starym nieboszczykiem. Tymczasem nie tylko żyje, ale w dodatku – lata samolotami z Ameryki do Europy i z powrotem – a trzeba nam wiedzieć, że taki jeden przelot prowadzi do zużycia wielkiej ilości tlenu i wyprodukowania złowrogiego dwutlenku węgla, co to powoduje globalne ocieplenie. Widać wyraźnie, że pan prof. Ehrlich i jemu podobni uważać się muszą za ludzi niezastąpionych, podobnie jak w naszym nieszczęśliwym kraju – pani Wanda Nowicka, która w przeciwnym razie odważnie starłaby tłustą plamę na Ludzkości. Więc ludzie wygadują takie rzeczy, nie zwracając uwagi, że są one oczywiście sprzeczne nawet z doświadczeniem potocznym – ale może wreszcie się opamiętają, a to za sprawą niezawisłych sędziów, zwłaszcza z Sądu Najwyższego. Instytucja sędziego jest rezultatem pewnej konwencji, polegającej na tym, by nagą przemoc przesłonić jakimś parawanem. W tym celu nasi panowie gangsterzy wynajmują sobie rozmaitych jegomościów płci obojga, przebierają ich w – jak to w rozmowie z ajatollahem Chomeinim powiedziała Oriana Fallaci – w „głupie, średniowieczne łachy”, obwieszają ich złotymi łańcuchami z tombaku, dają w rękę młotek – a ci za pieniądze posyłają jak nie na szafot, do do więzienia każdego, kogo wskaże im nieubłagany palec, za komuny nazywany „surową ręką sprawiedliwości ludowej”. W przysiędze wojskowej, jaką w roku 1969 składałem w 7 Kołobrzeskim Pułku Zmechanizowanym w Lublinie był wzruszający fragment, że „gdybym nie bacząc na tę uroczystą przysięgę obowiązek wierności wobec ojczyzny złamał, niechaj mnie dosięgnie surowa ręka sprawiedliwości ludowej.” Były to – ma się rozumieć – jakieś ponure żarty, bo przysięgało się nie żadnej „ojczyźnie”, tylko na sojusz z „Armią Radziecką i innymi sojuszniczymi armiami” - ale było oczywiste, że gdyby tak ktoś odmówił wypowiedzenia tych absurdalnych zaklęć, to przebrany w „głupi średniowieczny łach” funkcjonariusz nakazałby siepaczom odstawienie takiego delikwenta do turmy. Jak to pisał poeta: „Ale ty wyjść nie możesz, tobie by wyjść nie dali, bo za drzwiami jest siła, potęga z żelaza i stali. Kiedy tak stoisz zajączku u stóp mistycznej drabiny, za drzwiami stoją ludzie mający karabiny”. Słowem – niezawiśli sędziowie to są fagasy, rodzaj aktorów, za pieniądze przekazywane im przez naszych panów gangsterów i na ich polecenie przedstawiających różne groteski. Za komuny żaden z tych aktorów nie ośmielił się odmówić naszym panom gangsterom udziału w przedstawieniu i dopiero, kiedy na skutek transformacji ustrojowej, dyscyplina się rozluźniła, naszym aktorom przewróciło się w głowie, jakby zapomnieli, że są tylko komediantami w służbie przemocy, co to „wyrasta z lufy karabinu”. A przecież spostrzeżenie, że bez tych karabinów ich „orzeczenia” wzbudzałyby tylko „śmiech pusty”, nie przekracza przecież możliwości umysłu ludzkiego, chyba, że zaćmią go gersdorfiny, powodując utratę poczucia rzeczywistości. I właśnie mamy do czynienia z taką sytuacją, wykazującą nawet znamiona epidemii której ogniskiem wydaje się Sąd Najwyższy, bo tam występuje ona w formie ostrej, rozszerzając się na inne środowiska. Na przykład pan Paweł Kukiz, bez żadnego powodu deklaruje, że pani Małgorzata Gersdorf „jest Pierwszym Prezesem Sądu Najwyższego”. Czyż nie jest to objaw działania gersdorfin na umysł tego polityka, który wcześniej zachowywał poczucie rzeczywistości nawet w stopniu przesadnym, o czym świadczą słowa śpiewanej przezeń piosenki, w której chłopak tłumaczy swojej kopulantce: „bo tutaj jest, jak jest – po prostu – i ty dobrze o tym wiesz!” Ale o ile u posła Pawła Kukiza objawy wystąpiły w postaci umiarkowanej, to wśród samych zainteresowanych zaczynają przebierać formy ostre. Niedawno sędziowie Sądu Najwyższego postanowili, że będą pracowali aż do ukończenia lat 70. Myślę, że to nie jest ostatnie słowo, że wkrótce doczekamy się deklaracji, że będą pracowali, to znaczy – wysługiwali się naszym panom gangsterom aż do śmierci. Najciekawsze jest jednak to, że tym nasilającym się objawom, które powinno skrupulatnie przebadać jakieś konsylium weterynarzy, towarzyszą dowody spostrzegawczości. Chociaż bowiem sama pani Małgorzata Gersdorf nie jest do końca pewna, kim jest, to znaczy - czy jest, czy nie jest Pierwszym Prezesem Sadu Najwyższego, to przecież nie ma najmniejszych wątpliwości, że „państwo” to znaczy – nasi panowie gangsterzy - powinni wypłacać jej „wynagrodzenie” za odgrywanie tej groteski. Najwyraźniej nasi panowie gangsterzy podzielają to przekonanie, bo Zespół Prasowy Sądu Najwyższego właśnie poinformował, że to „wynagrodzenie” nie uległo zmianie i że pani Gersdorf „otrzymuje je w takiej wysokości, jaka należy się I Prezesowi Sądu Najwyższego.” Jakie wynikają z tego wnioski? Po pierwsze – że konstytucja zredagowana przez Aleksandra Kwaśniewskiego, Tadeusza Mazowieckiego, Waldemara Pawlaka i Ryszarda Bugaja jest przeraźliwym bublem, skoro na jej podstawie nie można udzielić odpowiedzi na proste pytanie: kto jest I Prezesem Sądu Najwyższego. Zważywszy na osoby jej redaktorów, trudno się temu dziwić, bo już starożytni Rzymianie, co to każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji twierdzili, że „ex nihilo nihil fit”, co się wykłada, że z niczego będzie nic. W Polsce funkcjonuje przysłowie, że z próżnego i Salomon nie naleje – a cóż może być w głowie np. pana Aleksandra Kwaśniewskiego? Czy ktoś byłby zaskoczony, gdyby jacyś fizycy odkryli tam doskonałą próżnię? Po drugie – że wojna między naszymi panami gangsterami a komediantami od odgrywania grotesek, może mieć charakter pozorny, skoro nasi panowie gangsterzy, jak gdyby nigdy nic, futrują panią Małgorzatę pieniędzmi zrabowanymi podatnikom. W przeciwnym razie musielibyśmy przyjąć, że nasi panowie gangsterzy postępują tak z tchórzostwa – ale takie podejrzenie byłoby chyba niegrzeczne. Ale gdyby przyjąć, że z tchórzostwa – to przed kim nasi panowie gangsterzy tak tchórzą? Możliwości są dwie, a nawet trzy. Po pierwsze – przed Naszą Złotą Panią, która organizując w Berlinie triumf pani Ludmile Kozłowskiej, ostrzega w ten sposób tubylczych panów gangsterów, że jak będą niegrzeczni, to za pośrednictwem sprowadzonych do Polski banderowców urządzi tu „wołynkę”. Po drugie – przed Naszym Najważniejszym Sojusznikiem, który przy okazji nowelizacji ustawy o IPN wytarzał ich w smole i pierzu, i po trzecie – przed jedną i drugim.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną