Ekspert uważa, że PiS przegra z Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości!

0
0
0
/

Kiedy w III RP przygotowywano integrację Polski z Unią Europejską, ja i inni młodzi ludzie z środowisk narodowych i wolnościowych demonstrowaliśmy swój sprzeciw wobec inkorporacji Polski do socjaldemokratycznego skansenu jakim jest Unia Europejska. Publicznie głosiłem, że alternatywą dla przyłączenia Polski do UE, wprowadzenia w Polsce nieefektywnej gospodarki socjalistycznej, jest niepodległość Polski i wolny rynek, który mógł Polsce zapewnić dobrobyt. Za swoje poglądy byłem, tak i inni młodzi polscy patrioci, prześladowany. Zatrzymała i zastraszała mnie policja. By mnie zastraszyć prowadzono przeciwko mnie postępowanie prokuratorskie (pod zarzutem propagowania faszyzmu polegającego na porównaniu UE do nazizmu). Innych młodych polskich patriotów za sprzeciw wobec integracji wyrzucano z szkół i pracy (co w czasach wysokiego bezrobocia i utrudnionej emigracji skazywało na ekstremalną nędze). Dziś po latach nasze ostrzeżenia stały się rzeczywistością. Unia Europejska chce nam odebrać resztki niepodległości i zakazuje Polakom przeprowadzania niezbędnych reform na drodze demokracji. Opis tego jak Unia Europejska nas zniewala można znaleźć nawet w artykułach pisanych przez zwolenników integracji.
[caption id="attachment_80170" align="alignnone" width="815"] fot. Jan Bodakowski[/caption]
W opublikowanym na portalu „Nowa Konfederacja” artykule „Unijne kłopoty PiS osłabiają Polskę” Andrzej Mikosz (prawnik, ekspert ds. prawa handlowego, transakcji M&A i rynków kapitałowych, partner w K&L Gates, Minister Skarbu Państwa w latach 2005-2006) stwierdził, że po orzeczeniach Trybunału sprawiedliwości Unii Europejskiej „Polska może stać się niezdolna do realnego udziału nawet w decyzjach dotyczących perspektywy budżetowej. To silnie dotknęłoby zamiary Premiera Morawieckiego i polską gospodarkę, a zwłaszcza wieś”. Jak przypomina ekspert „Komisja Europejska wniosła 24 września 2018 roku skargę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), żądając rozstrzygnięcia, czy przepisy ustawy z dnia 8 grudnia 2017 roku o Sądzie Najwyższym nie naruszają postanowień Traktatu ustanawiającego Unię Europejską oraz Karty Praw Podstawowych UE”. Zdaniem eksperta „ruch Komisji był przez rozsądnych obserwatorów oczekiwany już od pewnego czasu. Zeszłotygodniowe działania premiera Morawieckiego; spotkanie z Pierwszą Prezes SN, prof. Małgorzatą Gersdorf, mogły opóźnić złożenie tej skargi, jednak skoro w miejsce dialogu racji mamy do czynienia z dwoma monologami, Komisja postanowiła przedstawić swoje argumenty”. Według eksperta „postępowanie toczące się przed Radą Europejską ma charakter polityczny. Polska może liczyć w nim na przychylność Węgier. W przypadku postępowania przed TSUE Polska może liczyć już tylko na prawnicze argumenta ad rem. A tych rządowi PiS brakuje”. Ekspert w swoim artykule informuje, że Komisja Europejska „ma pełną świadomość, że TSUE nie jest uprawniony do kontroli konstytucyjnej polskich ustaw. Fakt, że Rzeczpospolita Polska sama, przez delegitymizację i upartyjnione obsadzenie Trybunału Konstytucyjnego, pozbawiła się efektywnego systemu kontroli konstytucyjności ustaw, nie powoduje, że TSUE może uzurpować sobie uprawnienie do zastąpienia Trybunału Konstytucyjnego. Kompetencją TSUE pozostaje tylko i wyłącznie zgodność prawa krajowego z prawem europejskim. W tym przypadku jest to prawo najwyższego stopnia – traktatowe. Dlatego skarga dotyczy tylko tych elementów ustawy o Sądzie Najwyższym, które mogą być uznane za przepisy naruszające prawo traktatowe UE”. Według eksperta przedmiotem skargi do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej jest „nadmierna, nieuzasadniona ingerencja władzy ustawodawczej i wykonawczej w skład najwyższego organu sądowniczego (Sądu Najwyższego); Komisja zauważa, że spośród orzekających w chwili wejścia w życie ustawy, 27 na 72 członków (37,5%) sędziów SN, przestanie orzekać ze względu na ukończenie 65 roku życia, co w połączeniu z powołaniem dwóch nowych izb i powołaniem do tych izb sędziów przez Prezydenta powoduje, że Sąd Najwyższy staje się organem w większości powołanym przez przedstawicieli jednej siły politycznej; jednocześnie Komisja zauważa, że to skrócenie mandatu dotyczy najwyższego sądowego, konstytucyjnego organu państwa – pierwszego prezesa SN, powoływanego, zgodnie z Konstytucją RP, na sześcioletnią kadencję. Skrócenie umożliwia władzy wykonawczej wywarcie istotnego wpływu na wewnętrzne ukonstytuowanie się Sądu, co niewątpliwie jest niezgodne z zasadą „niezależności” wymiaru sprawiedliwości”. Skarga do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej zarzuca PiS „wprowadzenie kompetencji dla organu władzy wykonawczej – Prezydenta RP, do dyskrecjonalnego wykonywania uprawnienia do przedłużenia mandatu sędziego, który ukończył 65 rok życia (możliwość dwukrotnego przedłużenia o nie więcej niż 3 lata mandatu sędziego SN), co istotnie interferuje z instytucjonalnym kryterium niezawisłości sędziowskiej, wprowadzając; Komisja zauważa, że opinia KRS ma charakter niewiążący, brak jest ponadto kontroli sądowej decyzji Prezydenta; ponadto Komisja określa nową KRS jako „organ którego obecny skład ukonstytuowano z naruszeniem europejskich norm niezależności sądowej””. Zdaniem eksperta, „w opinii Komisji w ten sposób Rzeczpospolita narusza swoje zobowiązanie traktatowe dotyczące umożliwienia każdemu dostępu do niezawisłego sądu. Sąd Najwyższy, organ sprawujący nie tylko władzę sądzenia, ale także nadzór nad orzecznictwem sądów powszechnych Rzeczypospolitej Polskiej, utracił niezależność, a opisane powyżej zmiany ograniczyły niezawisłość sędziowską i zasadę ich nieusuwalności z urzędu. Tym samym Polska nie wypełnia, zdaniem Komisji, swoich zobowiązań wynikających z art. 19 ust. 1 Traktatu o Unii Europejskiej w związku z art. 47 Karty praw podstawowych Unii Europejskiej”. Według eksperta „podsumowując podjęte przez siebie działania, mające na celu prowadzenie dialogu z Rządem RP, Komisja wskazuje, że wniesienie skargi nie zamyka możliwości zawarcia Rządem RP porozumienia, w rezultacie nadal prowadzonego dialogu, które to porozumienie stanowi „preferowany sposób rozwiązania systemowego zagrożenia dla rządów prawa w Polsce” (polskie tłumaczenie znów używa określenia „praworządność”, co stanowi błąd językowy, gdyż nawiązuje do koncepcji funkcjonującej w PRL – „praworządności”, która przeciwstawiana była „burżuazyjnej” koncepcji „rządów prawa”, którą to koncepcję przyjęła Konstytucja RP z 1997 roku i która jest afirmowana w postanowieniach Traktatu ustanawiającego Unię Europejską)”. Ekspert twierdzi w swoim artykule, że „skarga Komisji zawiera dodatkowo wniosek do TSUE o zastosowanie środków tymczasowych, polegających na nakazaniu Rzeczypospolitej Polskiej utrzymania stanu prawnego sprzed 3 kwietnia 2018 roku, a więc sprzed dnia wejścia w życie ustawy o Sądzie Najwyższym. Jest to daleko idący środek. Zbliżony, lecz jednak idący dalej aniżeli środki zabezpieczające zastosowane przez Sąd Najwyższy, czyli niestosowanie przepisów, wpływających na skład sądu (a więc w tym przypadku, dotyczących przejścia w stan spoczynku i kompetencji Prezydenta do podejmowania decyzji w sprawie przedłużenia, lub nie- mandatu sędziów, członków składu orzekającego). Oznacza to, że wykonując takie postanowienie tymczasowe, zgodne z wnioskiem Komisji, Prezydent RP, KRS oraz Sąd Najwyższy winni powstrzymać się z działaniami związanymi z przeprowadzaną przez PiS „reformą” Sądu Najwyższego. W szczególności prowadzić to będzie do zachowania mandatu I Prezes SN oraz pozostałych sędziów SN, w tym Prezesów Zabłockiego i Iwulskiego”. W opinii eksperta „niezależnie od oceny zasadności zarzutów pod adresem polskiej ustawy o SN, wydanie przez TSUE postanowienia zabezpieczającego (czyli zastosowanie środków tymczasowych), postawi rząd PiS w bardzo trudnej sytuacji przed wyborami samorządowymi. PIS będzie musiało uzgodnić dwie narracje: pierwszą – o obronie suwerenności Polski w organizowaniu wymiaru sprawiedliwości (narracja skierowana przede wszystkim do twardego elektoratu) i drugą, skierowaną w dużej mierze do polskiej wsi, że działania PiS-u nie wyprowadzają nas z Unii Europejskiej i polityka partii rządzące nie stanowi zagrożenia dla polskiej wsi, która pozostaje największym beneficjentem polskiego uczestnictwa w Unii Europejskiej. PiS miał nadzieję odebrać władzę w samorządach w Polsce, poza wielkimi miastami, PSL-owi. Ewentualne wydanie przez TSUE postanowienia w sprawie środków tymczasowych spowoduje po stronie PiS konfuzję. Wejście na wyższy poziom sporu z UE może utrudnić PiS-owi uzyskanie strategicznego celu: osłabienia PSL na wsi. Z drugiej strony, ewentualne wzmocnienie się PSL w wyborach samorządowych, spowodowane zrozumiałym strachem przed polityką PiS, konfrontującą Rzeczpospolitą w stosunkach z UE, może spowodować przemianę w obrazie polskiej opozycji antypisowskiej. W miejsce mającej niewielkie możliwości rozwinięcia swojej bazy społecznej opozycji, łączącej hasła republikańskie z lewicową, a czasem nawet lewacką retoryką, może pojawić się istotny element „ludowy” – bardziej umiarkowany i konserwatywny. PSL, mimo swojego postpeerelowskiego pochodzenia, przez ostatnie lata dokonało zauważalnego zwrotu w kierunku „chrześcijańskiej demokracji””. W opinii eksperta „reakcją PiS może być zatańczenie kontredansa, polegającego na połączeniu twardej retoryki w mediach pisowskich (publicznych i „tożsamościowych”) oraz w wypowiedziach polityków, z zastosowaniem się do postanowienia TSUE. PiS posiada już doświadczenie w retorycznym wygrażaniu pięścią połączonym z faktyczną rejteradą (vide ustawa o IPN). Nie można wykluczyć, że takie działanie będzie stosowane przez PiS tylko do wyborów samorządowych. Jednocześnie ich wynik będzie miał bardzo istotne znaczenie dla dalszych działań PiS w stosunku do wymiaru sprawiedliwości i w relacjach z UE. To oczywiście truizm, ale kwestia wymiaru sprawiedliwości w polityce PiS niewątpliwie będzie podporządkowana celom niezwiązanym z jego rzeczywistym funkcjonowaniem, ale wyłącznie z celem nadrzędnym – dalszą konsolidacją władzy w rękach ośrodka decyzyjnego z Nowogrodzkiej”. Zdaniem eksperta „wyrok TSUE raczej nie spowoduje anihilacji Izby Dyscyplinarnej oraz Izby Prawa Publicznego i Spraw Nadzwyczajnych. PiS być może nie osiągnie celów symbolicznych (usunięcie Pierwszej Prezes SN i zasłużonych sędziów, w rodzaju St. Zabłockiego), których obecność zmniejsza komfort moralny PiS (prof. Gersdorf została powołana przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a sędzia Sądu Najwyższego St. Zabłocki był prawnikiem, który w najtrudniejszych czasach nie bał się występować przeciw „władzy ludowej”). Jednak realne narzędzie kontroli nad wymiarem sprawiedliwości i zawodami prawniczymi znajduje się w Izbie Dyscyplinarnej SN, a narzędzie kontroli nad procesami demokratycznymi – w Izbie Prawa Publicznego i Spraw Nadzwyczajnych. Ich powołanie i obsadzenie może być zasadnie kwestionowane na gruncie polskiej Konstytucji. Jednak na gruncie prawa europejskiego trudne będzie kwestionowanie ich legalności (w rozumieniu – zgodności z prawem traktatowym). Odtrąbienie sukcesu przez przedstawicieli polskiej opozycji, nawet w przypadku wydania postanowienia o środkach tymczasowych oraz wyroku uznającego ustawę o SN za sprzeczną z Traktatem i Kartą, wydaje się więc mocno przedwczesne”. Ekspert uważa, „że Polska weszła na kurs kolizyjny z Unią Europejską wiemy od grudnia 2015 roku. Dokąd zaprowadzi nas ten kurs? Nie wiemy. Nie można wykluczyć, że – wbrew zamiarom Jarosława Kaczyńskiego – kurs ten wyprowadzi nas poza Unię Europejską. Wiemy, że przywódca PiS nie rozumie polityki jako gry w ramach współzależności. Rozumie ją jako stały konflikt, w którym są ci, co są górą; ci, co są słabsi i ci, co się równoważą w konflikcie (jak widoczne frakcje w Zjednoczonej Prawicy). Unia Europejska jest zbudowana na bardziej złożonych zasadach. Obok prostego argumentu siły (ekonomicznej, demograficznej) występuje wiele innych współzależności, w tym także znaczenie i zdolność rozwiązywania problemów przez instytucje krajowe. Umiejętność absorpcji nie tylko środków pomocowych, ale także wiedzy i możliwość budowania wartości dodanej przez gospodarkę. Państwo, które w sposób demonstracyjny odrzuca samo ich istnienie, osłabia swoją pozycję i traci także możliwość stosowania innych argumentów. Taka sytuacja następuje od 2015 roku w przypadku Polski. Wewnętrzna delegitymizacja instytucji innych niż kontrolowane przez rządzącą większość spowodowała realny upadek znaczenia Polski w dyskursie o przyszłości Unii Europejskiej. Próba włączenia się w ten dyskurs premiera Mateusza Morawieckiego była jak wejście do sali balowej gościa, który przed wejściem był widziany przez wszystkich, jak obija swojego stangreta a teraz próbuje tłumaczyć uczestnikom balu, że kelnerom należy się szacunek („No może ma rację, ale co z tym stangretem?”). Polska nie jest obecnie zdolna do uczestniczenia nie tylko w dyskursie nt. przyszłości Unii. Może stać się po orzeczeniach TSUE niezdolna do realnego udziału nawet w decyzjach dotyczących perspektywy budżetowej, co w sposób bardzo wyraźny, wprost „finansowy” może dotknąć zamiary Premiera Morawieckiego i polską gospodarkę, a zwłaszcza wieś”. Według eksperta „wprowadzenie finansowych sankcji wobec Polski – prawdopodobne dzisiaj dużo bardziej, aniżeli jeszcze kilka miesięcy temu – może spowodować, że Polska stanie się podmiotem, którego rola w UE jest najgorsza z możliwych: jest zobowiązany do świadczeń, a jednocześnie nie współdecyduje o sposobie wydawania pieniędzy i jego udział w wydatkach budżetowych spada. Traktaty nie przewidują możliwości „wykluczenia” kraju UE. Nie możemy jednak wykluczyć – przyjmując jako możliwą perspektywę następnych kadencji rządów PiS – że Polska zostanie skazana na quasi-Polexit przez wykluczenie jej (nawet nieformalne) z decydowania o polityce UE, przy jednoczesnym zachowaniu wszystkich zobowiązań. W takiej sytuacji rząd PiS nie będzie miał problemu z uzyskaniem odpowiedniej legitymacji dla prawdziwego Polexitu”. AUTOR TEKSTU: JAN BODAKOWSKI  ŹRÓDŁO: nowakonfederacja.pl
 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną